Wisła, sierpień 2014
Słońce zachodzi nad górami zostawiając różowo-pomarańczowe
niebo. Wiatru nie ma, jest za to cisza i spokój. Letnia grand prix skończyła
się 5 dni temu. W ten weekend miały być co prawda jakieś konkursy, ale
większość kibiców już opuściła Wisłę. Razem z drużyną wyjeżdżam jutro z samego
rana, dlatego z Andersem żegnam się już dzisiaj, bo jutro nie będzie na to
czasu. Mamy spotkać się na „naszej” ławce nad rzeką. Ciężko jest mi rozstawać
się z tym miastem, a tym bardziej z Andersem i resztą norweskich skoczków. Od
małej imprezy w niedzielę widziałam się z nimi praktycznie codziennie. Zawsze
zapraszali mnie na trening, żebym nie siedziała sama. Czasami też przychodzili
na treningi dziewczyn, kiedy decydowałam się na nie pójść. Mogę śmiało
powiedzieć, że od tamtego wieczoru dużo się zmieniło. Poznałam większość
skoczków niemieckich i norweskich. Sporo dowiedziałam się też o Andersie, po
alkoholu śmielej o sobie opowiadał. Pomogła również rozmowa ze Stjernenem.
Odniosłam wrażenie, że jest on naturalnym liderem. Pilnował reszty, nie pił, a
jednocześnie dobrze się bawił. Jak już wszyscy byli wesoło podchmieleni, wziął
mnie na bok i zapytał o moją relację z Andersem.
- Nie do końca rozumiem,
o co ci chodzi. – patrzę na niego zmieszana.
-Wiesz, Anders z
natury pomaga każdej napotkanej osobie. Zazwyczaj jednak, nie utrzymuje z nimi
kontaktu – tu znacząco unosi brew. –Zastanawia mnie to. Nie chce cię straszyć,
ani nic z tych rzeczy, po prostu się o niego… hm… martwię. Wiem, że jest
dorosły i sam podejmuje decyzje, ale chce żebyś wiedziała, że on nigdy nie był
w poważnym związku. W żadnym związku tak właściwie – teraz to ja unoszę brwi.
Dlaczego mi o tym mówi? – On nigdy nikogo nie kochał. Można powiedzieć, że w
trakcie dorastania odstawił swoje serce na półkę, aby go broń boże nie uszkodzić
– śmieje się ze swojej przenośni. – Nie wiem, co jest między wami, dlatego ci
to mówię. O rzeczach nieużywanych, zakurzonych rzadko się pamięta, a bardzo
łatwo można je zrzucić z półki i doszczętnie zniszczyć. Przypadkiem.
-W takim razie
obydwoje mamy zakurzone serca –uśmiecha się, słysząc odwołanie do swojej
metafory. –Tylko moje jest już trochę uszkodzone – teraz to ja uśmiecham się
blado, a skoczek klepie mnie lekko mnie po plecach. – Nie musisz się bać. Wiem,
że znam go stosunkowo krótko, ale już jest dla mnie kimś ważnym.
Obydwoje przenosimy
wzrok na Fannemela. Stoi razem z Krausem i Sjoenem, żywo o czymś rozmawiają. Na
mojej twarzy pojawia się uśmiech. Jak ktoś taki jak Anders nie był jeszcze w
związku? Każda dziewczyna byłaby przy nim szczęściarą.
-Przepraszam, to nie
jest moja sprawa, po prostu chcę, żebyś wiedziała, że chłopak nie ma pojęcia o
uczuciach i ich wyrażaniu – patrzę na niego zdziwiona. –Nic nie sugeruję –
unosi dłonie w obronnym geście, a ja się uśmiecham. – Może i ma te 23 lata, ale
czasami zachowuje się, jakby ciągle miał 17.
-Zauważyłam
–przypomina mi się, jak odwiedził mnie w hotelu i zajadał się ciastkami dniu
zawodów. Kąciki ust mimowolnie unoszą mi się do góry.
-Po prostu na niego
uważaj, ok? – twierdząco kiwam głową, po czym zostaję sama. Patrzę na
Fannemela. Zauważa mój wzrok, uśmiecha się i zaczyna kiwać na boki, niby w
tańcu.
Mrugam oczami by odgonić od siebie wspomnienia z niedzieli i
skupić się na teraźniejszości. Słońce już prawie całkiem zaszło. Zerkam na
godzinę. Anders powinien zaraz tu być. Kładę głowę na oparciu ławki i zamykam
oczy. Słyszę szum wody i ludzi idących po drugiej stronie rzeki. Jest ich
zdecydowanie mniej niż tydzień temu. Nie mogę uwierzyć, że minął już ponad
tydzień, odkąd znam Fannemela. Wydaje mi się, jakbym znała go całe wieki. On
tyle o mnie wie, zresztą, ja też dowiaduję się o nim coraz więcej. Czuję się
przy nim tak swobodnie, wiem że mogę mu zawsze ufać. Jakby przed wyjazdem do
Wisły ktoś mi powiedział, że poznam tu kogoś takiego, z pewnością bym go
wyśmiała.
-Obudź się śpiąca królewno – gwałtownie podnoszę głowę i
otwieram oczy. Znowu to zrobił. Nie wiem, jak udaje mu się podejść tak cicho.
-Zawału serca kiedyś przez ciebie dostanę – mówię pod nosem
i przesuwam się, dając mu więcej miejsca na ławce. Chłopak lekko się uśmiecha i
siada obok. W oczy rzuca mi się jego ubiór. Ma na sobie zwykłą białą koszulkę i
czarne szorty. Zadziwiające jest to, że nie ma logo sponsorów. Jedyną rzeczą
która je zawiera, jest niebieska, kadrowa kurtka.
-Przywykniesz – delikatnie ściska moje prawe kolano i
wyciąga nogi przed siebie. Nie wiem, co powiedzieć, więc tylko lekko się
uśmiecham. Nienawidzę pożegnań. –Masz pozdrowienia od chłopaków – rzuca mi
przelotne spojrzenie i znów wbija wzrok przed siebie. – Od Niemców też.
-Dziękuję. Pozdrów ich też – zapada cisza. On uporczywie
wpatruje się w rzekę, a ja w niego, czekając na jakikolwiek ruch.
Dopiero po jakimś czasie odwraca głowę w moją stronę i
patrzy mi prosto w oczy. Nie musi nic mówić, żebym zrozumiała. Wiem, że czuje
to samo. Wiem, że pomimo tego, że znamy się tak krótko przywiązał się do mnie,
ufa mi i zależy mu na mnie. Patrzę w jego oczy i zaciskam szczękę. Przez moją
głowę przelatuje tysiąc myśli, zaczynając od tego, jak bardzo będę za nim
tęsknić, po to, w co ubiorę się na drogę. Staram się je wyrzucić i skupić na
tym, co tu i teraz. Nie wiem, kiedy znowu zobaczę Andersa. Rozmawiać pewnie
będziemy często, ale nic nie zastąpi rozmowy twarzą w twarz. Powoli wypuszczam
powietrze z płuc i czuję dreszcze przebiegające przez całe moje ciało. Czy to
możliwe, że zobaczymy się dopiero podczas konkursów w zimę? Nawet nie chce o
tym myśleć. Szybko odwracam wzrok i zatrzymuję go na lampie stojącej po drugiej
stronie rzeki. Kątem oka widzę, że chłopak wciąż na mnie patrzy. Po dłuższej chwili zdejmuje z siebie kurtkę i
kładzie mi ją na kolanach. Odwracam głowę w jego stronę z niemym pytaniem w
oczach.
-Chcę, żebyś ją miała – znowu patrzy na mnie takim wzrokiem,
że wszystkie słowa wylatują mi z głowy.
- Dziękuję – tylko tyle jestem w stanie z siebie wyrzucić.
Zarzucam kurtkę na ramiona i lekko się uśmiecham. Anders obejmuje mnie
ramieniem i przyciąga do siebie.
-Pasuje ci – uśmiecham się pod nosem i przytulam do
chłopaka.
Siedzimy w ciszy i wpatrujemy się w rzekę, która skrzy się
od zachodzącego słońca. Już jest ledwo widoczne, co znaczy, że zaraz będę
musiała wracać do hotelu. Na samą myśl o tym skręca mnie w środku. W Wiśle nie
mam żadnych zmartwień, żadnych ważnych decyzji do podjęcia. Gdy tylko wrócę do
Wrocławia będę miała kolejną operację, dowiem się, że już nie mogę grać i będę
musiała zdecydować co dalej. Do tego dojdzie presja klubu i rodziców, więc będę
kłębkiem nerwów. Tutaj to wszystko wydaje się takie odległe. Jeszcze wczoraj
razem z Andersem siedziałam na trawie nad rzeką naprzeciwko hotelu.
Rozmawialiśmy o moich rodzicach, planach na przyszłość, jego przygotowaniach do
sezonu. Wydaje mi się, jakby to było co najmniej tydzień temu. Uśmiecham się na
samo wspomnienie wczorajszego popołudnia. Czy to jest możliwe, żeby przywiązać
się do kogoś po tygodniu znajomości? Nie powinno to zależeć od czasu, a od
relacji, a te mamy bardzo dobre. Coraz częściej rozumiemy się bez słów. Nawet
teraz wystarczy mi jedno spojrzenie na chłopaka i wiem, że myśli o tym samym co
ja. Wiem, że nasza więź nie istnieje tylko w mojej głowie, wiem, że on przeżywa
to tak samo jak ja. I nie chodzi tu o jakieś głębokie uczucia, a o zwykłą
przyjaźń. Stjernen powiedział mi, że Anders nigdy nie utrzymywał kontaktu z
ludźmi, którym pomagał. Rozwiązał problem i tyle, to go uszczęśliwiało. Teraz
było inaczej, teraz nie poprzestał na wysłuchaniu mojej historii, naprawdę się
w nią wciągnął i drążył, przez co poznał mnie bez zbędnego owijania w bawełnę.
Myślę, że dlatego tak dobrze się dogadujemy. Od początku nie było żadnego
kombinowania czy ukrywania, od początku mówiłam mu prawdę. I wiem, że on w
stosunku do mnie zachowuje się tak samo. Dlatego tak ciężko jest nam się
rozstać. Zarówno on, jak i ja, nie mamy innych przyjaciół, którzy by nas tak
rozumieli. Jasne, ja mam Martę, ale wszystkiego jej nie powiem. On ma kolegów z
kadry, ale też wiem, że niektóre rzeczy zatrzymał tylko dla siebie. Może
faktycznie miał rację, może nie mówimy wszystkiego bliskim osobom, bo
podświadomie wiemy, że one nie chcą żebyśmy cierpieli, chcą nas uchronić, nie
zawsze podpowiadając nam najlepsze rozwiązanie. Poza tym, boimy się ich opinii,
tego jak zareagują. Z obcymi osobami
jest odwrotnie. To dlatego, na samym początku, wyjawiłam skoczkowi większą
część mojego życia. Co miałam do stracenia?
Anders przechyla głowę w moją stronę, a ja wiem, że czas
wracać do hotelu. Zapinam niebieską kurtkę z napisem „Norge” na plecach,
chwytam kule i powoli idziemy wzdłuż rzeki. Całą drogę spędzamy w ciszy.
Czasami wyraża ona więcej, niż najlepiej dobrane słowa.
_________________
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale jak miałam wenę, to nie miałam komputera, a jak miałam komputer, to nie miałam weny.
Rozdział jest krótszy niż zazwyczaj, ale mam nadzieję, że i tak się Wam podoba. Udało mi się choć trochę wprowadzić Was w nastrój? Czekam na opinie.