sobota, 28 marca 2015

4. I keep going to the river to pray

     Muzyka

Wisła, lipiec 2014

     Leżę na łóżku i wpatruję się w sufit. Dziewczyny dopiero co wróciły z treningu, więc Marta okupuje łazienkę. Jakiś czas temu skończył się konkurs indywidualny, tym samym LGP w Wiśle dobiegło końca. Anders zajął dzisiaj 5 miejsce i chyba jest zadowolony. Nie rozmawiałam z nim od wczorajszego południa, ponieważ nie chcę mu zawracać głowy, kiedy powinien skupić się na skokach. On sam też się nie odzywał, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że sport całkowicie go pochłonął.
     Podnoszę się i podchodzę do okna. Na dworze jest jeszcze dość jasno, dochodzi 20. Wpatruję się w góry spowite mgłą i po raz kolejny stwierdzam, że nie mam co ze sobą zrobić. Rozmawiałam dzisiaj z trenerem odnośnie mojej przyszłości. Powiadomili już mojego niedoszłego pracodawcę z Niemiec, że najprawdopodobniej moja piłkarska kariera dobiegła końca. Ostatecznie ma się to wyjaśnić po drugiej operacji, ale szanse są nikłe. Nawet jeżeli mogłabym grać, rehabilitacja potrwałaby bardzo długo. Trenerzy dali mi wolną rękę, co do mojego pobytu w Wiśle, jak również najbliższych miesięcy. Jeżeli chce, mogę wrócić do Wrocławia choćby jutro, ustalić termin kolejnej operacji i czekać na nią w domu. Mogę też zostać tutaj z drużyną. Chodziłabym z nimi na treningi i pomagała im podnosić formę. A co do przyszłości… Mogę zająć się psychologią sportową, fizjoterapią lub zostać asystentką trenera. Chyba, że chce definitywnie skończyć ze sportem, o czym jeszcze nie zdecydowałam. Nie wiem, czy chcę zostać w środowisku piłkarskim. Boję się, że zbyt wielki ból będzie sprawiała mi świadomość, że sama już grać nie mogę. Nie wiem też, czy uda mi się tak łatwo to wszystko rzucić i zająć się kompletnie czymś innym. Rodzice uważają, że powinnam wracać do Wrocławia i porozmawiać o tym z psychologiem, ponieważ nikt ze znajomych czy rodziny nie jest w stanie mi bezstronnie doradzić, jednak ja nie jestem co do tego przekonana.
     Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk przychodzącego sms. Zerkam na ekran i uśmiech mimowolnie pojawia się na mojej twarzy. „O 21 mamy małą impreze w hotelu, wpadniesz? Anders.”  Szybko zerkam na godzinę i wystukuję odpowiedź. Mam jeszcze trochę czasu by się przygotować, a co najważniejsze, dokuśtykać do Gołębiewskiego. Odkładam telefon na łóżko i dopiero teraz zauważam, że Marta stoi w drzwiach od łazienki i przygląda mi się z zaciekawieniem.
     - Co? – trochę bezczelnie, ale wiem, że dziewczyny to nie urazi.
     -Kto napisał? – unosi jedną brew, a ja już wiem, że na jednym zdaniu się to nie skończy. – Anders, prawda? – uśmiecha się i podchodzi do mnie szybkim krokiem. –Wiedziałam, że napisze po konkursie. Mówiłam Ci to przecież! Co napisał? – jak już się nakręci, to nic nie jest w stanie jej zatrzymać. Usuwam się jej z drogi i ręką wskazuje na telefon. Zrobiłaby to i bez mojego pozwolenia. – Wiadomości, wiadomości… Mam! – marszczy brwi, a po chwili uśmiecha się odkładając telefon. – Dobrze, że idziesz! Impreza ze skoczkami, w życiu bym Cię o to nie podejrzewała. Przecież 3 dni temu nawet nie wiedziałaś, że w Wiśle jest jakiś konkurs! Czy ty w ogóle znasz jakiś skoczków poza Andersem? Jakiś Polaków poza Stochem? Co tam Polaków, w końcu do Norwegów idziesz! Jezu, Pola, ja Ci pomogę, spokojnie. Już szukam ich zdjęć. Co ty byś beze mnie zrobiła? Może zacznij już lepiej myśleć, co na siebie założysz. Koniecznie jakieś obcisłe spodnie, a nie te boyfriend’y co to zawsze nosisz. Co z tego, że są wygodniejsze, wyglądaj w końcu jak dziewczyna, a nie. Może do tego jakąś koszule, co? Tylko żaden t-shirt, nawet o tym nie myśl! Ja już coś znajdę…
     Cała Marta. Pięćset pytań na minutę, z czego na większość sama zna odpowiedź. A jak już się na cos napali, to koniec, nie spocznie, póki nie będzie tak jak ona chce. No i oczywiście robi tysiąc rzeczy na raz. Rzuca mi różne ubrania z szafy, trajkotając o tym, jaki kto jest w norweskiej kadrze. Nie, żeby się jakoś specjalnie interesowała skokami, jej brat się nimi pasjonuje, więc chcąc nie chcąc, coś tam wie. Jak tylko się dowiedziała, że Anders rozmawiał ze mną w czwartek nad Wisłą od razu przegadała całą godzinę o tym, jaki z niego „mały wielki człowiek”. Przy tym swoim całym gadulstwie jest osobą godną zaufania, dlatego nie mam z tym problemu. W sumie to ona jedyna z całej kadry wie o tym, że znam Fannemela i wiem, że bez mojej zgody niczego nikomu nie powie. Pewnie nawet dzisiaj wieczorem będzie mnie kryć przed całą kadrą, żebym tylko uniknęła niewygodnych pytań.
     -Pola! – mrugam szybko i patrzę się na nią z niemym pytaniem w oczach. – Przebieraj się, na co czekasz? Zanim dojdziesz do tego hotelu minie z 40 minut, nie ma czasu na siedzenie i myślenie o niebieskich migdałach. Załóż koniecznie tą czarną koszulę, do tego te marmurkowe spodnie. W sumie, to możesz założyć te swoje czarne Nike, dobrze to będzie wyglądać…
     I znowu się wyłączam. O ciuchach, butach, kosmetykach i chłopakach mogłaby gadać całymi godzinami. Aż dziwne, że przy tym jest aż tak dobrą piłkarką.
     Posłusznie zakładam to, co mi dała po czym przeglądam się w lustrze. Nie mam pojęcia, skąd wie, jak dobrać ciuchy, żeby wyglądało to tak fajnie. Nawet moja czarna orteza pasuje. Zdejmuję gumkę z nadgarstka żeby związać włosy w kucyk na co ona rzuca mi ostrzegające spojrzenie. Wywracam oczami i zakładam gumkę z powrotem na rękę. Nie chce mi się po raz kolejny odbywać rozmowy o tym, że powinnam przestać chodzić non stop w kucyku, więc postanawiam, że włosy zwiąże już w hotelu. Patrzę na zdjęcia norweskich skoczków, które pokazuje mi Marta tłumacząc, który to który. Wiem, ze zapomnę o tym jak tylko wyjdę z pokoju, ale ze zrozumieniem kiwam głową i udaję zainteresowanie. Nie chcę jej sprawiać przykrości, zwłaszcza, że tylko z nią w kadrze mogę szczerze i o wszystkim porozmawiać. No, może oprócz mojej kontuzji, bo nawet ona nie wie, jak wyjść z tej sytuacji.
     Nakładam kurtkę, chowam telefon do kieszeni, żegnam się z dziewczyną i wychodzę z pokoju. Gdy znajduję się przed hotelem, zaczynam się denerwować. Wcześniej nie myślałam o tym, że poznam tam większość kolegów Andersa. Może to jednak nie był dobry pomysł, biorąc pod uwagę moje dotychczasowe relacje z ludźmi. Zaczynam lekko panikować. A co, jeżeli mnie nie polubią? Jeżeli nie znajdę z nimi wspólnego tematu? Co, jeżeli nie przypadniemy sobie do gustu i całą ich, „małą imprezę” spędzę samotnie w jakimś najodleglejszym miejscu pod ścianą?
     Odganiam od siebie złe myśli. Dlaczego zawsze zakładam najczarniejszy scenariusz? Może reszta norweskich skoczków okaże się taka sama jak Anders? Poza tym, konkurs się skończył, więc będą wyluzowani i odprężeni, bez widma zawodów następnego dnia. Sama dobrze wiem, ile daje taka świadomość. Zresztą, mówiłam Andersowi o moich problemach z poznawaniem nowych osób, więc wydaje mi się, że nie proponowałby tego, gdyby wiedział, że coś może pójść nie tak. Tej myśli muszę się trzymać. W końcu Fannemel też tam będzie, zawszę mogę go zagadać. Zdecydowanie nie mam czego się bać. Poznawanie nowych osób powinno być rzeczą, która przychodzi naturalnie, a jeżeli jeszcze tak nie jest to czas to zmienić.
     Z tym postanowieniem w głowie zauważam, że jestem już na deptaku nad rzeką przed hotelem. Zamyśliłam się i nawet nie zauważyłam kiedy minęła mi cała droga. Siadam na najbliższej ławce i wyjmuję telefon. Mam jeszcze ok. 20 minut. Postanawiam trochę tutaj posiedzieć, oczyścić umysł. Uwielbiam siedzieć w ciszy nad rzeką. Jest tutaj taki spokój, mogę się wyciszyć. Zamykam oczy i głęboko wciągam powietrze. Nie wiem co takiego ma w sobie ta aura, ale czuję się tak, jakby moje wszystkie problemy odpłynęły wraz z nurtem rzeki. Otwieram oczy i wyciągam telefon. Piszę wiadomość do Andersa, że jestem już w okolicy hotelu. Ledwie odkładam telefon na ławkę, słyszę dźwięk przychodzącego sms. Skoczek będzie czekał na mnie przed wejściem. Uśmiecham się lekko, chwytam kule i idę w stronę pomostu.
     Po ok. 5 minutach dochodzę do drzwi wejściowych Gołębiewskiego. Anders opiera się o ścianę. Ma na sobie czarne spodnie i białą koszulę, a włosy jak zwykle pozostawił w nieładzie. Przygryzam wargę, żeby powstrzymać szeroki uśmiech cisnący mi się na usta. Skoczek zauważa mnie i powoli idzie w moją stronę. Spotykamy się w połowie drogi. Nie wiem, co powiedzieć, więc wpatruję się w jego niebieskie tęczówki. Chłopak też nie wie, jak się zachować.
     -Cześć – uśmiecha się nieznacznie.
     -Cześć –odwzajemniam gest.
     -Idziemy? – kiwam twierdząco głową i ruszamy w stronę hotelu. Całą drogę spędzamy w ciszy. Gdzie się podziała ta jego odwaga, z którą zadawał mi pytania odnośnie mojej kariery?
     Skoczek przepuszcza mnie w drzwiach do windy, wchodzi i naciska przycisk z cyfrą 4. Drzwi się zamykają i ruszamy w górę. Anders patrzy się na mnie i widzę, że chce coś powiedzieć, jednak nie może się przemóc. Uśmiecham się lekko chcąc dodać mu odwagi. Podziałało.
     -Wiesz… Jak Ci się nie spodoba, będziesz zmęczona czy coś to mów od razu, odprowadzę Cie. Mówiłem chłopakom, żeby Cię nie męczyli – ruchem głowy wskazuje moje kolano, a ja nie mogę powstrzymać uśmiechu.
     -Dziękuję –staram się, żeby zabrzmiało to najmilej jak tylko mogę. Naprawdę doceniałam jego gest. – Będą tylko Norwedzy?
     -Nie, będą też Niemcy – patrzę się na niego pytająco. – Zawsze robią małą impreze po konkursach. Najczęściej idziemy do klubu, ale że tutaj klubu z prawdziwego zdarzenia nie ma, spotykamy się w pokoju.
     Kiwam głową ze zrozumieniem. Winda zatrzymuje się na 4 piętrze. Anders puszcze mnie przodem i idziemy w prawą stronę, na sam koniec korytarza. Zatrzymujemy się przed ostatnimi drzwiami. Skoczek uśmiecha się do mnie po czym lekko puka do drzwi. Po chwili staje w nich wysoki blondyn.
     -Anders! – uśmiecha się i wita z Fannemelem, po czym patrzy w moją stronę.
     -Pola, to jest Severin. Severin, poznaj Polę – witam się ze skoczkiem. Kojarzę go z konkursów, ale nie potrafię przypomnieć sobie jego nazwiska.
     -Miło poznać. Wchodźcie! – otwiera szerzej drzwi i nas przepuszcza. W pokoju znajduje się jeszcze 6 skoczków. Większość widziałam we wczorajszym konkursie, ale nie mogę przypomnieć imienia żadnego z nich. Anders wita się ze wszystkimi, po czym podchodzi do mnie i prowadzi mnie na środek pokoju.
     - To jest Pola – zauważam, że jeden ze skoczków uśmiecha się szerzej niż reszta i od razu domyślam się, że to musi być Norweg. – Pola, to jest Andreas, Marinus, Richard, Karl, Andreas i Phillip.
     -Cześć – mówią wszyscy chórem, a ja nie wiem, co ze sobą zrobić.
     -Cześć, miło was poznać – staram się mówić pewnie, jednak słyszę, że głos mi drży. Muszę zapamiętać ich imiona, co może być nie lada wyzwaniem.
     -Zaraz przyjdzie reszta naszej kadry, na razie z Norwegów jestem tylko ja i Phillip – Anders ścisza głos gdy to mówi, po czym udaje się w stronę jednego z Andreasów. –Co to za impreza bez muzyki, Wellinga?
     No tak, Wellinger.
     -Czekaliśmy na ciebie, przecież i tak zaraz byś krzyczał, że puszczamy starocie – wszyscy się roześmiali, więc i ja się uśmiecham, pomimo tego, że nie mam pojęcia, co jest w tym takiego zabawnego.
     -A propos czekania, gdzie Markus? – odpowiedzią na pytanie Andersa jest śmiech. Znowu nie wiem, o co chodzi.
      Podchodzę do okna i opieram się o parapet, skąd mam widok na cały pokój. Jest on o wiele większy niż ten, który dzielę z Martą. Są tu 3 łóżka ustawione prostopadle pod przeciwległą ścianą. Obok okna stoi dość duży stolik z 3 krzesłami. Naprzeciwko wejścia, są drzwi, najprawdopodobniej do łazienki.
     Obok mnie staje Severin. Uśmiecham się do niego i wracam wzrokiem do Fannemela.
     -Markus jest trochę samotnikiem. Nigdy się z nami nie bawi, dlatego Anders o to zapytał. – Niemiec najwidoczniej czuje się w obowiązku wytłumaczenia mi ich żartu. Śmieję się pod nosem. Ja też nigdy nie wychodziłam nigdzie z drużyną. – Przypuszczalnie teraz analizuje swoje skoki i wścieka się o każdy najmniejszy błąd – znowu mam wrażenie, że mówi o mnie. Wystarczy tylko zamienić skoki na piłkę.- Dosyć o nim, skoro nawet go tu nie ma. Powiedz coś o sobie.
     Patrzy na mnie z uśmiechem, a ja nie wiem co odpowiedzieć. Jak w jednym zdaniu zmieścić całe swoje życie?
     -Jestem… byłam piłkarką – od razu się poprawiam.
     -My, sportowcy musimy trzymać się razem – w tym momencie podchodzi do nas Anders z dwoma butelkami piwa. –Fanni, jak miło że mi przyniosłeś!
     -Chciałbyś! To dla Poli – chłopak podaje mi butelkę, a je przecząco kiwam głową.
     -Dzięki, nie piję. Severin, możesz wypić za mnie – uśmiecham się widząc zadowolenie na twarzy Niemca.
     -No mówiłem, że dla mnie! – śmieje się i stuka się z Andersem butelkami. – Należy się, oj należy.



_____________


Kolejne przejściowe nic. Pozostawiam Wam do oceny. Kończąc dopadł mnie brak weny i takie tego efekty. No nic to, czasami takie przejściówki też są potrzebne. 

czwartek, 12 marca 2015

3. Living life without knowing


Wisła, lipiec 2014

     -Naprawdę Ci się to podoba?
     Anders patrzy na mój tatuaż, a jego mina mówi wszystko.
     -Inaczej bym go nie robiła – naciągam koszulkę na brzuch.
     Chłopak przyszedł do mnie, żebym nie siedziała sama. Dziewczyny są na treningu, a skoki dzisiaj są dopiero po południu więc siedzimy sami w pokoju moim i Marty. Skoczek siedzi obok mnie i zajada się herbatnikami. Nie chce zwracać mu uwagi, że w końcu dzisiaj ma zawody i takie pożeranie wszystkiego, co napatoczy mu się pod ręce może być nie wskazane, więc siedzę cicho, podczas gdy on ciągle komentuje mój tatuaż.
     -Ale czy on ma w ogóle jakieś znaczenie? Czy tak po prostu stwierdziłaś, że walniesz sobie kocią łapę na żebrach?
     -Oczywiście, że ma znaczenie! – obruszyłam się. – Moje tatuaże mają znaczenie, nawet jeżeli to jest tylko znaczenie metaforyczne.
     Patrzę na Andersa i od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Wygląda śmiesznie cały w okruszkach, pochłaniając kolejne sztuki ciasteczek. Podaję mu butelkę wody leżącej na szafce, za co chłopak posyła mi wdzięczny uśmiech. Upija łyk i wskazuje palcem na mój brzuch.
     -Powiedz mi więc, jaką znaczenie ma dla ciebie kocia łapa?
     Wywracam oczami. Powiedział to tak, jakbym wytatuowała sobie co najmniej gąsienice.
     - Miałam kiedyś kota, który był moim przyjacielem – skoczek unosi brwi, a ja już wiem, że potrzebuje obszerniejszych tłumaczeń. – Jak byłam młodsza  nie miałam zbyt wielu przyjaciół. Po prostu nie potrafiłam dogadać się z ludźmi. Ze wszystkich swoich problemów zwierzałam się kotu. Mam tę łapę pod sercem, bo kot był dla mnie kimś, kogo całym sercem kochałam i go nigdy nie zapomnę.
     -Nie uważasz, że to trochę , hmm… przykre, że twoim przyjacielem był kot?
     Wzdrygnęłam się. Sposób w jaki to powiedział…
     -Nie. Nie przepadam za ludźmi, jakkolwiek to brzmi. Większość z nich jest zakłamana, interesowna, egoistyczna, małostkowa, pozbawiona głębszych uczuć i empatii. Ze zwierzętami jest inaczej. Potrafią wyczuć twój nastrój, wiedzą kiedy chcesz się bawić a kiedy po prostu w spokoju poleżeć. Przynajmniej z moim kotem tak było. Nigdy nie zrobił mi krzywdy, ani razu mnie nie zadrapał. Spał ze mną każdej nocy, każdego ranka odprowadzał mnie do drzwi, a jak tylko wracałam do domu, od razu się łasił i mruczał. Był lepszy, niż ludzie.
     Anders patrzy na mnie i widzę, że stara się zrozumieć, jednak ciężko mu to przychodzi. Nie wiem, jak jeszcze mogę mu to wytłumaczyć.
     -Przepraszam, ale naprawdę nie potrafię zrozumieć, jak mogłaś woleć zwierzę niż ludzi.
     -Po prostu nigdy nie czułam się wśród nich dobrze. Wiem, że uprawiam sport drużynowy ale to coś innego. W piłce nie musimy utrzymywać ze sobą dobrych relacji, wystarczy, że mamy dobrą chemię na boisku. A ja nigdy nie byłam dobra w podtrzymywaniu znajomości. Jak już kogoś poznałam, to nie potrafiłam z nim rozmawiać. Pomijając fakt, że najczęściej unikałam towarzystwa kogokolwiek, bo ludzie mnie po prostu irytują. Wole być sama ze sobą, piłką i muzyką.
     -Sugerujesz, że mam wyjść? – skoczek unosi pytająco brew, a ja wybucham śmiechem. Szczerym. Nie wiem, czym różni się on od wszystkich innych, ale ma w sobie coś, dzięki czemu potrafi do mnie dotrzeć. Znamy się dopiero 3 dzień a ja już czuję, że z nim będzie inaczej. Że nie znudzi mi się po miesiącu i nie odstawie naszej znajomości w kąt, jak to do tej pory robiłam.
     -A jak myślisz? –uśmiecham się i wstaje z łóżka. – Możesz włączyć jakiś film a ja skocze po coś do jedzenia – sugestywnie patrzę się na puste opakowania po herbatnikach. Anders wzrusza ramionami w geście mówiącym, że to nie jego wina, a ja wywracam oczami.
     -Z tą nogą nie będzie cie całe wieki.
     -Z tobą byłoby dokładnie to samo, bo zdjęcia z fanami zajmują trochę czasu. Poza tym idę tylko do restauracji na dół, a nie do sklepu.
     Chłopak daje za wygraną i sięga po laptop podczas gdy ja wkładam portfel do kieszeni spodni. Odruchowo sięgam po kule, jednak z nimi było by mi ciężko przynieść do pokoju cokolwiek, więc zostawiam je na miejscu i decyduję się dokuśtykać na dół o własnych siłach.


**********

      Uderzam łokciem o drzwi do pokoju. Sama nie dam rady ich otworzyć. Po chwili staje w nich Anders i uśmiecha się na widok parującej pizzy w moich rękach. Zabiera ode mnie talerz i kładzie na stoliku przy wejściu. Zrzucam ciuchy z krzeseł na podłogę i zajmuję jedno. Chłopak siada naprzeciwko, jednak jego mina nie wskazuje zadowolenia.
     -Pola, będę musiał się zaraz zbierać, trener chce z nami porozmawiać przed konkursem, także dzisiaj nici z filmu. Nadrobimy to, dobra? – patrzę na niego i widzę, że gdyby mógł, to by został.
     -Jasne, nie ma problemu – unoszę kąciki ust ku górze, żeby pokazać, że nic się nie stało.
     -Do kiedy zostajecie w Wiśle? – skoczek próbuje kawałek pizzy i z uznaniem kiwa głową. Trafiłam.
     -Do końca przyszłego tygodnia – sama też próbuję i musze przyznać, że dobrze wybrałam.
     -My też – unoszę pytająco brew. To zawody nie kończą się jutro? –Zostajemy na obóz treningowy do niedzieli.
     Teraz to ja kiwam głową. My wyjeżdżamy w sobotę.
     Anders kończy swój kawałek i wyciera ręce o czarne szorty. No tak, a czego ja się spodziewałam.
     -Niedługo się odezwę – chłopak lekko się uśmiecha, daje mi buziaka w czoło i pośpiesznie wychodzi. Patrzę się na drzwi, w których przed chwilą zniknął i postanawiam, że obejrzę dzisiejszy konkurs.
     Nie wiem, naprawdę nie wiem co on takiego ma w sobie, co odróżnia go od wszystkich innych. Zazwyczaj nie jestem dobra w poznawaniu nowych ludzi, a już zwłaszcza utrzymywaniu kontaktu. Od zawsze tak było. Gdy znajdowałam się z nowo poznaną osobą nie potrafiłam złapać z nią kontaktu, zacząć rozmowy. Siedziałam cicho i odpowiadałam zdawkowo na zadane pytania.  Nawet jeżeli już złapałam z kimś dobry kontakt, po krótkim czasie się on urywał, bo dana osoba mi się nudziła. Nie chodzi o to, że jestem jakaś wymagająca, po prostu nie można w nieskończoność rozmawiać o jednym temacie, a zazwyczaj tak było. Jak już znalazłam z kimś coś wspólnego, to była to tylko jedna rzecz i naturalnie rozmowy na ten temat się kończyły.
     Z Andersem było inaczej. Pomimo tego, że łączy nas tylko to, że jesteśmy sportowcami, potrafię z nim porozmawiać, otworzyć się. Być może właśnie dlatego, że on tez jest sportowcem, więc wie jak to jest. Poza tym, ma on w sobie nieskończone pokłady empatii. Do tej pory myślałam, że to co stało się 3 dni temu było zwykłym wyrazem współczucia, a nawet litości, ale teraz widzę, że on naprawdę przejmuje się uczuciami innych osób. Potrafi słuchać, doradzić, wczuć się w sytuacje. I bardzo niechętnie mówi o sobie. Rzadko się zdarza, że ktoś podczas całej rozmowy napomknie o sobie tylko ze 2 razy, a właśnie taki jest Anders. On faktycznie chce pomóc mi, a nie odnosić to do siebie. Chyba to cenię w nim najbardziej.


 ***********

     -Pola! – mrugam szybko oczami. Marta stoi na środku pokoju z kurtką w ręku. – Słyszałaś, co mówiłam?
     -Powtórzysz? Zamyśliłam się.
     -Idziemy z dziewczynami na miasto coś zjeść. Idziesz? – to by wyjaśniało, dlaczego jest ubrana w obcisłe jeansy i bladoróżową koszulę, a włosy ma rozpuszczone.
     -Nie, zostanę. Przyniesiesz mi coś?
     -Jasne – zarzuca kurtkę na ramiona i jednym ruchem wrzuca swoje rzeczy leżąca na stole do torebki.  Otwiera drzwi, jednak przed wyjściem patrzy na zegarek. – Zaraz skoki – uśmiecha się dwuznacznie i zostawia mnie samą.
     Teraz to ja zerkam na zegarek. Faktycznie, skoki zaczną się za 10 minut. Myślę, czy nie napisać sms do Andersa. Biorę telefon do ręki i wpisuję odbiorcę wiadomości. Ostatecznie jednak usuwam treść i odkładam telefon. Teraz pewnie i tak by tego nie odczytał, poza tym, nie chce mu pokazywać, że jest jedynym powodem, dla którego będę dzisiaj oglądać skoki. Nawet jeżeli taka jest prawda. Zresztą, powiedział, że się odezwie, więc nie będę się narzucać. Jak będzie miał czas, to napisze, teraz powinien skupić się na skokach.
     Śmieję się pod nosem. Jakby kilka dni temu ktoś powiedziałby mi, że będę oglądać skoki i walczyć ze sobą o to, czy napisać sms do chłopaka, wyśmiałabym go. Powiedziałabym, że ja taka nie jestem, że chyba pomylił mnie z Martą. A teraz...
     Nastawiam wodę i włączam wiszący na ścianie telewizor. Do konkursu zostało jeszcze parę minut. Zaplatam włosy w luźny warkocz na boku i zdejmuje bluzę. Zalewam wodą woreczek miętowej herbaty i rozsiadam się wygodnie na łóżku. Na ekranie telewizora wyświetla się lista startowa dzisiejszego konkursu. Anders skacze w ostatniej grupie. Mimowolnie się uśmiecham. Jest liderem swojej reprezentacji. 



__________


Przejściowe nic. Nie powiem, że mi się to podoba, ciągle czuję, że czegoś brakuje. Na ten i kilka następnych rozdziałów będę narzekać. Są przejściowe i najchętniej bym je ominęła, ale chcę, żebyście przyzwyczaili się do Poli i Andersa i byli "świadkami" rozwoju ich znajomości.

PS. Od jakiegoś czasu możecie tu znaleźć zakładkę 'Bohaterowie'.