piątek, 23 września 2016

12.What happened to the soul, that you used to be?

     Muzyka

Monachium, listopad 2014

     Stoję w salonie i rozglądam się po pokoju. Wszędzie pełno jest nierozpakowanych pudeł i walizek. Moja przeprowadzka do Monachium w końcu dobiegła końca, wczoraj z rodzicami przywieźliśmy ostatnie rzeczy. W końcu zaczynam nowe życie. Wynajęłam małe mieszkanie w pobliżu centrum szkoleniowego Bayernu Monachium, dzięki czemu będę mieć blisko do pracy. Nadal nie mogę wyjść z zachwytu nad tym miastem i okolicą. Ulica, na której będę mieszkać jest cicha i spokojna, pełna zieleni i domków szeregowych. Wprowadziłam się do jednego z nich, na pierwsze piętro. Mieszkanie jest cudowne, małe i przytulne.  Naprzeciwko drzwi wejściowych jest przestronna łazienka, na prawo znajduje się salon z aneksem kuchennym, z kolei z lewej strony jest sypialnia z balkonem. Na razie znajdują się tu tylko meble, na szczęście mam cały tydzień, żeby się spokojnie rozpakować, urządzić i poznać miasto. Studia zaczynam dopiero od semestru zimowego, a pracę w klubie od grudnia.
     Wyciągam z kartonów poduszki i układam je na kanapie. Następnie wykładam koce i resztę dodatków. Zabrałam ze sobą wszystko, co ma dla mnie znaczenie sentymentalne, nawet stary domek dla kota. W końcu biorę się za układanie ramek ze zdjęciami: ja z dziadkiem na kanapie oglądając mecz, ja na boisku w moim pierwszym meczu, dziadek na trybunach. Uśmiecham się delikatnie. Ja z uniesionym palcem w górę po strzeleniu gola. Czuję łzy napływające do oczu, więc szybko mrugam i wyciągam kolejne zdjęcia: z wycieczek szkolnych, z dziewczynami z klubu, z Adamem. Kąciki ust uniosły mi się w górę na widok fotografii z byłym przyjacielem. Dawniej spędzaliśmy ze sobą całe dnie, byliśmy nierozłączni. Jak tylko nie mogliśmy się zobaczyć, dzwoniliśmy do siebie, pisaliśmy. Cały czas musieliśmy być w kontakcie. Doskonale pamiętam dzień, w którym powiedział mi, że jego rodzice chcą przeprowadzić się do Białegostoku. Byliśmy wtedy w 2 liceum i siedzieliśmy na trybunach stadionu. Lubiliśmy tam chodzić, zwłaszcza wieczorami. Nikt nam wtedy nie przeszkadzał i mogliśmy w spokoju rozmawiać o swoich problemach i marzeniach na przyszłość. Powiedział mi, że przeprowadzi się razem z nimi jak skończy się pierwszy semestr. Nadal mam przed oczami ten wzrok, którym patrzył na mnie, pytając „chyba, że chcesz żebym został?”. Od dawna doskonale wiedziałam, co do mnie czuł, wiedziałam, że nie byłam mu obojętna. Obydwoje woleliśmy ignorować ten fakt, przecież nigdzie nam się nie śpieszyło, a nie chcieliśmy ryzykować przyjaźni. Doskonale pamiętam dotyk jego dłoni, kiedy złapał mnie za ręce. „Pola, powiedz tylko słowo. Zostanę”.  Nie powiedziałam nic. Zacisnęłam zęby i udawałam, że nic się nie dzieje. Aż w końcu nadszedł koniec semestru. Siedzieliśmy jak zwykle na trybunach. Nasz ostatni wspólny wieczór. Nic się nie zmieniło, rozmawialiśmy jak gdyby nigdy nic. Dopiero, gdy wstałam żeby wracać do domu, Adam złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował. Powiedziałam mu wtedy, że to nie ma sensu, nie damy rady ciągnąć tego na taką odległość, zwłaszcza, że po skończeniu liceum chce już zupełnie poświęcić się piłce. Zgodził się ze mną i odszedł bez słowa. Dopiero, gdy jego sylwetka zniknęła z mojego pola widzenia, zrozumiałam, co zrobiłam. Wtedy zrozumiałam, że go kocham, że nie chce żeby odchodził, że chce aby był przy mnie. Płakałam całą drogę do domu i całą noc. Wiedziałam, że straciłam go na zawsze. Nie mogę go przecież winić, że po takim pożegnaniu nie chciał mieć ze mną kontaktu. Wyjechał i układał sobie życie na nowo. Nie mogłam mieć mu tego za złe.
     Wzdycham głośno i wycieram łzy płynące po moim policzku. Gdzieś tam głęboko nadal coś do niego czuję, nadal mam do niego wielki sentyment. Odstawiam zdjęcie na półkę i uśmiecham się przez łzy. Moja pierwsza miłość. Następne zdjęcie jest już z Andersem, z naszego wyjazdu do Wisły. To wtedy wyznał mi swoje uczucia, a ja nie popełniłam tego samego błędu. Mimo tego, że nie byłam pewna, czy nam się uda, czy nasza przyjaźń na tym nie ucierpi. Wiedziałam, że muszę dać nam tę szansę. Teraz z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że była to jedna z lepszych decyzji, jakie podjęłam. Dzięki Andersowi zmieniłam się na lepsze. Nie boję się już kontaktu z innymi ludźmi, sprawia mi on przyjemność. Przezwyciężyłam swój lęk dzięki czemu stałam się zupełnie inną osobą. Związek z Andersem zdecydowanie otworzył mi oczy.
     Tę ramkę niosę do sypialni i stawiam na szafce nocnej przy łóżku. Ten pokój zdecydowanie podoba mi się najbardziej. Po prawej stronie drzwi znajduje się szafa, ciągnąca się na całą długość ściany. Na środku pokoju stoi łóżko, przed którym leży pluszowy, brązowy dywan. Naprzeciwko drzwi jest toaletka, a po przeciwnej stronie znajduje się wyjście na balkon.  Kładę się na łóżku. Do wypakowania zostały mi jeszcze ubrania i rzeczy kuchenne.  Patrzę na zegarek wiszący nad toaletką. Dochodzi 21. Idę do kuchni, wstawiam wodę na herbatę i czekam aż się zaparzy, po czym wracam do pokoju. Czas, na rozpakowanie ubrań.


***


     Otwieram oczy i przez moment muszę zastanowić się, gdzie jestem.  No tak, Monachium. To dopiero 3 noc w nowym mieszkaniu i nadal czuje się nieswojo. Patrzę na zegarek i ze zdziwieniem stwierdzam, że już 11. Poprzedniego dnia do nocy rozpakowywałam walizki i nawet nie pamiętam, kiedy zasnęłam. Wstaję i odsłaniam rolety. Jak na listopad jest piękna pogoda. Szybko idę pod prysznic i szykuje się do wyjścia. Zakładam pierwsze lepsze jeansy i sweter, na to kurtka i zimowe buty. Wychodzę z domu i kieruję się w stronę metra. Mam ochotę pozwiedzać miasto. Po drodze nie spotykam praktycznie nikogo. W końcu dochodzę do stacji i zjeżdżam windą w dół. Wsiadam do pociągu i w 10 minut dojeżdżam do centrum. Prosto ze stacji wychodzę na Marienplatz. Pełno tutaj turystów. Robię parę zdjęć ratusza i ruszam dalej. Kręcę się po starym mieście co jakiś czas robiąc zdjęcia. Nie sądziłam, że może być tu tak pięknie.

     Po paru godzinach chodzenia bez celu wchodzę do kawiarni. Zdążyłam już nieźle zmarznąć. Zamawiam gorącą czekoladę i kawałek ciasta, po czym wyjmuję telefon z torebki. Mam nieodebrane połączenie od Severina, więc od razu oddzwaniam.
     -Witamy w Niemczech Pola! Jak ci się u nas podoba? – na dźwięk głosu Niemca mimowolnie się uśmiecham. 
     -Severin, nie miałam pojęcia, że tu jest tak pięknie! Nawet pogoda dopisała – przyzwyczajona do listopadowej pogody w Polsce spodziewałam się bardziej śniegu lub deszczu niż pięknego słońca. – Cały dzień kręcę się po starówce. No i kupiłam z tuzin lokalnych przysmaków na Viktualienmarkt.
     -No tak, też tam zawsze fortunę zostawiam. Ale nie ma nic lepszego niż bawarskie jedzenie, uwierz mi.
     -Porozmawiamy o tym jak już tu trochę pomieszkam – śmieję się. – Jak tam po zawodach?
     -Wiesz, pierwsza dziesiątka zawsze zawsze cieszy, zwłaszcza to 3 miejsce wczoraj. A jak Anders, rozmawiałaś z nim?
     -Szczerze mówiąc to nie, nie mieliśmy kiedy. Ja miałam tą przeprowadzkę, on konkurs, sam rozumiesz. Dobrze, że już dzisiaj wraca do Norwegii to będziemy mogli na spokojnie nadrobić.
     -Mam nadzieję, że na zawodach w Lillehammer już będziesz? Trochę nam ciebie w Ruce brakowało. Nie powiem komu najbardziej – skoczek ściszył głos po czym się zaśmiał. –Trochę się pytał o ciebie, bo nie dało rady utrzymać tej przeprowadzki w tajemnicy. Ja mu nic nie mówiłem, ale słyszał jak Wank z Wellingą rozmawiają o tym, czemu ciebie nie ma. Drugiego dnia to cały w skowronkach chodził, jak się dowiedział, że w Monachium będziesz mieszkać , bo od niego to godzina drogi. Nawet 140m skoczył!
     -Sev, on chyba zdaje sobie sprawę, że ostatnie czego chce to się z nim widzieć? Przeniosłam się tu tylko dlatego, że klub zgodził się dać mi pracę mimo tego, że grać nie mogę. Niech sobie nie wyobraża nie wiadomo czego.
     -Spokojnie, już mu mówiłem, że ma sobie darować. Na skoczni nawet powiedział Fannisowi, że fajna z was para. Pewnie nie będzie nic kombinował, tylko z nim nigdy nic nie wiadomo. Nie mogę mu też powiedzieć, że sobie to wszystko ubzdurał, bo jednak byłem wtedy w tym pokoju. Chociaż szczerze ci powiem, wydaje mi się że on już trochę przystopował. Chyba to pierwsze zauroczenie mu już przeszło.
     -Na to liczę. Zresztą, jestem z Andersem więc co się będę Markusem przejmować. – kelner przynosi mi właśnie moje zamówienie. Uśmiecham się do niego z wdzięcznością. –Jak będziecie mieć jakiś wolniejszy tydzień, to musisz tu do mnie przyjechać. Pokażesz mi jakieś fajne miejsca.
     -Do Turnieju Czterech Skoczni to chyba nic wolniejszego nie będzie, no a na turnieju to sama wiesz. Będziesz jeździć z nami?
     -Na turnieju? Sama nie wiem. To są jednak 4 miasta w półtorej tygodnia, więc trochę podróżowania, poza tym nie wiem jak ze studiami, no i klubem. Trochę się też boję, że będę niepotrzebnie rozpraszać Andersa.
     -Chyba żartujesz, przecież on przy tobie lata jak na skrzydłach – skoczek się śmieje.- Jest to ciężkie, więc nie będę cie namawiał, i tak wiem że zrobi to Fannis.
     -Oj już nie bądź taki pewny –oboje wybuchamy śmiechem. –Wiesz, czy już wylecieli?
     -Norwedzy? Chyba tak, pojechali na lotnisko już jakiś czas temu. A skoro już o tym mowa, to muszę kończyć, bo reszta się właśnie wymeldowuje. Do zobaczenia w Lille!
     Odkładam telefon do torebki i biorę spory łyk czekolady. Rozmowa z Severinem uzmysłowiła mi, jak tęsknie za Andersem. Co prawda wymieniliśmy parę smsów, ale już dawno nie słyszałam jego głosu. Jakaś część mnie mnie żałuje, że nie mamy już takiego kontaktu jak przed sezonem, jednak od samego początku było wiadomo, że tak będzie. Dla Andersa skoki są całym życiem i nawet nie myślę o tym, żeby próbować to zmienić. Doskonale wiem, jak ważny może być dla człowieka sport, jak wiele wnosi on do naszego życia. Zdaję sobie sprawę z tego, że gdyby było odwrotnie i to ja każdy weekend spędzałabym z dala od domu, Anders nie miałby nic przeciwko. Nie chce, żeby myślał, że musi wybierać. Przecież gdy się kogoś kocha, nie można go ograniczać, stawiać warunków i dawać ultimatum. Fanni wie, że ma we mnie pełne poparcie, tak samo jak ja wiem, że on całkowicie mnie wspiera.
     Dopijam czekoladę, kończę ciasto, reguluję rachunek i wychodzę z kawiarni. Szybkim krokiem udaję się do metra i jadę prosto do domu. Jestem zmarznięta i jedyne na co mam ochotę to rozmowa z Andersem. Chcę być w domu gdy już wróci, żeby nie musiał na mnie czekać.
     Otwieram furtkę i szybkim krokiem idę do drzwi wejściowych. Wpisuję kod i wchodzę do klatki. Idąc na pierwsze piętro, wyjmuję klucze z torby. W końcu staję przed swoimi drzwiami, otwieram i wchodzę do środka. Od razu przechodzę do kuchni i zostawiam tu zakupy. Obrzucam wzrokiem pokój i ze zrezygnowaniem stwierdzam, że czeka mnie jeszcze do rozpakowania parę pudeł.  Wracam do przedpokoju, ściągam kurtkę i buty, po czym idę do sypialni. Włączam laptopa i wyjmuję z szafy dresy i ciepłą bluzę. Szybko się przebieram i wchodzę na Skype. Andersa jeszcze nie ma. Mimo wszystko otwieram okienko do rozmowy, wystukuję „czekam” na klawiaturze i naciskam Wyślij. Ustawiam głośność komputera na maximum, żeby nie przegapić połączenia i wracam do kuchni. Wkładam zakupy do odpowiednich szafek, podjadając precle. To będzie zdecydowanie moja ulubiona przekąska. Sięgam po pierwsze z brzegu pudło.  Miski i talerze. Wzdycham, po czym biorę się za wkładanie naczyń do szafki. Nagle dochodzi do mnie dźwięk połączenia. Odkładam trzymany w ręku talerz i biegnę do pokoju, po czym rzucam się na łóżko i odbieram.
     -Anders! –dopiero jak go widzę, uświadamiam sobie jak bardzo tęskniłam.
     -Też się cieszę, że cię widzę Pola – skoczek uśmiecha się i przeczesuje włosy.
     -Opowiadaj, jak Ruka –przekręcam się na bok i przykrywam kocem.
     -Skocznia, domki i te sprawy. Konkurs jak konkurs. Lepiej ty mi powiedz jak przeprowadzka – sięga po coś do szuflady. No tak, przecież dzień bez herbatników byłby dniem straconym.
     -Walizki, kartony, wiesz te sprawy –śmieję się, jednak uniesiona brew skoczka sugeruje mi, że spodziewał się innej odpowiedzi. – Przecież muszę się z tobą trochę podroczyć. Generalnie wszystko poszło zgodnie z planem, a mieszkanie jest cudowne. Ta okolica jest taka piękna, tak jak miasto. Dzisiaj parę godzin spędziłam na starym mieście, muszę cię tam kiedyś zabrać.
     -Może po TCS uda mi się zostać. Zobaczymy jak to się wszystko ułoży, chociaż jak na razie sztab jest zadowolony – sięga po kolejnego herbatnika i kładzie się na łóżku. – Pola, czemu cie tu nie ma? Nie mam kogo pomęczyć – teraz to ja unoszę brwi. –Oj przestań, przez Internet to nie to samo.
     -Wiesz, jakoś Norwegia nie jest mi po drodze. Poza tym, nie macie takich fajnych precli – palcem pokazuje mu żeby zaczekał i idę do kuchni. Przynoszę ze sobą precla i macham nim przed kamerą. –Mogłabym jeść tylko je, są  świetne.
     -Z tego co mi mówił Wellinga to są idealne do piwa, no ale pewnie pod herbatę też dadzą radę.
     -Ty to tam się akurat znasz –kręcę głową, a skoczek przewraca oczami. –Co u Einara?
     -To co zwykle, wyrywa laski na nazwisko – wzrusza ramionami. –Pozazdrościł bliźniakowi i też chce kogoś mieć –skoczek puszcza oczko, a ja wybucham śmiechem. – Jak jeszcze Rasmus zacznie dziewczyny szukać, to będzie wiadomo, że koniec jest bliski – śmieje się, a ja z politowaniem kręcę głową.
     -Dobrze, że oni tego nie słyszą.
     -Oni doskonale o tym wiedzą, cała moja rodzina robi zakłady o to, kiedy Rasmus pęknie –obydwoje się śmiejemy. –Brakowało mi tego Pola.
     -Śmiania się ze swoich braci? –unoszę brwi i uśmiecham się.
     -Oj wiesz o co mi chodzi –Norweg przewraca oczami.
     -Wiem, wiem. Mi też Anders –wypuszczam głośno powietrze. –Jakbyś chciał zrobić mi taką niespodziankę, jak wtedy we Wrocławiu, gdy byłam po operacji, to nie mam nic przeciwko, naprawdę –chłopak uśmiecha się na wspomnienie wyjazdu do Wisły.
     -Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał –kąciki jego ust unoszą się w górę. –W sumie to już niedługo się zobaczymy. Kiedy przylatujesz?
     -4 grudnia melduję się w Lillehammer.
     -4 dni, co to dla nas –uśmiecha się pokrzepiająco. –Damy radę Pola. A potem razem powkurzamy Toma. 



__________


Drugi w miesiącu, szaleję! ;) 
Zauważyłam, że pod każdym rozdziałem piszę, że coś mi się nie podoba, więc tym razem ocenę i krytykę zostawiam Wam.
Muszę Wam powiedzieć, że zrobiłam dość szczególny plan, więc mniej więcej wiem już, ile będzie rozdziałów. Mam nadzieję, że trochę przyśpieszy to moje pisanie ;) No i cały czas skrycie liczę, że epilog uda mi się opublikować w 2 rocznicę powstania bloga, chociaż jest to bardzo optymistyczne przypuszczenie ;)

Do zobaczenia! ;)

czwartek, 1 września 2016

11. Pull me closer

     Muzyka

Klingenthal, listopad 2014

     Pierwsze indywidualne zawody Pucharu Świata w sezonie 14/15 właśnie dobiegły końca. Spiker zaprasza na podium Wellingera, Krafta i Koudelkę a trybuny szaleją. Fotoreporterzy prześcigają się w ilości zrobionych zdjęć i przeprowadzonych wywiadów. Wszystkim udzieliła się euforia i podekscytowanie związane z rozpoczęciem kolejnego sezonu. Wszystkim, tylko nie Andersowi. On jako jedyny siedzi w domku i nie poddaje się panującej ekscytacji. W sumie go rozumiem, zajęcie 4 miejsca po skoku na 143 metry w 1 serii musi być frustrujące. Od podium dzielą go tylko 2,3 punkty.
     Razem z resztą Norwegów stoję przy bandach i oglądam dekorację. Dzisiejszy zwycięzcy pozują razem do zdjęć po czym schodzą z podium i udają się w stronę trybun aby podziękować kibicom.
     -Fajny był ten konkurs – Rune nasuwa czapkę na czoło i obejmuje mnie ramieniem. –Tylko Andersowi się nie poszczęściło, co Pola?
     -Niestety – lekko się uśmiecham. –Pójdę do niego, do zobaczenia później.
     Unoszę rękę w geście pożegnania i udaję się w stronę domków skoczków. Po rozmowie z Severinem postanowiłam skupić się tylko i wyłącznie na Fannim. Co prawda na widok Markusa moje serce przyśpiesza a żołądek wywija fikołki, ale to Norweg jest moim chłopakiem i to z nim chcę związać swoją przyszłość. Niemiec nie będzie w niej odgrywał żadnej znaczącej roli.
     -Anders? – lekko uchylam drzwi od domku Norwegów. Chłopak siedzi na ławce z głową opartą o ścianę i zamkniętymi oczami. Na dźwięk mojego głosu lekko się uśmiecha. Podchodzę do niego i siadam obok. Kładę głowę na jego ramieniu i łapię go za rękę. – Jestem z ciebie dumna.
     -Dziękuję –daje mi buziaka w czoło. –Wiesz, naprawdę chciałem wygrać ten medal. Dla ciebie…
     -Hej – siadam prosto i kładę mu rękę na policzku, zmuszając go do spojrzenia na mnie.- Jak dla mnie wygrałeś. I żaden medal by tego nie zmienił. Zresztą, masz przed sobą cały sezon, mogę się założyć, że jeszcze ci się te medale znudzą.
     Chłopak śmieje się pod nosem i obejmuje mnie ramieniem.
     -I jak ci się podobał twój pierwszy konkurs?
     -W telewizji wygląda to zupełnie inaczej – skoczek się uśmiecha, a ja cieszę się, że udało mi się podnieść go na duchu. -Ta atmosfera i kibice, nie do opisania. Nigdy bym nie pomyślała, że konkursy mogą być takie emocjonujące.
     -I jak ty mi za to podziękujesz?
     -Myślę, że znajdę jakiś sposób – puszczam mu oko po czym przyciągam do siebie i całuję.
     -Nie powiem, podoba mi się sposób o którym myślisz – chłopak odwzajemnia pocałunek. –Ale mam jeszcze lepszy – na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech, a ja już boję się tego, o czym myśli. –Wiesz, konkursy w Klingenthal właśnie się skończyły, co znaczy, że nie musimy być jutro w szczytowej formie.
     -Anders…
     -Zanim powiesz nie, musisz wiedzieć, że to nie musi być jakaś wielka impreza w klubie, możemy po prostu posiedzieć w pokoju, posłuchać muzyki i wypić jakieś piwo, tylko tyle. I wszystkich już znasz –patrzy na mnie wyczekująco, a jego oczy znów nie pozwalają mi się skupić. –Proszę Pola.
     Przesuwa ręką po moim policzku po czym całuje mnie tak, że zapominam o całym świecie. I jak tu takiemu odmówić?
     -No, skoro prosisz… - śmieję się.
     -Wiedziałem, że cię namówię – uśmiecha się dumny z siebie. –A po wszystkim, możemy spróbować tego twojego sposobu, wydaje  się bardzo obiecujący.
     Podnosi mnie i sadza na swoich kolanach. Uśmiecham się, gdy jedną ręką łapie mnie za szyję, a drugą kładzie na moim kolanie powoli przesuwając nią w górę. Splatam dłonie na karku skoczka i nachylam się aby go pocałować. Chłopak odwzajemnia gest, nasze oddechy przyśpieszają. Przeczesuję ręką jego włosy. Anders nie pozostaje mi dłużny, wplata dłoń w moje włosy a drugą rozpina mi bluzę. Wkłada rękę pod moją bluzkę, obejmuje mnie w talii i przyciąga jeszcze bliżej do siebie. Odchylam głowę do tyłu i wydaję z siebie ciche westchnienie, gdy skoczek całuje mnie po szyi. Jego ręce błądzą po moich plecach gdy ustami kieruje się coraz niżej. W duchu dziękuję Bogu, ze zdecydowałam się dzisiaj na bluzkę z głębokim dekoltem, co ułatwia nam sprawę. Jedną ręką opieram się o jego kolano, a drugą przyciągam go jak najbliżej siebie. Nasze oddechy stają się coraz płytsze i szybsze. Chłopak chwyta mnie za podbródek i całuje powoli, czule. Nasze czoła się stykają. Przesuwa ręką po moim policzku a ja delikatnie przeczesuje jego włosy.
     -Tak, twój sposób zdecydowanie mi się podoba – śmieje się pod nosem. Zostajemy w tej pozycji przez parę minut, nasze oddechy wracają do normy. Z niechęcią wstaję z kolan skoczka i zapinam bluzę.
     -Chodź – wyciągam dłoń w stronę chłopaka. –Pewnie parę osób chciałoby zadać ci kilka pytań.
     -Nie możemy tu zostać? – chłopak udawanie zwiesza głowę. Podchodzę do niego i łapię go za rękę.
     -Fanni – ciągnę go za sobą.
     -Idę, już idę, daj mi wziąć kurtkę – skoczek sięga po niebieską kurtkę i zarzuca ją na siebie po czym wychodzimy z domku. Od razu wpadamy na resztę norweskiej kadry pakującej swoje rzeczy do kadrowego busa.
     -O proszę kto zdecydował się pojawić. Mieliście dla siebie cały domek a ten blondyneczek i tak tego nie wykorzystał? –Hilde puszcza mi oczko.
     -Ja przynajmniej mam z czego korzystać – Anders obejmuje mnie ramieniem a cała reszta wybucha śmiechem.
     -I tu cie ma, Tom –Rune klepie kolegę po plecach. Ten tylko kręci głową i wraca do pakowania sprzętu.
     -Widzimy się w hotelu – daję Fanniemu buziaka w policzek i macham reszcie skoczków, po czym udaję się w stronę postoju taksówek. 


***



     Wypuszczam głośno powietrze z ust. Już dobre 15 minut stoję nad walizką zastanawiając się co na siebie założyć. Z jednej strony chce zrobić Andersowi na złość za to, że muszę iść na tą imprezę i założyć najseksowniejsze ciuchy jakie mam, żeby wiedział co go omija, a z drugiej strony wiem, że będzie mi strasznie niezręcznie i najchętniej poszłabym w bluzie z kapturem i dresach. Dlaczego nie ma ze mną Marty? Ona wiedziałaby, co wybrać. Wyciągam z walizki czarny t-shirt i nakładam na siebie, po czym przeglądam się w lustrze. Wyglądam jak co dzień. Zirytowana ściągam z siebie koszulkę i rzucam ją w kąt pokoju. Biorę komórkę i szybko wybieram numer Marty.
     -Pola! Całe wieki się nie odzywałaś, żyjesz jeszcze?! Nie dzwoniłam, bo nie chciałam zawracać ci głowy, wiadomo, twoje pierwsze zawody  i w ogóle, ale jak już dzwonisz to opowiadaj! Jak ci się podobało? Wiesz, oglądałam konkurs w telewizji, ale cie nie widziałam. Za to Anders jak skakał! Jakby skrzydeł dostał, no przysięgam Pola! Jaki Ty masz dobry wpływ na niego, kochana musisz jeździć na każde zawody! Wgl Norwegom dobrze poszło, ja to się tak cieszyłam, jak głupia normalnie. Ze względu na ciebie oczywiście, chociaż wiesz, zawsze miałam słabość do Toma…
     -Marta? – muszę jej przerwać, bo zagada mnie na śmierć. i pomimo tego, że chciałabym jej wszystko opowiedzieć, za 10 minut przyjdzie po mnie Anders a ja nadal stoję w samej bieliźnie. –Marta, opowiem ci wszystko później, obiecuje, ale teraz musisz mi pomóc. Za 10 minut ide z Andersem spotkać się z resztą ekipy, wiesz taka mała domówka po skokach, ale nie mam pojęcia co założyć.
     -W takim razie nie ma czasu na pogaduchy! Wyślij mi szybko zdjęcie najbardziej odpowiednich ciuchów, jakie masz w walizce i bierzemy się do roboty.
     Posłusznie wyciągam wszystko, co nie jest bluzą lub dresami i wysyłam zdjęcie przyjaciółce.
     -Tylko Marta… To musi być coś takiego, żeby na mój widok zapomniał jak się oddycha, ale jednocześnie żebym nie czuła się jak seks na patyku.* - czuję, jak mówiąc to na policzki wypływają mi rumieńce.
     -Pola nie jestem cudotwórcą! Jakbyś miała moją szafę, albo co najmniej wzięła więcej rzeczy, a tak…  - zamilkła. Wiem, że stara się coś wymyślić, więc staram się jej nie poganiać.
     -Już wiem. Spróbuj założyć bordowe spodnie i do tego tą czarną bluzkę do pępka, tą z długimi rękawami. Albo nie, jeszcze lepiej! Weź tą bluzkę i te jasne spodnie z dziurami, wiesz, te z wysokim stanem. Obstawiam, że nie masz tam żadnych obcasów, więc spróbuj jakieś czarne Nike i powinno być dobrze. I koniecznie wyślij zdjęcie!
     Rzucam telefon na łóżko i szybko wkładam to, co poleciła mi Marta. Jasnoniebieskie spodnie z dziurami na całej długości nóg idealnie łączą się z obcisłą bluzką do pępka. Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że prawie nie widać mi brzucha, przez co czuje się w miarę wygodnie. Szybko wkładam buty  i robię kucyk na czubku głowy.
     -Jesteś tam jeszcze? –podnoszę telefon.
     -Jestem, jestem, wysyłaj zdjęcie. – robię zdjęcie i wysyłam przyjaciółce. –Ja to jednak jestem. Kurde Pola, wyglądasz świetnie! Nawet kucyk pozwolę ci zostawić, fajnie wygląda przy tym dekolcie.
     -Naprawdę nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
     -Na pewno nie doprowadziłabyś swojego chłopaka do obłędu!
     Obydwie wybuchamy śmiechem.  Jeszcze raz przeglądam się w lustrze i muszę przyznać, że to wygląda naprawdę nieźle.
     -Jeszcze raz dziękuje, a teraz lecę!
     -Baw się dobrze!
     Rozłączam się i wkładam telefon do tylnej kieszeni. Ze stolika biorę swoje ulubione perfumy i dokładnie się pryskam.  Anders też uwielbia ten zapach. Uśmiecham się do siebie na samą myśl o chłopaku. W tym samym momencie rozlega się pukanie do drzwi. Odkładam flakonik na miejsce i otwieram.
     -Wow, Pola.
     Staje jak wryta.
     -Markus? –głośno przełykam ślinę i czuje jak dreszcze przechodzą całe moje ciało. Do tego serce wali mi jak dzwon.
     -Anders jest strasznym szczęściarzem, wiesz? – chłopak patrzy na mnie od góry do dołu a ja odruchowo poprawiam bluzkę.
     -Co ty tu robisz? – czuje jak żołądek podchodzi mi do gardła.
     -Wellinger miał jakąś sprawę do Andersa, więc zaproponowałem, że ja po ciebie pójdę. Fanni nie chciał, żebyś zbyt długo czekała – uśmiecha się i wyciąga rękę w moją stronę. – Idziemy?
     Kiwam twierdząco głową, biorę ze stolika kartę do pokoju po czym wychodzę zatrzaskując drzwi. Udajemy się w kierunku windy.
     -Byłaś dzisiaj na zawodach?- znów tylko kiwam głową. –Nie widziałem cię.
     -Pewnie dlatego, ze byłam cały czas pod skocznią, nie chodziłam między domkami. – I unikałam ciebie.
     -A szkoda. Zawsze miło zobaczyć jakąś przyjazną twarz w tym tłumie dziennikarzy i fotoreporterów.
     Skoczek uśmiecha się, a mnie zalewa fala gorąca. Modlę się, żebyśmy jak najszybciej dotarli na miejsce. Gdy dochodzimy do windy, chłopak naciska przycisk „w górę”. Stoimy w ciszy, jednak chłopak nie odrywa ode mnie wzroku. Czuję, jak z każdą sekundą serce bije mi coraz mocniej. Przeklinam się w duchu, że nie założyłam dresów. Co ja chciałam udowodnić? I komu? Czemu nie pomyślałam, ze Markus też może przyjść?
     Z opresji ratuje mnie winda.
     -Panie przodem – skoczek wskazuje ręką wnętrze. Na moje nieszczęście, w środku nikogo nie ma.
     Chłopak wchodzi za mną i naciska przycisk z 4 piętrem. Wznoszę oczy do góry. Dlaczego nie mam pokoju na piętrze 3 tylko na 1?
     Drzwi się zamykają i ruszamy w górę. Stoimy naprzeciwko siebie, na wyciągnięcie ręki. Mam wrażenie, że w tak małej przestrzeni skoczek na pewno słyszy moje bijące jak młot serce. Markus cały czas patrzy mi prosto w oczy, ani na chwile nie odrywa wzroku. Staram się go unikać jak mogę, ale nie zbyt dobrze mi to wychodzi. Kątem oka widzę, jak chłopak przełyka ślinę i delikatnie zaciska szczęki. Mimowolnie rozchylam usta, żeby nabrać więcej powietrza. Niemiec robi krok w moją stronę.
     -Pola… - znowu ratuje mnie winda. Drzwi się otwierają, a ja szybko wysiadam, zanim skoczek zdąży dokończyć zdanie. Markus głęboko wzdycha i reszte drogi spędzamy w ciszy. W końcu dochodzimy do pokoju 435. Chłopak otwiera drzwi i puszcza mnie przodem.
     -Jesteście! – mina Severina wyraża ulgę. –Pola, chodź!
     Skoczek bierze mnie pod ręke i ciągnie w odległy kąt pokoju. Zdezorientowana rozglądam się po pomieszczeniu. Wyglądem przypomina mój pokój, tyle tylko że jest większy, a pod oknem znajdują się dwa łóżka, a nie jedno. Stolik, tak jak u mnie, znajduje się przy drzwiach, tuż obok komody. Właśnie tam zabiera mnie Freund.
     -Pola przepraszam, ze Markus po ciebie przyszedł. Miałem pilnować, żeby trzymał się z dala, ale skorzystał z tego że byłem w łazience, no a przecież nie mogłem go gonić – mówi tak cicho, że ledwie go rozumiem.
     -Nie ma sprawy Severin, naprawdę. Nic się nie stało, prawie nie rozmawialiśmy.
     -Mimo wszystko, mówimy o tobie i Markusie – rozgląda się, czy na pewno nikt nas nie słyszy. – Dzisiaj na skoczni cały czas się rozglądał, nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. A jak skakał! Mówię ci Pola, musisz być ostrożna, ja zresztą też. Odkąd się dowiedziałem, że ty  i Anders przyjdziecie robiłem wszystko, żeby Markus się nie dowiedział, bo wiadomo, jakby nie wiedział to by go nie było, a nie chciałem żeby zepsuł wam zabawę. Nie mam pojęcia jak się dowiedział, naprawdę. I jeszcze to, ze po ciebie poszedł… Jeszcze nigdy nie widziałem go aż tak zdeterminowanego Pola. Ale nic się nie bój, ja się nim zajmę. Ty się skup na Andersie i wszystko będzie pięknie.
     Skoczek klepie mnie po ramieniu i ruchem głowy wskazuje Fannisa. Norweg uśmiecha się na nasz widok i rusza w naszą stronę.
     -Dzięki Severin. Nie wiem, co by się bez ciebie stało.
     Niemiec posyła mi ciepły uśmiech i odchodzi.
     -Pola wyglądasz… wow! – Anders podchodzi i obkręca mnie w koło po czym pochyla się nade mną. – Może jednak przyjście tu nie było najlepszym pomysłem…
     Skoczek przeciąga dłonią po moim policzku po czym składa na moich ustach namiętny pocałunek.
     -Anders! – śmieję się i delikatnie go od siebie odpycham.
     -Hej, to twoja wina!
     Ostentacyjnie kręcę głową  po czym przyciągam chłopaka bliżej siebie.
     -Ty też wyglądasz niczego sobie… -czarne spodnie i koszula w tym samym kolorze zdecydowanie mu pasują.
     -To co, ulatniamy się? –Norweg szepcze mi do ucha jednocześnie błądząc rękami po moich plecach.
     -Chyba żartujesz! –uśmiecham się nieznacznie udając oburzenie. –Lepiej chodź do reszty, po zaraz będziemy na językach wszystkich. -Fanni jęknął z niezadowolenia gdy ciągnęłam go z powrotem do reszty skoczków.
     -Już, przywitaliście się? –Hilde puszcza mi oczko, na co mnie zalewa rumieniec.
     -Przyznaj po prostu, że sam byś chciał, a nie świrujesz – na oburzony wzrok Toma Rune wzrusza ramionami i otwiera butelkę z piwem. – Sama prawda Tom, sama prawda.
Fanni posyła koledze z drużyny uśmiech pełen wdzięczności i też sięga po piwo.
     -Pola? – podaje mi butelkę.
     -Przecież wiesz, że nie piję.
     -Wiem, ale zapytać nie zaszkodzi – chłopak daje mi całusa w policzek po czym upija łyk piwa. –Niemieckie piwo jest najlepsze, mówię ci.

     -Wierzę ci na słowo – lekko się uśmiecham i rozglądam się po pokoju. Dopiero teraz zauważam, że z Norwegów jest tylko Tom, Rune i Fanni, Niemców reprezentuje Severin z Markusem, Wankiem i Wellingerem, a z Austriaków jest tylko Diethart z Kraftem. Anders miał racje, faktycznie jest to mała impreza, co bardzo mnie cieszy. Kolejnym plusem jest to, że większość już nam, nie czuję się więc zupełnie wyobcowana. Biorę butelkę z sokiem ze stolika i udaję się w stronę stojącego przy oknie Wanka. 



_______________


* "I don't want other girls to see him walking around like sex on a stick" - Teoria wielkiego podrywu thank you very much :D 

Długo wyczekiwany, w końcu się pojawił, przedstawiam rozdział 11! Od Wisły trochę czasu minęło, ale jakoś nie mogłam się zebrać, żeby usiąść i zacząć pisać. W końcu się udało, chociaż z końcówki ciągle nie jestem zadowolona. Mogłam nad nią popracować, ale nie chciałam już tego wszystkiego bardziej przedłużać. Resztę pozostawiam do oceny Wam ;) 
Jeśli chcecie byś informowani o nowych rozdziałach, to zostawcie w komentarzu swój blog, twitter, mail, czy co tam macie ;) 

Do zobaczenia! ;)

czwartek, 21 lipca 2016

xxx

     Siedzę właśnie w Wiśle na ławce, na której Pola "poznała" Andersa i doszłam do wniosku, że jestem Wam winna przeprosiny. Jedenasty rozdział miał pojawić się w maju, a nadal go nie ma. Szkołę skończyłam, studia wybrane, więc na pisanie mam dużo czasu, brakuje tylko weny. Utknęłam na 2 stronie i nie wiem co dalej. Zaczynając tego bloga miałam jasno skrystalizowany pomysł i dokładnie wiedziałam o czym chcę napisać, jednak minęło już półtora roku i wszystko mi się rozmyło. Zwłaszcza, kiedy skończył się sezon i ze skoczkami miałam bardzo mało do czynienia. Trochę liczę na to, że ten pobyt w Wiśle, w miejscach, o których pisałam, da mi nowe spojrzenie na historię Poli i Andersa, i że wreszcie uda mi sie ją doprowadzić do końca. Mam nadzieję, że Was nie rozczaruje i okaże się ona warta czekania. 



PS. Jest ktoś z Was w Wiśle? Może spotkanie autorskie? ;)


PS2. Prawdopodobnie powinnam zacząć od pytania czy ktoś tu jeszcze jest, bo mnie nie było dość długo. To jak, jesteście? 

wtorek, 1 marca 2016

10. It's an omen


Klingenthal, listopad 2014

     -Pola – wstaję z krzesła i ściskam rękę chłopaka wyciągniętą w moją stronę. Czuję ciarki przechodzące przez całe moje ciało, gdy tylko go dotykam.
     -Markus – przytrzymuje moją dłoń trochę dłużej, niż robi się to zazwyczaj. Cały czas nie możemy oderwać od siebie wzroku. – Miło mi cię poznać.
     Chłopak robi kolejny krok w moją stronę. Teraz dzieli nas już tylko kilkadziesiąt centymetrów.
     -Mi również – może nawet trochę bardziej niż miło. Chłopak uśmiecha się, a ja już wiem, że to nie skończy się dobrze. Chowam kosmyk włosów za uchem i odwzajemniam uśmiech. – Domyślam się, że też jesteś skoczkiem?
     Głupszego pytania chyba nie mogłam zadać. Oczywiście, że też jest skoczkiem. Cholera Pola, zacznij myśleć. W końcu Severin mi już kiedyś o nim opowiadał. To musi być ten Markus, o którym tyle słyszałam w Wiśle. Ten, który zachowywał się dokładnie tak, jak ja… Chłopak chyba zauważa moje zmieszanie, bo uśmiecha się delikatnie i potakuje głową. Już miał coś odpowiedzieć, gdy Severin położył mu rękę na ramieniu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak blisko siebie byliśmy.
     -Markus, coś ode mnie chciałeś – Freund zmusza kolegę do odwrócenia wzroku ode mnie. Wykorzystuję okazje i odsuwam się na bezpieczną odległość.
     -Co… - chłopak marszczy brwi w zamyśleniu. – A, tak. Wszyscy już są na dole, brakuje tylko ciebie. Wiesz, trochę to niespotykane. Ale w sumie co się dziwić, skoro spędzasz czas w takim towarzystwie – z powrotem kieruje swój wzrok na mnie. Czuję, jak na policzki wypływają mi rumieńce.
     -Nie bój się, już schodzę – Freund delikatnie kieruje skoczka w stronę drzwi. – Weź moje narty, będzie szybciej – Markus bierze narty i wychodzi. Zatrzymuje się w drzwiach i odwraca w nasza stronę.
     -Do zobaczenia na skoczni – ręką wskazuje akredytacje wiszącą na mojej szyi i uśmiecha się, po czym wychodzi. Severin zamyka za nim drzwi i opiera się o nie plecami. Siadam na krześle i głośno wypuszczam powietrze. Moje serce ciągle wali jak szalone. Wycieram dłonie o spodnie i chowam w nich twarz. Czekam, aż odzyskam czucie w nogach a gula z gardła zniknie. Prostuję się i patrze na skoczka. On też patrzy na mnie wyczekująco.
     -To jest ten Markus?
     -Ten, o którym mówiłem ci w Wiśle.
     Kiwam głową ze zrozumieniem. Freund podchodzi do łóżka i zakłada na siebie kurtkę.
     -Severin, a czy on… ma kogoś? – sama nie wierzę, że właśnie to powiedziałam, ale jest to jedyne, o czym mogę teraz myśleć. Przełykam ślinę i czuje, że serce podchodzi mi do gardła.
     -On? – skoczek zakłada na plecy torbę ze sprzętem po czym odwraca się w moją stronę. – Nie, nie ma.
     Wypuszczam powoli powietrze. Muszę przyznać, że na taką odpowiedź liczyłam. Mimowolnie się uśmiecham. Czuję, jak całe wcześniejsze ciśnienie ze mnie schodzi. Biorę głęboki oddech i wstaję. Podchodzę do drzwi i naciskam klamkę.
     -Pola? – patrzę na skoczka z niemym pytaniem w oczach. Stoi za mną, z kombinezonem w ręku. – Ty kogoś masz, pamiętasz?
     Zastygam w bezruchu. Anders.
     Niemiec kręci głową z dezaprobatą. Zręcznie mnie omija i kieruje się w stronę windy, zostawiając mnie samą pod drzwiami. Przykładam czoło do chłodnej ściany. Jak to się stało, że nie pomyślałam o Fannim ani przez sekundę? Przecież to tylko dzięki niemu tu jestem. Cholera, gdyby nie on pewnie nigdy nie obejrzałabym żadnego konkursu skoków, a co dopiero na jakimś była. Więc dlaczego w głowie mam tylko oczy Markusa i świadomość, że podczas całej znajomości z Norwegiem nie odczułam tylu emocji co podczas kilku minut z Niemcem?


***


     -Pola! – mrugam szybko oczami i zdezorientowana patrzę na skoczka.
     -Słucham?
     -No właśnie nie słuchasz – chłopak patrzy na mnie uważnie. –Mówię do ciebie i nic. Zero reakcji.
     -Przepraszam, Anders – chwytam go za rękę. – Zamyśliłam się.
     -Nad czym? –zatacza kciukiem kółka na mojej dłoni. Zawsze tak robi.
     -Boję się o Phillipa. Ten upadek wyglądał nieciekawie – wbijam wzrok w podłogę. Głupio mi się posługiwać upadkiem Sjoeen’a, ale przecież nie powiem mu, o czym naprawdę myślę.
     -Nie bój się, mocny z niego chłopak. Nie takie rzeczy mu się trafiały – skoczek uśmiecha się delikatnie i gładzi ręką mój policzek. Odwzajemniam uśmiech i podnoszę na niego wzrok.
     -To co mi mówiłeś?  - widzę zawahanie w jego oczach. Chłopak obejmuje moją twarz dłońmi i chowa mi za ucho kosmyk włosów.
     -To może poczekać – kąciki jego ust unoszą się ku górze, gdy pochyla się, żeby mnie pocałować. Opiera swoje czoło o moje i łapie mnie za ręce, cały czas nie otwierając oczu.
-Cieszę się, że tu jesteś – czuję jego ciepły oddech na twarzy. Nagle drzwi od domku otwierają się.
     -Hej gołąbeczki, przepraszam, że przerywam, ale najwyższa pora iść na górę – Anders powoli wypuszcza powietrze i obydwoje odwracamy głowy w stronę wejścia. Bardal stoi z nartami w rękach i wyczekująco patrzy na Fannisa. – Ja skacze o wiele później niż ty, a już powinienem jechać.
     -Już idę – chłopak niechętnie wstaje z ławki, wkłada ręce w kombinezon i nakłada plastron. Zawiesza na szyi okulary i nakłada rękawiczki. Bierze w rękę kask po czym nachyla się nade mną i daje mi buziaka w czoło. Uśmiecham się. – Trzymaj kciuki.
     -Wiesz, że będę – skoczek odwzajemnia mój uśmiech, bierze narty i wychodzi za starszym kolegą z kadry.
     Opieram głowę o ścianę i zamykam oczy. Dlaczego w mojej głowie ciągle siedzi Niemiecki skoczek? Przecież zamieniłam z nim ledwie 2 słowa. Powinnam skupić się na tym, gdzie jestem. A jestem tu tylko dzięki Andersowi i to on powinien zaprzątać moje myśli. On i nadzieja, że skoczy najdalej ze wszystkich. Wzdycham i otwieram oczy. Wstaję z ławki i wychodzę z domku Norwegów. Wokół mnie nagle znajduje się mnóstwo osób: dziennikarze, skoczkowie, członkowie ekip. Nie powiem, żebym czuła się tu komfortowo. Szybkim krokiem udaję się w stronę barierek przy skoczni. Stoję w bezpiecznej odległości od kamer i tego całego zgiełku. Przyglądam się trybunom. Wszędzie powiewają flagi różnych krajów, ludzie są weseli i roześmiani. W sumie nie ma się co dziwić, w końcu wszyscy są tutaj dlatego, że kochają tą dyscyplinę. Najprawdopodobniej tylko ja jestem na swoim pierwszym konkursie w życiu i tylko ja nie do końca wiem o co chodzi z tymi wszystkimi przelicznikami, punktami i dyskwalifikacjami. No cóż, taki los nowicjusza. Odwracam głowę w stronę zeskoku, gdy spiker mówi, że na belce właśnie zasiada Anders Jacobsen. Zaciskam kciuki i wpatruję się w górę skoczni. Skoczek wychodzi z progu i szybuje nad zeskokiem. W końcu ląduje na 131 metrze a ja z radości klaszcze w dłonie. Co prawda nie znam go jeszcze za dobrze, ale cały team Norwegów przyjął mnie jak siostrę. Na trybunach ludzie skandują i klaszczą, a na telebimie widać zadowolonych kibiców norweskich. Uśmiechnięty skoczek macha do kamery i schodzi ze skoczni. Teraz na belce zasiada skoczek, o którym słyszę po raz pierwszy. Śledzę jego sylwetkę w locie, jednak ląduje już na 113,5m. Niezadowolony od razu kieruję się w stronę bramki. Teraz pora na Polaka- Dawida Kubackiego. Ściskam kciuki i wypatruję go w powietrzu. Skoczył 120,5m, co, jak widać po reakcji publiczności, było przeciętnym wynikiem.  Skoczek macha w stronę trybun i schodzi z dojazdu. Spiker ogłasza wszystkim, że teraz pora na Toma Hilde. Od razu zadzieram głowę do góry, czekając na próbę Norwega.
     -Nie bolą cię już ręce? –wzdrygam się zaskoczona. Nawet nie zauważyłam, kiedy Jacobsen do mnie podszedł. –Ale ściskaj, ściskaj, w końcu pora na Toma.
     Skoczek uśmiecha się i opiera narty o barierki po czym tak jak ja wypatruje kolegi z reprezentacji. Hilde w końcu wychodzi z progu i leci nad zeskokiem, jednak ląduje na 116 metrze.
     -Ajjj – kręcę głową z niezadowoleniem.
     -W konkursie będzie lepiej, zobaczysz – skoczek klepie mnie po ramieniu. –To tylko trening. Ale fajnie, że już się tak wczuwasz. Oby tak dalej – posyła mi uśmiech i odchodzi w stronę domków.
     Staram się wypatrzyć Toma wśród innych skoczków, jednak gdy tylko słyszę głos spikera odwracam głowę w stronę rozbiegu. Serce mi przyśpiesza a wszystkie mięśnie w ciele napinają się. Na belkę wchodzi Markus Eisenbichler. Zaciskam ręce na barierce i wstrzymuję oddech. Śledzę jego sylwetkę w locie, aż do lądowania na 133m. Wypuszczam głośno powietrze z ust. Dobrze, nawet bardzo. Skoczek zadowolony unosi rękę zaciśniętą w pięść. Zatrzymuje się przy bandach i macha do kibiców, po czym schodzi ze skoczni. Mimowolnie śledzę go wzrokiem. Patrzę, jak odkłada narty, wyjmuje z plecaka kurtkę, chowa gogle i kask. Rozmawia chwilę z Tomem, po czym kieruje się w stronę domków. Odprowadzam go wzrokiem, aż znika za jednym z nich. Wypuszczam głośno powietrze. Nie wiem, co ja robię, ale na pewno nie jest to dobre. Za chwile będzie skakał Anders, mój Anders, a ja mam ochotę pobiec do domku Niemców i pogratulować Markusowi. Kręcę głową z niedowierzaniem i opieram łokcie o bandy. Spiker zapowiada kolejnych skoczków, jednak nie wywołuje to u mnie większej reakcji. Tępo wpatruję się w zeskok, co jakiś czas przenosząc wzrok na trybuny. Nie wiem, co mam robić. Anders jest dla mnie bardzo ważny, chociaż nie wiem, czy mogę już powiedzieć, że go kocham. Dobrze wiem, co on do mnie czuje, zresztą dał temu pełny wyraz w Wiśle, jednak ja ciągle się waham… Wiem, że jest on najlepszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek spotkałam. Rozumiemy się bez słów, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i głównie dlatego mamy do siebie takie zaufanie. Możemy spędzać w swoim towarzystwie całe dnie i nie wydaje mi się to męczące czy nudne. Wiem, że wszyscy Norwedzy uważają, że my jesteśmy już na całe życie, ale ja nadal nie jestem pewna w stu procentach. Znam siebie i wiem, że nie potrafię wytrzymać długo z jedną osobą. Jest to jedna z moich najgorszych cech. Poza tym, dla mnie tez jest to pierwszy poważny związek, a w sumie to pierwszy jakikolwiek związek i boję się angażować tak bardziej. Ciągle mam w głowie słowa Stjernena: „po prostu na niego uważaj”. A co jeżeli mi się nie uda? Co, jeżeli pomimo tego, co jest teraz, w przyszłości coś się zepsuje? Co jeżeli go skrzywdzę? Nie wybaczyłabym sobie tego. Tyle mu zawdzięczam, że nigdy nie będę w stanie mu wystarczająco podziękować.
     Więc dlaczego zareagowałam tak na Markusa? Dlaczego przy Niemcu zapomniałam o całym bożym świecie, a co najgorsze, o Andersie? Jeszcze nigdy nie czułam się tak, jak przy nim. Jeszcze nigdy nikt nie wywołał u mnie tylu emocji, a przecież jedynie się poznaliśmy. Co będzie teraz, gdy będę go widzieć na każdym konkursie Pucharu Świata na jaki pojadę? Za każdym razem będą mi miękły kolana a serce waliło jak dzwon? Wiem, że skoczek czuł to samo, jestem o tym przekonana. Wiem, że nie świadczy to o mnie najlepiej, ale jestem pewna w stu procentach, że Markus czuł to samo, że ta chemia między nami nie jest wymysłem mojej wyobraźni. Zresztą gdyby tak było, Severin na pewno zachował by się inaczej. On też to widział, on też wie, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Pozostaje tylko pytanie: co teraz? Udać, że cała ta sytuacja nie miała miejsca, czy porozmawiać z Freundem lub Stjernenem? Andreas potrafiłby mi doradzić, jednak nie ma go tutaj, a nie chcę załatwiać tego przez telefon. Do Severina z kolei nie mam aż tak wielkiego zaufania, jak do Norwega. Chociaż, akurat w tej sytuacji nie mam zbyt wielkiego pola manewru. Wolę nie czekać, aż natknę się na Markusa spacerując z Andersem. Mimo wszystko to Norweg jest moim chłopakiem, to on jest powodem dla którego tu jestem i to z nim planuję swoją najbliższą przyszłość.
     -Jak tam Pola, stresik jest? – zdezorientowana odwracam głowę w stronę, z której dochodzi głos. Obok mnie stoi Jacobsen, Hilde i Velta. Nawet nie zauważyłam, kiedy przyszli.
     – Jeszcze tylko Freitag i twój orzeł będzie skakał – Hilde zauważa moje zmieszanie. Uśmiecham się.
     -Chyba orzełek – mruczy pod nosem Velta po czym wszyscy trzej wybuchają śmiechem.
      Kręcę głową z politowaniem i patrzę na rozbieg. Na belce siada Niemiec, od razu ją jednak opuszcza i sunie wzdłuż rozbiegu. Po wyjściu z progu wszyscy odprowadzamy go wzrokiem na 128 metr.
     -Dobrze! Mówiłem wam, że Niemcy będą dobrzy – Rune bije brawo.
     -Czy ja wiem, czy tak dobrze…
     -Tobie, Anders, to nigdy się nie dogodzi. Jak nie przeskoczył skoczni to już do dupy – Hilde przewraca oczami i szturcha Jacobsena. Ten tylko się uśmiecha. Spiker ogłasza wszystkim zebranym na Vogtland Arena, że na belce siada Anders Fannemel. Czuje jak zimny dreszcz przebiega mi po plecach. Ściskam kciuki tak mocno, że czuje wbijające się w skórę paznokcie. Powoli wypuszczam oddech.
     -Pola spokojnie, to tylko trening – Rune obejmuje mnie ramieniem i spogląda w górę skoczni.
     Anders w końcu odpycha się od belki a ja mam wrażenie, że ktoś spowolnił czas. Norweg  wybija się z progu i szybuje nad bulą. Czuje, jak mój żołądek robi fikołki. Skoczek przelatuje nad punktem konstrukcyjnym, rozmiarem skoczni aż w końcu ląduje na 146 metrze. Zadowolony zaciska ręce w pięści i dojeżdża do band.
     -Tak! – z radości wyrzucam ręce w powietrze i bije brawo najmocniej jak potrafię. Trybuny szaleją.
     -Skubany! – Jacobsen bije brawo po czym zamyka mnie w uścisku. –Dumna?
     -Żartujesz? Jak skoczy tak w konkursie to przeskoczę te bandy i od razu do niego pobiegnę! –wszyscy trzej wybuchają śmiechem.
     -Zwracam honor Tom, faktycznie orzeł – Rune uśmiecha się i ściska rękę Hilde.
     -Ja wiem co mówię – Tom puszcza mi oczko. Uśmiecham się i odwracam w stronę zejścia z dojazdu. Anders przyjmuje gratulacje od Freitaga po czym zakłada kurtkę i chowa sprzęt do plecaka. Zakłada go na plecy, bierze narty i idzie w kierunku domków.
     -Chodźcie za mną, ferajna – Jacobsen macha ręką w stronę, w którą przed chwilą udał się Fanni i wszyscy posłusznie idziemy za nim. 
     Przechodzimy obok dziennikarzy i innych skoczków po czym w końcu dochodzimy do domku Norwegów. Anders zatrzymuje się przed drzwiami.
     -Pola, czyń honory –uśmiecha się i wskazuje na klamkę. Ruszam przodem i otwieram drzwi. W środku jest tylko Anders. Odwraca się i uśmiecha na nasz widok. Podbiegam do niego.
     -Anders! – zarzucam mu ręce na szyję. – Nie wiem jak to zrobiłeś, ale oby tak dalej! – chłopak uśmiecha się i mnie całuje. Długo. Przyjemnie. Tak, że całe moje ciało zalewa fala gorąca.
     -Znajdźcie sobie pokój, a nie – Anders opiera swoje czoło o moje, szepce „dziękuję”, po czym rzuca w Hilde rękawiczką. Traf sprawił, że dostał prosto w twarz. –No co, prawdę mówię! Wiem, że byś chciał Anders.
     Moje policzki robią się purpurowe. Wtulam się w skoczka, żeby to ukryć.
     -Tom, ty jak coś powiesz, to nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać – stwierdza Rune, po czym podchodzi do nas i klepie mnie po plecach. – Dziękuj jej Anders, bo skrzydeł dostałeś.
     -Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobił – Fanni przytula mnie mocniej i daje mi buziaka w czoło.
     -Nie przeskoczyłbyś skoczni, to na pewno – Tom szturcha Andersa, po czym udaje się w stronę drzwi. –Zaraz Bardal będzie skakał, idziecie?
     -Się wie! – Rune wstaje z krzesła i idzie za Tomem.
     Całą piątką wychodzimy z domku i podchodzimy do telewizora, znajdującego się pośród domków. W powietrzu jest Noriaki Kasai. Anders dużo mi o nim mówił. Cały świat skoków narciarskich podziwia Japończyka, który utrzymuje niesamowicie wysoką formę pomimo swojego wieku. Kasai skoczył 139,5 metra i zadowolony macha w stronę trybun. Teraz na belce siada Bardal. Wszyscy w oczekiwaniu wpatrujemy się w ekran. Skoczek sunie w dół rozbiegu i wybija się z progu.
     -Źle się wybił – Tom machnął ręką. Faktycznie, Anders ląduje na 112 metrze i niezadowolony od razu schodzi z dojazdu.
     -Nie zapominaj, że on kwalifikację ma zapewnioną – Jacobsen klepie kolegę po ramieniu i idzie w stronę domku. Hilde kręci głową i całą piątką udajemy się w ślady Norwega.


***


     Leżę na łóżku i tępo patrzę się w sufit. Nagle rozlega się ciche pukanie do drzwi. Wypuszczam powietrze i wstaję, żeby otworzyć. Jest już późno, ale wiem, że to nie może czekać.
     -Severin – odsuwam się z przejścia i ruchem ręki zapraszam skoczka do środka. Chłopak wchodzi i siada na krześle przy stoliku. Zamykam drzwi i siadam na łóżku. Podciągam kolana pod brodę i opieram głowę o ścianę. – Rozmawiałeś z nim?
     -Nie wiem, czy można to nazwać rozmową. Przysiadł się do mnie w busie i pytał o ciebie –skoczek przesuwa  dłońmi po udach i odwraca ode mnie wzrok. – Powiedziałem mu o Andersie. A on…
     -A on? –patrzę się na niego wyczekująco. Skoczek drapie się po głowie i w końcu na mnie patrzy.
     -A on powiedział, że to nie ma dla niego znaczenia, bo pierwszy raz poczuł coś takiego i że się nie podda, bo wie, że ty też to poczułaś – opieram głowę o kolana i biorę głęboki wdech. – Pola, ja wiem co widziałem. Wyglądaliście, jakby was piorun z jasnego nieba strzelił. Ale to nie zmienia faktu, że jesteś z Andersem i z tego co mi wiadomo, jesteście szczęśliwi. Markus jest… specyficzny. Zresztą, mówiłem ci to w Wiśle. Pewnie teraz siedzi i analizuje swoje skoki, żeby jutro w konkursie dobrze wypaść. Chociaż dzisiaj odpalił, nie ma co. Jak huknął te 142,5 metra to nawet trener się za głowę złapał – skoczek śmieje się, wstaje i siada obok mnie. Podnoszę głowę i krzyżuję nogi. Freund kładzie rękę na moim kolanie. –Chodzi mi o to, że nie powinnaś sobie nim zawracać głowy. Przecież kochasz Andersa.
     Uśmiecham się blado i kieruję swój wzrok na skoczka.
     -Wiesz, do tej pory też myślałam, że go kocham, ale dzisiaj… Jeszcze nigdy nie czułam się tak, jak dzisiaj przy Markusie. Wiem, że nie powinnam nawet o tym myśleć, a co dopiero o tym głośno mówić, ale Anders jeszcze nigdy nie wywołał u mnie tylu emocji, co Markus w ciągu tych 5 minut. Co jeżeli… - głos mi się łamie.
     -Nawet tak nie mów – skoczek ściska mnie za ramie. –To jest zwykłe zauroczenie, nic więcej. Zresztą, chyba trochę przesadzasz, nie uważasz? Z Andersem znasz się od lipca a z Markusem zamieniłaś raptem 3 słowa. Mogę się założyć, że z Andersem wiecie o sobie więcej niż ktokolwiek może przypuszczać. Znacie się na wylot, funkcjonujecie jak jeden organizm. Sama widzisz, byłaś dzisiaj na treningach i od razu skoczył 146 metrów. Do rekordu skoczni zabrakło mu tylko pół metra, a to nie byle jaki wynik. Mogę się założyć, że w konkursach pokaże wszystkim jak się skacze. Musisz tylko być przy nim –Severin uśmiecha się dodając mi otuchy. Odwzajemniam uśmiech i opieram głowę na ramieniu skoczka. –Zawsze możesz na mnie liczyć Pola, pamiętaj. Niezależnie od tego, co by się działo i jaką decyzję podejmiesz. To ja was ze sobą poznałem, więc jesteśmy w tym razem.

     -Przestań Sev, nawet gdybyśmy nie poznali się u ciebie, prędzej czy później to by się stało – siadam prosto i naciągam rękawy bluzy. – Poza tym, nie wydaje mi się żebym przesadzała. Przecież byłeś przy nas, widziałeś to. Ja się po prostu boję. Anders jest moim najlepszym przyjacielem, wie o mnie dosłownie wszystko i rozumie mnie jak nikt inny. Panicznie boję się go stracić, dlatego jak powiedział mi o tym co czuje, nawet się nie zastanawiałam. Przecież miłość może przyjść z czasem… - opuszczam głowę i skubię rękawy. – On jest trochę typem romantyka, do tego jest tak nieśmiały. Ja po prostu nie mogę go skrzywdzić. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. 



________________________


W końcu jest! Chyba pierwszy rozdział, który pisało mi się tak lekko. 
Postacią, która może namieszać okazał się Markus. Zdziwieni? ;) 

Do zobaczenia! ;) 

wtorek, 9 lutego 2016

9. You got me

 Muzyka  

Klingenthal, listopad 2014

  Leżę na łóżku i wpatruję się w zegar wiszący na ścianie. Wskazówki przesuwają się w żółwim tempie. Anders o 10 poszedł na odprawę techniczną i jeszcze nie wrócił, a dochodzi 11. Chyba zwiędnę w tym pokoju. Całe skrzydło hotelu jest wymarłe, bo wszystkie ekipy wyszły, więc nawet nie mam z kim porozmawiać. Przeszło mi przez myśl, żeby iść na siłownie i zaliczyć dzisiejszą sesję rehabilitacyjną, ale nie powinnam tego robić sama. Przewracam się na drugi bok i wchodzę na pierwszy lepszy portal o skokach. Trochę czasu już minęło, odkąd poznałam Andersa i resztę Norwegów, ale nadal czuję, że za mało wiem o ich dyscyplinie. Czytam uważnie listę startową kwalifikacji i przeglądam sylwetki najlepszych skoczków. Nie chcę palnąć żadnej głupoty na wstępie. Ostatni skakać będzie Stoch – polska duma narodowa i najlepszy skoczek minionego sezonu. No cóż, Kryształowa Kula i 2 złota olimpijskie mówią same za siebie. Nie zdążyłam go jeszcze oficjalnie poznać. Tak naprawdę, nawet nie miałam kiedy. Do Klingenthal przyjechałam dopiero wczoraj po południu i od tamtej pory praktycznie nie ruszałam się z pokoju. Co prawda nie poruszam się już o kulach, jednak mój stosunek do poznawania nowych osób się nie zmienił, więc wolę zostać tu, gdzie czuję się w miarę bezpiecznie.
     Wbijam spojrzenie w sufit i powoli wypuszczam powietrze. Myślę o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Czasami mam nieodparte wrażenie, że po poznaniu Andersa stałam się zupełnie inną osobą.  Jeszcze do niedawna nie miałam żadnych znajomych poza drużyną i ciągle żyłam niespełnioną, młodzieńczą miłością. Do tego, poza piłką, nic dla mnie nie istniało. Teraz poznaję coraz więcej ludzi i coraz lepiej się przy nich czuje. Nadal stresuje się tym, że nie będę miała zbyt wielu tematów do rozmowy, jednak powoli wychodzę poza swoją komfortową strefę. Anders pokazał mi zupełnie inny świat. Świat, który nie musi kręcić się tylko i wyłącznie wokół uprawianego sportu. Pomimo świadomości,  że nie będę już mogła grać profesjonalnie, wiem, że nie mogę się poddawać. Zamiast się załamywać, skupiam się na jak najszybszym powrocie do pełnej sprawności. Już nie mogę się doczekać treningu z piłką.  Jak wszystko dobrze pójdzie, za niecały miesiąc powinnam móc normalnie trenować, a potem już tylko patrzeć jak przeprowadzę się do Niemiec. Uśmiecham się na samą myśl o najbliższej przyszłości. Gdyby nie norweski skoczek, pewnie nadal byłabym załamana i uległa namowom rodziców. To, że spotkałam go wtedy w Wiśle, że nie odtrąciłam go tak, jak to robię ze wszystkimi, było jedną z lepszych rzeczy jaka mnie w życiu spotkała. I chociaż czasami nachodzą mnie wątpliwości co do nas, nie potrafię wyobrazić sobie życia bez najlepszego przyjaciela.
     Zamykam oczy. Nie mam co ze sobą robić, więc spróbuje zasnąć. Układam się wygodnie i głośno wypuszczam powietrze z ust. Nie jestem przyzwyczajona do spania w dzień, ale ostatnio tak mało śpię, że wydaje się to najlepszym wyjściem. Podciągam kolana pod brodę i powoli liczę od 100 w dół.


***


     Otwieram oczy i mrugam kilkakrotnie. W pokoju jest dość ciemno, nie widzę która jest godzina. Sięgam ręką pod poduszkę, jednak nigdzie nie wyczuwam telefonu. Wydaję z siebie cichy jęk i siadam na łóżku. Dopiero teraz widzę, że rolety są zasłonięte, a ja jestem przykryta kocem. Zdziwiona unoszę brwi i wstaję, aby odsłonić okno. Gdy do pokoju wpada światło, na stoliku dostrzegam kartkę, a na niej mój telefon.
     „Tak słodko spałaś, nie chciałem Cię budzić. Tylko, na litość boską, zacznij się przykrywać, w końcu jest koniec listopada. Trening zaczyna się o 15:30, ale Alex chce żebyśmy trochę poskakali jeszcze wcześniej, więc pewnie zobaczymy się dopiero na skoczni. Jakbym nie dał rady wpaść przed wyjściem, to zostawię Twoją akredytacje u Severina, mieszka naprzeciwko nas. Do zobaczenia, Anders
PS. Znalazłem twój telefon na podłodze, jak Ty się musiałaś wiercić!
PS. 2. Ciekawe, kiedy się nauczysz zamykać drzwi. Każdy mógłby wejść. „
     Uśmiecham się i odkładam kartkę z powrotem na stolik. Biorę telefon do ręki. Dochodzi 14. Najwyższa pora zacząć się szykować. Muszę jeszcze złapać Severina, zanim pojedzie na skocznie. Odkładam komórkę i kieruję się do łazienki. Biorę szybki, zimny prysznic na pobudzenie. Wciągam na siebie dresy i t-shirt. Później pomyśle co ubrać na skocznię, na razie muszę doprowadzić się do porządku. Staje przed lustrem. Twarz nadal mam lekko opuchniętą po spaniu, więc przemywam ją zimną wodą. Nakładam delikatny makijaż: trochę pudru i tuszu do rzęs. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego dziewczyny z własnej woli nakładają na twarz tony różnych specyfików. Zdejmuję gumkę  z włosów i je rozczesuje. W pierwszym odruchu znowu chcę je związać, jednak postanawiam zostawić je tak, jak są. Wychodzę z łazienki i wyciągam walizkę z szafy. Wybieram pierwsze lepsze jeansy i czarną bluzę. Mój wzrok przyciąga niebieska kurtka z napisem „Norge” na plecach. Dostałam ją od Andersa, w Wiśle, dzień przed moim wyjazdem. Uśmiecham się mimowolnie. Założę ją jutro, akurat na konkurs drużynowy. Chowam walizkę, wkładam telefon do tylnej kieszeni spodni i rozglądam się po pokoju. Chyba mam wszystko, czego potrzebuję. Biorę kurtkę wiszącą na krześle i wychodzę. Idę korytarzem prosto w stronę windy i wjeżdżam 2 piętra wyżej. Skręcam w prawo i od razu jestem pod drzwiami Freunda. Wypuszczam po cichu powietrze. Znam go z Wisły, jednak nie mam pewności, czy mnie pamięta. Boje się też, że Anders zapomniał zostawić u niego tą akredytacje i skoczek nie będzie wiedział czego u niego szukam. Karcę się w duchu – znowu pesymistyczne podejście. Pukam do drzwi. Nie muszę długo czekać, Niemiec od razu otwiera.
     -Pola! – uśmiecha się i gestem zaprasza mnie do środka. –Wchodź, rozgość się. Już się bałem, że nie zdążysz przyjść przed naszym wyjazdem.
     -Cześć Severin! – odwzajemniam uśmiech.
     Niepewnie wchodzę do środka. Przy drzwiach stoją narty, obok wisi kombinezon i stoi torba ze sprzętem. Przechodzę obok tego wszystkiego, siadam na krześle przy stoliku i rozglądam się. W pomieszczeniu jest tylko jedno łóżko, pewnie też ma ten komfort mieszkania samemu. Pokój Freunda praktycznie niczym nie różni się od mojego. No, może tylko widokiem za oknem.
     -Kiedy jedziecie? – posyłam skoczkowi pytające spojrzenie.
     -W sumie to niedługo, ale zawsze to ja muszę czekać na całą resztę, więc niech oni teraz poczekają na mnie – skoczek śmieje się i siada na łóżku.
     -Nie będę cie zatrzymywać, nie chce żebyście się spóźnili…
     -Przestań! Zawsze stoję przy samochodzie jak idiota i czekam aż oni łaskawie ruszą swoje tyłki na dół, niech chociaż zobaczą, jak to jest – uśmiecha się delikatnie i podaje mi akredytacje. – Anders się postarał.
     Patrzę na napis: „Pola Antczak. Team”. Faktycznie się postarał. Myślałam, że zostanę co najwyżej bezimiennym gościem. Uśmiecham się i zakładam smycz na szyję.
     -Twój pierwszy konkurs Pucharu Świata, jak nastrój? – skoczek patrzy na mnie i uśmiecha się pokrzepiająco.
     -Wiesz… - mam ochotę powiedzieć mu, że boję się jak cholera, bo będzie tam mnóstwo ludzi, do tego tak naprawdę nie wiem, gdzie mam iść i skąd oglądać konkurs, jednak zamiast tego mówię tylko –już się nie mogę doczekać. Z tego co słyszałam, atmosfera na konkursach jest świetna, poza tym w końcu zobaczę Andersa jak robi to, co kocha najbardziej.
     -Ja już wiem, co on kocha robić najbardziej – Freund puszcza mi oczko i wybucha głośnym śmiechem, a ja cała czerwienieje.
     -Severin, co… No coś ty… - język zaczyna mi się plątać i czuję jak moje policzki płoną. Skoczek śmieje się jeszcze bardziej.
     -Spoko Pola – machnął ręką. – Nie musisz się tłumaczyć.
     Kręcę głową z dezaprobatą i już mam zamiar mu coś odpowiedzieć, gdy nagle otwierają się drzwi.
     -Sev, co ty… - odwracam głowę w stronę, z której dobiega głos. Chłopak urywa zdanie w połowie i patrzy prosto na mnie. Nie mogę oderwać od niego wzroku, zapominam o wszystkim wokół. Czuję się tak, jakbym tonęła w jego oczach. Nawet nie potrafię określić ich koloru. Mam wrażenie, że słyszę swoje serce, które w tym momencie wali jak młot. Mimowolnie zaciskają mi się wszystkie mięśnie, a gula w gardle rośnie z sekundy na sekundę. Na całym ciele mam ciarki i czuję wszechogarniające ciepło. Robi mi się wręcz gorąco. Nieświadomie rozchylam usta i wycieram spocone dłonie o spodnie. Odnoszę wrażenie, że mam motyle w brzuchu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się czułam. Chłopak nadal nie odrywa ode mnie wzroku, a ja dopiero teraz jestem w stanie powiedzieć, że ma brązowe włosy, delikatny zarost na twarzy i wyraźnie zarysowaną szczękę. Poza tym, myślę że jest niewiele wyższy ode mnie. Oblizuję spierzchnięte usta nie odwracając wzroku ani na sekundę. Przełykam ślinę i orientuję się, że do tej pory wstrzymywałam oddech. Biorę głęboki wdech. Czuję się tak, jakby właśnie trafił mnie grom z jasnego nieba i po zachowaniu chłopaka widzę, że czuje on to samo. Nie wiem ile czasu już minęło, minuta, pięć, dwadzieścia? Czas stanął w miejscu jak za dotknięciem magicznej różdżki. Wokół  nas nie ma nic; jest tylko on, ja i zachowania, których nie potrafię wytłumaczyć. Delikatnie szczypię się w udo. Boli, czyli to nie sen. Zresztą, czy sen mógłby być tak realistyczny? Czy we śnie wszystkie te uczucia byłyby tak mocne, obezwładniające, przytłaczające?
     Z transu wyprowadza nas Severin. Nawet nie zauważyłam kiedy wstał i stanął obok nas.
     -Cholera… - mówi cicho, po czym głośno chrząka. Niechętnie odwracam wzrok i patrzę na skoczka. – Wy się chyba jeszcze nie znacie? –mówi już głośniej. Z powrotem przenoszę wzrok na chłopaka stojącego w drzwiach. Ma na sobie czarną bluzę, a w ręku trzyma pomarańczową kurtkę, dokładnie taką, jaka leży na łóżku Freunda.

     -Jeszcze nie mieliśmy tej przyjemności – chłopak robi krok w moim kierunku i uśmiecha się, a cieszę się, że siedzę, bo nogi mam jak z waty.



_______________


Po trochę więcej niż miesiącu wracam i to z przytupem na koniec! Teraz zacznie się to, o czym chciałam pisać odkąd założyłam tego bloga, to co przyszło mi do głowy z n-tym przesłuchaniem piosenki Hoziera. A skoro już o założeniu bloga mowa, dzisiaj mija równo rok, odkąd opublikowałam prolog. Nigdy nie spodziewałam się, że po roku tyle Was tu będzie, za co bardzo, bardzo dziękuję. Jak zakładałam bloga, przez myśl mi nie przeszło, że po roku dodawać będę dopiero 9 rozdział. Niestety, liceum i klasa maturalna rządzą się swoimi prawami. No nic, mam nadzieję, że za kolejny rok historia Poli i Fannisa będzie już doprowadzona do końca. 
A co się tyczy rozdziału... Krótki, ponieważ nie chcę Wam od razu zdradzać, kto taki wszedł do pokoju Severina. Macie jakieś typy? Końcówka miesza, ale przecież od samego początku chodziło o to, żeby było nieszablonowo. Jak wrażenia? 
Gorąco polecam włączenie muzyki od początku na końcówkę. Jak tylko usłyszałam tę wersję piosenki miałam tę scenę w głowie. Mam nadzieję, że Wy też wczujecie się w ten klimat. 

Rozdział krótki, za to na koniec się rozpisałam. Do zobaczenia! ;)