piątek, 23 września 2016

12.What happened to the soul, that you used to be?

     Muzyka

Monachium, listopad 2014

     Stoję w salonie i rozglądam się po pokoju. Wszędzie pełno jest nierozpakowanych pudeł i walizek. Moja przeprowadzka do Monachium w końcu dobiegła końca, wczoraj z rodzicami przywieźliśmy ostatnie rzeczy. W końcu zaczynam nowe życie. Wynajęłam małe mieszkanie w pobliżu centrum szkoleniowego Bayernu Monachium, dzięki czemu będę mieć blisko do pracy. Nadal nie mogę wyjść z zachwytu nad tym miastem i okolicą. Ulica, na której będę mieszkać jest cicha i spokojna, pełna zieleni i domków szeregowych. Wprowadziłam się do jednego z nich, na pierwsze piętro. Mieszkanie jest cudowne, małe i przytulne.  Naprzeciwko drzwi wejściowych jest przestronna łazienka, na prawo znajduje się salon z aneksem kuchennym, z kolei z lewej strony jest sypialnia z balkonem. Na razie znajdują się tu tylko meble, na szczęście mam cały tydzień, żeby się spokojnie rozpakować, urządzić i poznać miasto. Studia zaczynam dopiero od semestru zimowego, a pracę w klubie od grudnia.
     Wyciągam z kartonów poduszki i układam je na kanapie. Następnie wykładam koce i resztę dodatków. Zabrałam ze sobą wszystko, co ma dla mnie znaczenie sentymentalne, nawet stary domek dla kota. W końcu biorę się za układanie ramek ze zdjęciami: ja z dziadkiem na kanapie oglądając mecz, ja na boisku w moim pierwszym meczu, dziadek na trybunach. Uśmiecham się delikatnie. Ja z uniesionym palcem w górę po strzeleniu gola. Czuję łzy napływające do oczu, więc szybko mrugam i wyciągam kolejne zdjęcia: z wycieczek szkolnych, z dziewczynami z klubu, z Adamem. Kąciki ust uniosły mi się w górę na widok fotografii z byłym przyjacielem. Dawniej spędzaliśmy ze sobą całe dnie, byliśmy nierozłączni. Jak tylko nie mogliśmy się zobaczyć, dzwoniliśmy do siebie, pisaliśmy. Cały czas musieliśmy być w kontakcie. Doskonale pamiętam dzień, w którym powiedział mi, że jego rodzice chcą przeprowadzić się do Białegostoku. Byliśmy wtedy w 2 liceum i siedzieliśmy na trybunach stadionu. Lubiliśmy tam chodzić, zwłaszcza wieczorami. Nikt nam wtedy nie przeszkadzał i mogliśmy w spokoju rozmawiać o swoich problemach i marzeniach na przyszłość. Powiedział mi, że przeprowadzi się razem z nimi jak skończy się pierwszy semestr. Nadal mam przed oczami ten wzrok, którym patrzył na mnie, pytając „chyba, że chcesz żebym został?”. Od dawna doskonale wiedziałam, co do mnie czuł, wiedziałam, że nie byłam mu obojętna. Obydwoje woleliśmy ignorować ten fakt, przecież nigdzie nam się nie śpieszyło, a nie chcieliśmy ryzykować przyjaźni. Doskonale pamiętam dotyk jego dłoni, kiedy złapał mnie za ręce. „Pola, powiedz tylko słowo. Zostanę”.  Nie powiedziałam nic. Zacisnęłam zęby i udawałam, że nic się nie dzieje. Aż w końcu nadszedł koniec semestru. Siedzieliśmy jak zwykle na trybunach. Nasz ostatni wspólny wieczór. Nic się nie zmieniło, rozmawialiśmy jak gdyby nigdy nic. Dopiero, gdy wstałam żeby wracać do domu, Adam złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował. Powiedziałam mu wtedy, że to nie ma sensu, nie damy rady ciągnąć tego na taką odległość, zwłaszcza, że po skończeniu liceum chce już zupełnie poświęcić się piłce. Zgodził się ze mną i odszedł bez słowa. Dopiero, gdy jego sylwetka zniknęła z mojego pola widzenia, zrozumiałam, co zrobiłam. Wtedy zrozumiałam, że go kocham, że nie chce żeby odchodził, że chce aby był przy mnie. Płakałam całą drogę do domu i całą noc. Wiedziałam, że straciłam go na zawsze. Nie mogę go przecież winić, że po takim pożegnaniu nie chciał mieć ze mną kontaktu. Wyjechał i układał sobie życie na nowo. Nie mogłam mieć mu tego za złe.
     Wzdycham głośno i wycieram łzy płynące po moim policzku. Gdzieś tam głęboko nadal coś do niego czuję, nadal mam do niego wielki sentyment. Odstawiam zdjęcie na półkę i uśmiecham się przez łzy. Moja pierwsza miłość. Następne zdjęcie jest już z Andersem, z naszego wyjazdu do Wisły. To wtedy wyznał mi swoje uczucia, a ja nie popełniłam tego samego błędu. Mimo tego, że nie byłam pewna, czy nam się uda, czy nasza przyjaźń na tym nie ucierpi. Wiedziałam, że muszę dać nam tę szansę. Teraz z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że była to jedna z lepszych decyzji, jakie podjęłam. Dzięki Andersowi zmieniłam się na lepsze. Nie boję się już kontaktu z innymi ludźmi, sprawia mi on przyjemność. Przezwyciężyłam swój lęk dzięki czemu stałam się zupełnie inną osobą. Związek z Andersem zdecydowanie otworzył mi oczy.
     Tę ramkę niosę do sypialni i stawiam na szafce nocnej przy łóżku. Ten pokój zdecydowanie podoba mi się najbardziej. Po prawej stronie drzwi znajduje się szafa, ciągnąca się na całą długość ściany. Na środku pokoju stoi łóżko, przed którym leży pluszowy, brązowy dywan. Naprzeciwko drzwi jest toaletka, a po przeciwnej stronie znajduje się wyjście na balkon.  Kładę się na łóżku. Do wypakowania zostały mi jeszcze ubrania i rzeczy kuchenne.  Patrzę na zegarek wiszący nad toaletką. Dochodzi 21. Idę do kuchni, wstawiam wodę na herbatę i czekam aż się zaparzy, po czym wracam do pokoju. Czas, na rozpakowanie ubrań.


***


     Otwieram oczy i przez moment muszę zastanowić się, gdzie jestem.  No tak, Monachium. To dopiero 3 noc w nowym mieszkaniu i nadal czuje się nieswojo. Patrzę na zegarek i ze zdziwieniem stwierdzam, że już 11. Poprzedniego dnia do nocy rozpakowywałam walizki i nawet nie pamiętam, kiedy zasnęłam. Wstaję i odsłaniam rolety. Jak na listopad jest piękna pogoda. Szybko idę pod prysznic i szykuje się do wyjścia. Zakładam pierwsze lepsze jeansy i sweter, na to kurtka i zimowe buty. Wychodzę z domu i kieruję się w stronę metra. Mam ochotę pozwiedzać miasto. Po drodze nie spotykam praktycznie nikogo. W końcu dochodzę do stacji i zjeżdżam windą w dół. Wsiadam do pociągu i w 10 minut dojeżdżam do centrum. Prosto ze stacji wychodzę na Marienplatz. Pełno tutaj turystów. Robię parę zdjęć ratusza i ruszam dalej. Kręcę się po starym mieście co jakiś czas robiąc zdjęcia. Nie sądziłam, że może być tu tak pięknie.

     Po paru godzinach chodzenia bez celu wchodzę do kawiarni. Zdążyłam już nieźle zmarznąć. Zamawiam gorącą czekoladę i kawałek ciasta, po czym wyjmuję telefon z torebki. Mam nieodebrane połączenie od Severina, więc od razu oddzwaniam.
     -Witamy w Niemczech Pola! Jak ci się u nas podoba? – na dźwięk głosu Niemca mimowolnie się uśmiecham. 
     -Severin, nie miałam pojęcia, że tu jest tak pięknie! Nawet pogoda dopisała – przyzwyczajona do listopadowej pogody w Polsce spodziewałam się bardziej śniegu lub deszczu niż pięknego słońca. – Cały dzień kręcę się po starówce. No i kupiłam z tuzin lokalnych przysmaków na Viktualienmarkt.
     -No tak, też tam zawsze fortunę zostawiam. Ale nie ma nic lepszego niż bawarskie jedzenie, uwierz mi.
     -Porozmawiamy o tym jak już tu trochę pomieszkam – śmieję się. – Jak tam po zawodach?
     -Wiesz, pierwsza dziesiątka zawsze zawsze cieszy, zwłaszcza to 3 miejsce wczoraj. A jak Anders, rozmawiałaś z nim?
     -Szczerze mówiąc to nie, nie mieliśmy kiedy. Ja miałam tą przeprowadzkę, on konkurs, sam rozumiesz. Dobrze, że już dzisiaj wraca do Norwegii to będziemy mogli na spokojnie nadrobić.
     -Mam nadzieję, że na zawodach w Lillehammer już będziesz? Trochę nam ciebie w Ruce brakowało. Nie powiem komu najbardziej – skoczek ściszył głos po czym się zaśmiał. –Trochę się pytał o ciebie, bo nie dało rady utrzymać tej przeprowadzki w tajemnicy. Ja mu nic nie mówiłem, ale słyszał jak Wank z Wellingą rozmawiają o tym, czemu ciebie nie ma. Drugiego dnia to cały w skowronkach chodził, jak się dowiedział, że w Monachium będziesz mieszkać , bo od niego to godzina drogi. Nawet 140m skoczył!
     -Sev, on chyba zdaje sobie sprawę, że ostatnie czego chce to się z nim widzieć? Przeniosłam się tu tylko dlatego, że klub zgodził się dać mi pracę mimo tego, że grać nie mogę. Niech sobie nie wyobraża nie wiadomo czego.
     -Spokojnie, już mu mówiłem, że ma sobie darować. Na skoczni nawet powiedział Fannisowi, że fajna z was para. Pewnie nie będzie nic kombinował, tylko z nim nigdy nic nie wiadomo. Nie mogę mu też powiedzieć, że sobie to wszystko ubzdurał, bo jednak byłem wtedy w tym pokoju. Chociaż szczerze ci powiem, wydaje mi się że on już trochę przystopował. Chyba to pierwsze zauroczenie mu już przeszło.
     -Na to liczę. Zresztą, jestem z Andersem więc co się będę Markusem przejmować. – kelner przynosi mi właśnie moje zamówienie. Uśmiecham się do niego z wdzięcznością. –Jak będziecie mieć jakiś wolniejszy tydzień, to musisz tu do mnie przyjechać. Pokażesz mi jakieś fajne miejsca.
     -Do Turnieju Czterech Skoczni to chyba nic wolniejszego nie będzie, no a na turnieju to sama wiesz. Będziesz jeździć z nami?
     -Na turnieju? Sama nie wiem. To są jednak 4 miasta w półtorej tygodnia, więc trochę podróżowania, poza tym nie wiem jak ze studiami, no i klubem. Trochę się też boję, że będę niepotrzebnie rozpraszać Andersa.
     -Chyba żartujesz, przecież on przy tobie lata jak na skrzydłach – skoczek się śmieje.- Jest to ciężkie, więc nie będę cie namawiał, i tak wiem że zrobi to Fannis.
     -Oj już nie bądź taki pewny –oboje wybuchamy śmiechem. –Wiesz, czy już wylecieli?
     -Norwedzy? Chyba tak, pojechali na lotnisko już jakiś czas temu. A skoro już o tym mowa, to muszę kończyć, bo reszta się właśnie wymeldowuje. Do zobaczenia w Lille!
     Odkładam telefon do torebki i biorę spory łyk czekolady. Rozmowa z Severinem uzmysłowiła mi, jak tęsknie za Andersem. Co prawda wymieniliśmy parę smsów, ale już dawno nie słyszałam jego głosu. Jakaś część mnie mnie żałuje, że nie mamy już takiego kontaktu jak przed sezonem, jednak od samego początku było wiadomo, że tak będzie. Dla Andersa skoki są całym życiem i nawet nie myślę o tym, żeby próbować to zmienić. Doskonale wiem, jak ważny może być dla człowieka sport, jak wiele wnosi on do naszego życia. Zdaję sobie sprawę z tego, że gdyby było odwrotnie i to ja każdy weekend spędzałabym z dala od domu, Anders nie miałby nic przeciwko. Nie chce, żeby myślał, że musi wybierać. Przecież gdy się kogoś kocha, nie można go ograniczać, stawiać warunków i dawać ultimatum. Fanni wie, że ma we mnie pełne poparcie, tak samo jak ja wiem, że on całkowicie mnie wspiera.
     Dopijam czekoladę, kończę ciasto, reguluję rachunek i wychodzę z kawiarni. Szybkim krokiem udaję się do metra i jadę prosto do domu. Jestem zmarznięta i jedyne na co mam ochotę to rozmowa z Andersem. Chcę być w domu gdy już wróci, żeby nie musiał na mnie czekać.
     Otwieram furtkę i szybkim krokiem idę do drzwi wejściowych. Wpisuję kod i wchodzę do klatki. Idąc na pierwsze piętro, wyjmuję klucze z torby. W końcu staję przed swoimi drzwiami, otwieram i wchodzę do środka. Od razu przechodzę do kuchni i zostawiam tu zakupy. Obrzucam wzrokiem pokój i ze zrezygnowaniem stwierdzam, że czeka mnie jeszcze do rozpakowania parę pudeł.  Wracam do przedpokoju, ściągam kurtkę i buty, po czym idę do sypialni. Włączam laptopa i wyjmuję z szafy dresy i ciepłą bluzę. Szybko się przebieram i wchodzę na Skype. Andersa jeszcze nie ma. Mimo wszystko otwieram okienko do rozmowy, wystukuję „czekam” na klawiaturze i naciskam Wyślij. Ustawiam głośność komputera na maximum, żeby nie przegapić połączenia i wracam do kuchni. Wkładam zakupy do odpowiednich szafek, podjadając precle. To będzie zdecydowanie moja ulubiona przekąska. Sięgam po pierwsze z brzegu pudło.  Miski i talerze. Wzdycham, po czym biorę się za wkładanie naczyń do szafki. Nagle dochodzi do mnie dźwięk połączenia. Odkładam trzymany w ręku talerz i biegnę do pokoju, po czym rzucam się na łóżko i odbieram.
     -Anders! –dopiero jak go widzę, uświadamiam sobie jak bardzo tęskniłam.
     -Też się cieszę, że cię widzę Pola – skoczek uśmiecha się i przeczesuje włosy.
     -Opowiadaj, jak Ruka –przekręcam się na bok i przykrywam kocem.
     -Skocznia, domki i te sprawy. Konkurs jak konkurs. Lepiej ty mi powiedz jak przeprowadzka – sięga po coś do szuflady. No tak, przecież dzień bez herbatników byłby dniem straconym.
     -Walizki, kartony, wiesz te sprawy –śmieję się, jednak uniesiona brew skoczka sugeruje mi, że spodziewał się innej odpowiedzi. – Przecież muszę się z tobą trochę podroczyć. Generalnie wszystko poszło zgodnie z planem, a mieszkanie jest cudowne. Ta okolica jest taka piękna, tak jak miasto. Dzisiaj parę godzin spędziłam na starym mieście, muszę cię tam kiedyś zabrać.
     -Może po TCS uda mi się zostać. Zobaczymy jak to się wszystko ułoży, chociaż jak na razie sztab jest zadowolony – sięga po kolejnego herbatnika i kładzie się na łóżku. – Pola, czemu cie tu nie ma? Nie mam kogo pomęczyć – teraz to ja unoszę brwi. –Oj przestań, przez Internet to nie to samo.
     -Wiesz, jakoś Norwegia nie jest mi po drodze. Poza tym, nie macie takich fajnych precli – palcem pokazuje mu żeby zaczekał i idę do kuchni. Przynoszę ze sobą precla i macham nim przed kamerą. –Mogłabym jeść tylko je, są  świetne.
     -Z tego co mi mówił Wellinga to są idealne do piwa, no ale pewnie pod herbatę też dadzą radę.
     -Ty to tam się akurat znasz –kręcę głową, a skoczek przewraca oczami. –Co u Einara?
     -To co zwykle, wyrywa laski na nazwisko – wzrusza ramionami. –Pozazdrościł bliźniakowi i też chce kogoś mieć –skoczek puszcza oczko, a ja wybucham śmiechem. – Jak jeszcze Rasmus zacznie dziewczyny szukać, to będzie wiadomo, że koniec jest bliski – śmieje się, a ja z politowaniem kręcę głową.
     -Dobrze, że oni tego nie słyszą.
     -Oni doskonale o tym wiedzą, cała moja rodzina robi zakłady o to, kiedy Rasmus pęknie –obydwoje się śmiejemy. –Brakowało mi tego Pola.
     -Śmiania się ze swoich braci? –unoszę brwi i uśmiecham się.
     -Oj wiesz o co mi chodzi –Norweg przewraca oczami.
     -Wiem, wiem. Mi też Anders –wypuszczam głośno powietrze. –Jakbyś chciał zrobić mi taką niespodziankę, jak wtedy we Wrocławiu, gdy byłam po operacji, to nie mam nic przeciwko, naprawdę –chłopak uśmiecha się na wspomnienie wyjazdu do Wisły.
     -Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał –kąciki jego ust unoszą się w górę. –W sumie to już niedługo się zobaczymy. Kiedy przylatujesz?
     -4 grudnia melduję się w Lillehammer.
     -4 dni, co to dla nas –uśmiecha się pokrzepiająco. –Damy radę Pola. A potem razem powkurzamy Toma. 



__________


Drugi w miesiącu, szaleję! ;) 
Zauważyłam, że pod każdym rozdziałem piszę, że coś mi się nie podoba, więc tym razem ocenę i krytykę zostawiam Wam.
Muszę Wam powiedzieć, że zrobiłam dość szczególny plan, więc mniej więcej wiem już, ile będzie rozdziałów. Mam nadzieję, że trochę przyśpieszy to moje pisanie ;) No i cały czas skrycie liczę, że epilog uda mi się opublikować w 2 rocznicę powstania bloga, chociaż jest to bardzo optymistyczne przypuszczenie ;)

Do zobaczenia! ;)