środa, 30 grudnia 2015

8. This feels like falling in love

Muzyka

Wrocław, wrzesień 2014 

     -Pola! Ktoś do ciebie!
     Otwieram oczy i siadam na łóżku. Szybko rozglądam się po pokoju. Nie jest aż tak źle. Wystarczy że wrzucę ciuchy do szafy i będzie w miarę czysto. Podnoszę się i idę w kierunku drzwi. Ciekawe, kto przyszedł. Od ponad dwóch tygodni siedzę w domu, oszczędzam nogę po operacji. Lekarze powiedzieli, że już tydzień po mogę wychodzić, ale rodzice ciągle boją się mnie wypuścić. Co prawda nie obyło się bez kilku komplikacji, ale na szczęście nie wpłynie to negatywnie na moją przyszłość. Podczas siedzenia w domu nadrabiam zaległości filmowe, załatwiam wszystkie papiery potrzebne na studia we Wrocławiu, terminy na rehabilitacje, wszystkie formalności związane z przeprowadzką do Niemiec. Do tego jestem w stałym kontakcie z klubem, dziewczynami z drużyny i, co najważniejsze, z Andersem. Po naszej kłótni nie ma już śladu. Rozmawiamy ze sobą tak jak dawniej, bez żadnego napięcia. Najbardziej cieszy to chyba Stjernena, który od czasu do czasu dzwoni wybadać „jak tam się sprawy mają”.  Jak o tym myślę, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że moje życie w końcu wraca na właściwe tory. Operację mam już z głowy, przyszłość zaplanowana, a mój kontakt z Norwegami jest lepszy niż kiedykolwiek wcześniej. Do tego moi rodzice w końcu są szczęśliwi – ich córka zajmie się „prawdziwą pracą a nie bieganiem w tą i z powrotem”. Wszystkie elementy zaczynają pasować do mojej życiowej układanki i wiem, jak je ułożyć, żeby było idealnie.
     
     Wchodzę do salonu i zamieram. Opieram kule o drzwi i przywieram plecami do ściany. Najwidoczniej mam jakieś omamy od zbyt długiego siedzenia w domu. Bo to nie może być możliwe. Może śpię? To musi być sen. Bo jak to inaczej wytłumaczyć? Delikatnie szczypię się w rękę, ale nic się nie zmienia. Nadal stoję, opierając się plecami o chłodną, blado-szarą ścianę.  Moja mama podaje właśnie gościowi herbatę i paczkę herbatników po czym uśmiecha się do mnie. Ściska chłopaka za ramię, obdarza go ciepłym uśmiechem i wychodzi, zostawiając nas samych, jednak ja nie robię ani kroku.
     - Cześć Pola. – uśmiecha się. Ja nadal stoję z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. – Zaskoczona?
     -Żartujesz?! – podchodzi i zamyka mnie w swoich ramionach, odrywając mnie od ściany. Moje wątpliwości co do realności tej sceny rozwiały się w momencie, w którym poczułam jego mocno bijące serce obok mojego. –Anders!
     Uśmiecham się i wtulam w chłopaka jeszcze mocniej. Nie wiem co on tu robi, ani jakim cudem tu trafił, ale niczym nie sprawiłby mi większej przyjemności. Skoczek przesuwa dłonią po moim policzku i daje mi całusa w czoło. Czuję przyjemny dreszcz przebiegający przez całe moje ciało.
     -Stęskniłem się, więc jestem – śmieje się. Przewracam oczami, ale nie odsuwam się od niego ani na milimetr. Za bardzo tęskniłam za jego dotykiem, bliskością, nie chcę stracić ani sekundy.
     -Chodźmy do mnie – wskazuję głową stronę mojego pokoju i chwytam kule, jednak chłopak nie byłby sobą, gdyby nie wrócił się po herbatę i ciastka. Uśmiecham się pod nosem i idę przodem.
     -Nie zrozum mnie źle, ale co ty tu robisz Anders? –zaczynam, gdy wchodzimy do pokoju. Skoczek zatrzymuje się w drzwiach i rozgląda się, a ja czuję, że zaczynam się czerwienić. Jakby mnie uprzedził, to bym posprzątała, a tak… Poprawiam koc na łóżku i robię miejsce dla chłopaka. –Nie masz żadnych treningów czy zgrupowań na których musisz być?
     -Alex dał mi wolny tydzień – skoczek odkłada herbatę na szafkę nocną i siada obok mnie. – Ostatnio dobrze pracowałem, więc stwierdził, że mi się należy. W sumie to cały sztab uznał, że mogę przez pewien czas odpocząć, łącznie z drużyną. – Podkreślił ostatnią część zdania po czym zjadł kolejnego herbatnika.
     -Drużyną? Ale Andreas…- nagle załapałam. Stjernen faktycznie pytał się mnie o najbliższe plany, o to w której części Wrocławia mieszkam i czy mogę wychodzić, ale nawet się nad tym nie zastanawiałam. Zwaliłam to na jego wrodzoną ciekawość, a on niepozornie pomagał Andersowi. On to zawsze coś zmajstruje.
     -Dużo mi pomógł, jestem jego dłużnikiem- śmieje się i kładzie na plecach.
     -Ja sobie muszę z nim porozmawiać – mruczę pod nosem i kładę obok chłopaka. Leżymy w ciszy. Nie musimy nic mówić, żeby wiedzieć, o czym myślimy. Anders łapie mnie za rękę i zatacza kciukiem kółka na mojej dłoni.
     - Pola, jest jeszcze jedna sprawa – podnosi się i kładzie bokiem podpierając się ramieniem. Przekręcam głowę w jego stronę i patrzę na niego wyczekująco. Uśmiecha się delikatnie i przesuwa wolną dłonią po moim policzku. Nawet nie zauważam, kiedy serce zaczyna mi bić szybciej.
     -Jedziemy do Wisły.


*****


     Wysiadam z samochodu i nadal nie mogę w to uwierzyć. Wisła. Moje ulubione miejsce. Miejsce, w którym czuję się wyciszona, spokojna, bezgranicznie szczęśliwa. Do tego jestem tutaj z nim. Patrzę na Andersa, który wyjmuje walizki z bagażnika. Nie wierzę, że to zrobił. Nie wiem, jak udało mu się do tego przekonać lekarzy i moich rodziców, ale jakimś cudem tego dokonał. Zabrał mnie do Wisły, do naszej Wisły. Patrzę na Gołębiewski, a w głowie przewijają się wspomnienia. Noc, podczas której płakałam na ławce, a Anders się mną zainteresował. Dzień konkursu, kiedy cały ranek spędził u mnie, a nie z drużyną. Pierwszy konkurs, który oglądałam specjalnie dla niego. Impreza Niemców, podczas której poznałam całą drużynę. Treningi dziewczyn, na które Anders przychodził i treningi Norwegów, na które przychodziłam ja. Wielogodzinne rozmowy na tej konkretnej ławce nad Wisłą. I nasz ostatni wspólny wieczór, kiedy dał mi swoją kurtkę kadry. Wszystko to mam teraz w głowie, przez co oczy zachodzą mi łzami. Wisła to zdecydowanie moje ulubione miejsce.
     -Wchodzimy? –wzdrygnęłam się. Nie wiem, kiedy skoczek znalazł się tuż obok mnie. Patrzy na mnie z łagodnym uśmiechem, a ja zdaję sobie sprawę, że chce, żeby był obok już zawsze. Biorę od niego swoje kule i potakuję głową, po czym ruszamy w stronę wejścia. Od razu podchodzi do nas ktoś z obsługi i przytrzymuje drzwi. No tak, w końcu jestem kaleką z ortezą na kolanie. Podchodzimy do recepcji. Anders podaje swoje dokumenty i dostaje klucz do pokoju.  Kierujemy się w stronę windy, z której właśnie ktoś wysiada. Jakaś starsza kobieta przytrzymuje nam drzwi, więc od razu wsiadamy. Anders wciska guzik z 4 piętrem. Całą drogę spędzamy w ciszy, nie odrywając od siebie wzroku. W końcu winda się zatrzymuje i wychodzimy na przestronny, beżowy korytarz wyłożony brązowym dywanem. Idziemy w lewo, mniej więcej do połowy. Tam skoczek zatrzymuje się, przekręca klucz w drzwiach i otwiera je, puszczając mnie przodem. Wchodzę do pokoju i staję jak wryta. Jest przepiękny. Po prawej stronie, pod ścianą, jest wielkie łóżko wyłożone poduszkami. Z dwóch stron są szafki nocne.  Naprzeciwko jest stół, telewizor i drzwi do łazienki. Za drzwiami schowana jest szafa, a z okna rozciąga się widok na całe miasto. Na stole znajduje się wazon z białymi różami, a na łóżku jest wielki, brązowy miś. Odwracam się i rzucam się chłopakowi na szyję. Obejmuje mnie, a ja wtulam w niego głowę.
     - Dziękuję – tylko to przychodzi mi do głowy.
     -Żartujesz? – odsuwa mnie na tyle, żeby spojrzeć mi w oczy. –Po wszystkim co przeszłaś ten wyjazd ci się po prostu należał.
     Skoczek puszcza mnie i wnosi bagaże do pokoju. Siadam na łóżku i wtulam się w leżącą tam maskotkę.  Anders siada obok i uśmiecha się.
     -Podoba się? – ruchem głowy wskazuje miśka. Potakuję głową .
     -Jest świetny. Tylko nie wiem, jak dowieziemy go do Wrocławia. Jest prawie mojego wzrostu! –śmieje się i rzuca we mnie jedną z poduszek.
     -Nie przesadzaj, ma tylko metr. Specjalnie wybrałem takiego, żeby cie nie przerósł – teraz to ja rzucam w niego poduszką.
     -Nie przesadzaj! Może i mam te 160cm, ale ty wzrostem też nie grzeszysz – teraz już obydwoje rechoczemy. W pierwszym odruchu chłopak chce zepchnąć mnie z łóżka, jednak w porę orientuje się, że orteza na mojej nodze nie pozwala na takie wygłupy i wciąga mnie z powrotem.
     -My tu gadu-gadu, a czas leci – patrzy na zegarek założony na lewym nadgarstku. –Masz pół godziny żeby przygotować się do wyjścia. I ani minuty dłużej! – posyła mi groźne spojrzenie po czym cicho się śmieje.
     -Do jakiego wyjścia? – patrzę na niego zdezorientowana. Przecież dopiero co tłukliśmy się prawie 3 godziny samochodem, żeby tu przyjechać, a on już chce wychodzić? Panie, zlituj się. – Anders, jestem padnięta, czy naprawdę musimy…
     -Czas ci leci Pola. Ja na twoim miejscu już wyciągałbym kosmetyki z walizki – czekam na jakąkolwiek zmianę wyrazu jego twarzy, po której mogłabym poznać, że żartuje, ale on jest śmiertelnie poważny. Wydaję z siebie teatralny jęk i wzdycham głośno, ale wstaję i wyciągam rzeczy z walizki. Wchodząc do łazienki słyszę za sobą krzyk Fannemela:
     -Tylko ma być ładnie, a nie sportowo!
     Kiedyś go skrzywdzę, przysięgam!
     Zdejmuję z kolana ortezę i ściągam ciuchy. Włosy wiąże w ciasnego koka na samym czubku głowy, żeby ich nie pomoczyć. Wchodzę pod prysznic i puszczam gorącą wodę. Szyby i lustra od razu zachodzą parą. Czuję, jak każdy mięsień w moim ciele powoli się rozluźnia. Uwielbiam to uczucie. Gorące prysznice zawsze wprowadzały mnie w błogostan i tak samo jest teraz. Wyciągam z kosmetyczki żel pod prysznic o owocowym zapachu. Działa na mnie pobudzająco. Wychodzę z pod prysznica i owijam się ręcznikiem. Wycieram twarz i nakładam delikatny makijaż. Zakładam t-shirt i czarne spodnie. Muszę spytać Andersa, co miał na myśli pod pojęciem „ładnie”.  Rozpuszczam koka i rozczesuję włosy. Skoro ma być ładnie, to nie będę ich już związywać. Nakładam pierwszą odżywkę, która wpadła mi do ręki i staram się chociaż trochę wystylizować fryzurę. Moje próby jak zawsze nic nie dają, więc zrezygnowana wychodzę z łazienki.
     -Mówiłem ładnie… -chłopak kręci głową niepocieszony. Przewracam oczami.
     -Ładnie, to znaczy? Mam się wbić w ciasną kieckę czy wystarczy koszula? – Fanni wstaje i wyciąga z walizki swoje rzeczy. Patrzę na niego z pytaniem w oczach. Jakby nie patrzeć, ciągle nie powiedział mi, co miał na myśli. Ignoruje mój wzrok i wchodzi do łazienki.
     -Pola, zwróciłaś uwagę na kwiaty? –zdziwiona, unoszę brwi i potakująco kiwam głową. Nigdy nie byłam wielką fanką dostawania kwiatów. Bardzo miły gest, ale w ogóle się na tym nie znam. –Sam wybierałem.
     -Domyśliłam się – ciągle nie wiem o co mu chodzi. Chyba w końcu zauważa moje zagubienie.
     -Bo wiesz… Każdy kolor róży ma inne znaczenie – odwrócił wzrok. Ja go chyba nigdy nie zrozumiem. Nie wiem jak to się dzieje, że może patrzeć mi w oczy godzinami i nie nawet na chwilę nie odwrócić wzroku, ale jak tylko mówi coś o sobie, niknie ta cała jego pewność siebie. Nagle, z upartego i wszechwiedzącego Andersa robi się skromny i nieśmiały Fanni, który nie może utrzymać nawet kontaktu wzrokowego. – Ilość też.
     Uśmiecha się pod nosem i zamyka drzwi, a ja stoję na środku pokoju zdezorientowana jeszcze bardziej, niż byłam 5 minut temu. Co ma kolor kwiatów do tego jak mam się ubrać? Czasami naprawdę nie rozumiem jego toku myślenia.
     Siadam na łóżku i wyciągam telefon. Muszę sprawdzić o co chodzi z tymi jedenastoma białymi różami. No bo przecież po coś zwrócił na to moją uwagę. Wchodzę w pierwszy lepszy link i czytam: „Niezależnie od szerokości geograficznej białe róże znaczą tyle co „moje uczucia są prawdziwe” lub „mam szlachetne zamiary”. Stąd też wskazują nam na czystość, powściągliwość, lojalność i szacunek. Podobnie jak wiele innych białych kwiatów reprezentują niewinną pierwszą miłość. W dawnych czasach Tajemniczy Wielbiciele przesyłali kobietom anonimowo 13 róż. Podarowując na pierwszej randce pojedynczą różyczkę wyrażasz z kolei miłość od pierwszego wejrzenia. Na kolejnych, że wciąż kochasz dziewczynę. Gdy jesteś pewny, że to ta jedyna, 11 róż wyrazi to najpiękniej”. Serce wali mi jak dzwon, do tego czuję, jak powoli podchodzi mi do gardła. „Ta jedyna”, „pierwsza miłość”… Dobrze, że siedzę, bo powoli zaczynam tracić czucie w nogach. Mam mętlik w głowie. Anders jest moim najlepszym przyjacielem i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Odkąd go poznałam, wiedziałam, że będzie dla mnie kimś wyjątkowym. Od samego początku rozumieliśmy się bez słów. Już od dawna dawał mi znaki, a ja głupia udawałam, że tego nie widzę. Cholera, nawet Stjernen mi to uświadamiał! Nasza rozmowa, właśnie w Wiśle, o naszych "zakurzonych sercach"… Przecież on już wtedy wiedział, do czego to zmierza.
     Też to wiedziałam. Po prostu nie dopuszczałam do siebie takiej myśli. Przecież to jest Anders! Anders, który pomaga każdej napotkanej osobie, zawsze ma racje, zawsze mnie poucza, jest uparty jak osioł i całe życie je herbatniki. Anders, który rozumie mnie bez słów, za którego bliskością tak bardzo tęskniłam, w którego ramionach czuję się bezpiecznie. Anders, który, mam nadzieję, już zawsze będzie obok mnie. Więc w sumie czego się boję? Przecież moja relacja ze skoczkiem jest tak naturalna i łatwa jak oddychanie. Podczas całej naszej znajomości pokłóciliśmy się tylko raz. Rozumiemy się jak mało kto, uzupełniamy się nawzajem i wydobywamy z siebie to, co najlepsze. Więc dlaczego tak bardzo to przeżywam? Boję się, że jak coś pójdzie nie tak, jak coś się zepsuje to go stracę. A tego bym nie zniosła. Z nikim nie miałam takiej relacji jak z nim i wiem, że nie będę miała. Jest jedyną osobą, z którą rozmawia mi się tak łatwo i boję się ryzykować.
     Znowu zakładam najgorszy scenariusz. Dlaczego cokolwiek ma pójść nie tak? Przecież tu chodzi o nas. O mnie i tego mierzącego ledwie 165cm norweskiego skoczka, który czasami myśli że pozjadał wszystkie rozumy. Z nami wszystko będzie dobrze.
     Biorę głęboki wdech i powoli wypuszczam powietrze. Już wiem, co mam na siebie założyć. Jeżeli te róże są podpowiedzią, to tego wieczoru moja relacja z Andersem zmieni się. A ja zdecydowanie nie chcę wchodzić w ten nowy etap w rurkach i bluzie. Wyjmuję z walizki jedyną sukienkę jaką ze sobą wzięłam – ciasno przylegającą małą czarną z głębokim wycięciem na plecach i długimi rękawami. Przeglądam się w lustrze. Orteza psuje cały efekt, że nie wspomnę o kulach, no ale co zrobić. Wyciągam z torebki ulubione perfumy i pryskam je na szyję i nadgarstki. Ze zdenerwowania zrobiło mi się gorąco. Nie wiem, czego tak się boję. Przecież też tego chcę. Chcę mieć go przy sobie. Chce czuć przyjemne ciepło w żołądku, gdy przesuwa swoją dłonią po moim policzku. Chce czuć bicie jego serca, gdy mnie przytula.  Chce, żeby się wymądrzał, opowiadał o treningach i konkursach, ale przede wszystkim chce żeby zawsze był.
     Wychodzę na balkon. Zimne powietrze przyjemnie rozwiewa mi włosy i sprawia, że staję się spokojniejsza. Patrzę, na rozciągające się przede mną miasto i zapominam o wszystkich wątpliwościach. Opieram ręce o barierkę i zamykam oczy. Głęboko wciągam powietrze i powoli je wypuszczam. Będzie dobrze. Musi być.  Drzwi na balkon otwierają się. Anders jak zwykle staje obok bezszelestnie. Delikatnie przesuwa opuszkami palców po moich odkrytych plecach. Staję przodem do niego. Ma na sobie granatowe spodnie i koszulę w takim samym kolorze.
     -Postarałaś się – śmieję się pod nosem i kręcę głową.
     -Ty też wyglądasz niczego sobie – teraz to on się śmieje. Podchodzi bliżej mnie i opiera jedną rękę na barierce za moimi plecami.
     -Pola… - znowu ucieka wzrokiem. Kładę ręce na jego ramionach i zaczynam bawić się kołnierzykiem koszuli.
     -Wiem, Fanni –zdezorientowany patrzy mi prosto w oczy. Unoszę kąciki ust w górę.
     -Wiesz? – znowu czuję bicie jego serca. Moje mimowolnie przyśpiesza i czuję, że zaczynam się rumienić.
     -Wiem – teraz to ja odwracam wzrok. Jego niebieskie oczy przeszywają mnie na wskroś.
     Wolną ręką łapie mój podbródek i zmusza mnie, żebym się na niego spojrzała. Przesuwa dłonią po moim policzku, a drugą ręką obejmuje mnie w pasie. Splatam dłonie na jego szyi. Anders pochyla głowę tak, że nasze czoła się stykają. Pierwszy raz jesteśmy tak blisko, a ja czuję, że zaraz eksploduję. Jego ciepły oddech owiewa moją twarz. Zdążyłam już zapomnieć o tym, jak zimno jest teraz na zewnątrz, a ja mam na sobie tylko krótką sukienkę z odkrytymi plecami. Zapomniałam o wszystkich wątpliwościach, jakie do tej pory miałam. Zapomniałam o tym, że za nami rozciąga się miasto i szumi rzeka. Zapomniałam o całym otaczającym świecie. Jestem tylko ja i Anders. A gdy nasze usta w końcu się stykają jesteśmy my – szczęśliwi, nierozerwalni i potrzebujący siebie nawzajem.



__________________


Długo kazałam na siebie czekać, ale kolejny rozdział w końcu jest! Pierwszą część męczyłam strasznie, druga praktycznie napisała się sama. TCS ma na mnie motywujący wpływ, mam nadzieję, że tak zostanie ;) Zadowoleni z podium w Oberstdorfie? Ja bardzo :D 
A co do rozdziału: cukierkowo i słodko, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. Początkowo miało być trochę inaczej, no ale Ed Sheeran skutecznie pokrzyżował mi plany. Myślę, że nie jest aż tak źle, da się wytrzymać. A teraz standardowo muszę ponarzekać: ostatni akapit kompletnie nieudany, wiem. Proszę, nie zlinczuje mnie za zepsucie takiego momentu. 

Do zobaczenia! ;) 



PS. Ten rozdział ma rekordową długość. Jak myślicie, za długi, czy wszystkie powinny być takie?

piątek, 30 października 2015

7. But I'll be alright


Wrocław, sierpień 2014

     Leżę na łóżku przykryta kocem i tępo wpatruję się w sufit. Za oknem jest już szaro, przez co w pokoju panuje półmrok. Prawie cały dzień spędziłam w łóżku – z wyjątkiem wychodzenia po jedzenie. Rodzice pojechali na jakąś konferencję, dzięki czemu nie muszę słuchać narzekań odnośnie spędzania całego czasu w pokoju. Od mojej ostatniej rozmowy z Andersem minęły 3 dni. Dla kogoś może to wydawać się krótkim okresem, jednak dla mnie to cała wieczność. Rozmawiałam z nim kilka razy dziennie odkąd wyjechaliśmy z Wisły, więc tak długi brak kontaktu jest dla mnie nie do zniesienia. Marta uważa, że to ja powinnam wykonać pierwszy krok. W końcu on chciał mi pomóc, a ja tą pomoc odrzuciłam. Zresztą, nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni. Mimo wszystko ciężko jest mi się przemóc. Wiem, że zachowywałam się jak dziecko i byłam dla niego po prostu wredna, jednak on nie pozostawał mi dłużny. Część swoich opinii mógł zostawić dla siebie. Pewnie nie byłoby mi z tym tak ciężko, gdyby nie ta rozmowa o zmianach. Sama w sobie nic nie wnosi, jednak jak połączę to z rozmową ze Stjernenem jeszcze w Wiśle… Muszę z nim porozmawiać. Musze powiedzieć mu o tym, że podjęłam już decyzję. Muszę go przeprosić. Muszę, ale nie mogę. Bo niby jak mam zacząć? Nie chcę wracać do naszej kłótni, ale wiem, że nie mogę jej pominąć. Dała mi ona dużo do myślenia. Zrezygnowana po raz kolejny zamykam laptopa i kładę się na łóżko. Nie mam co ze sobą robić. Jutro mam kolejną operację, potem przez parę dni będę musiała uważać na nogę, więc żadnego wychodzenia z domu.
     
     Sięgam po telefon. Przeglądam instagram, facebooka, stronę norweskiej kadry. Wszędzie cisza. Dłużej tego nie zniosę. Wybieram numer i czekam na sygnał.
     -Pola?
     -Andreas! – mówię z ulgą w głosie. Już myślałam że nie odbierze. – Muszę z Tobą porozmawiać. Możesz?
     -Jasne, właśnie wróciłem do domu. Co jest?
     -Trening?
     -Mhm…
     -A możesz mi powiedzieć… Anders… był? – mam problem ze zbudowaniem zdania. Nie wiem, czy Stjernen wie cokolwiek i nie jestem pewna, czy chcę go wprowadzać w całą sytuację. Chociaż skoro już zadzwoniłam to chyba nie mam wyjścia.
     -Był, był. Ostatnio daje z siebie wszystko, nawet Stockl mu powiedział żeby przystopował, bo coś sobie zrobi. Czemu pytasz?
     -Bo wiesz…
     -Pokłóciliście się, co? – nie daje mi skończyć zdania. – Tak myślałem, chociaż Anders oczywiście nie powie co go gryzie. Ale widać, wyciska z siebie siódme poty a po treningu od razu wychodzi. Nawet nie miałem kiedy z nim porozmawiać, bo wiesz, nie chce tak przy całej drużynie wywlekać tematu. O co poszło?
     -Moją kontuzję, a o co. Wiesz, co on myśli na ten temat i jak ja na to reaguje. Rozmawialiśmy po wizycie u lekarza, więc byłam jeszcze bardziej zdołowana i obydwoje powiedzieliśmy parę słów za dużo.
     -Porozmawiaj z nim –zabrzmiało to bardziej jak polecenie niż sugestia. – Wiesz, on naprawdę się martwi, tylko że jest człowiekiem czynu. Coś się psuje, to on zaraz znajduje milion sposobów żeby to naprawić i próbuje do skutku. Nie potrafi siedzieć bezczynie. Zresztą, znasz go już prawie tak dobrze jak ja, więc co ci będę mówił. Mogę ci tylko powiedzieć, że jeżeli liczysz, że to on się pierwszy odezwie to trochę poczekasz. Mówiłem ci to w Wiśle, czasami zachowuje się jak by miał 17 lat i jeżeli uważa, że to nie jego wina to nie odezwie się pierwszy.
     -Ale co ja mam mu powiedzieć? Zwykłe „przepraszam” nie załatwi sprawy, zwłaszcza, że to była nasza pierwsza prawdziwa kłótnia. Wiem, że to strasznie przeżywam chociaż minęły dopiero 3 dni, ale wiesz jak się do siebie przywiązaliśmy. Kurde, tak mi brakuje takiej zwykłej rozmowy z nim. A wiem, że nie mogę się zachowywać jakby tej kłótni nie było, bo jednak nie wzięła się ona z niczego.
     -Kurde, Pola, przecież tu chodzi o ciebie i Andersa. Nie wiem co dokładnie jest między wami, nie jest to moja sprawa, ale dogadujecie się jakbyście znali się lata a nie tygodnie. Przecież on wie o tobie chyba wszystko, ty o nim też dość dużo. Pomógł ci w najgorszym momencie, a ty boisz się zacząć rozmowę? Rozumiem, gdyby chodziło o kogokolwiek innego, ale nie o Andersa. Na Boga, masz z nim lepszy kontakt niż niektórzy z kadry!
     -Andreas…
     -On już raz się do ciebie odezwał. Wtedy w Wiśle. I chociażby ze względu na ten fakt powinnaś się przemóc.
     -Czy wy zawsze musicie mieć rację? –odpowiadam zrezygnowana.
     Po cichu liczyłam na to, że Stjernen porozmawia z Andersem i załatwi wszystko za mnie, ale czas zmierzyć się z rzeczywistością. Obydwoje mają rację. Cały czas czekam, aż ktoś podejmie decyzje za mnie. Najwyższa pora, żebym sama zaczęła je podejmować.
-Nie musisz dziękować. Ja się teraz rozłączam, a ty dzwoń do tego blondyneczka.


**********


     Zdenerwowana bębnie palcami w obudowę laptopa. Czekam, aż Anders odbierze połączenie na Skypie. Widzę, że jest dostępny, mimo wszystko nie odpowiada. Próbuję jeszcze raz. Tym razem reaguje i odbiera. Na jego widok na twarzy pojawia mi się mimowolny uśmiech. Zdążyłam się stęsknić za jego włosami w wiecznym nieładzie i ciągłym pałaszowaniem herbatników. Widzę, że kąciki jego ust też poszły w górę, mimo wszystko nie odzywa się. Przełykam ślinę. Nie mogę znieść tego napięcia między nami, to jest takie nienaturalne.
     -Anders…- głos mi zadrżał. Odchrząkuję i przełykam ślinę. –Przepraszam. Wiem, że to mało, ale nie mam nic na swoje wytłumaczenie. Przez te kilka dni zrozumiałam jak wielki błąd popełniłam. Wiem, że chciałeś mi pomóc i naprawdę to doceniam. Po prostu było mi ciężko…
     -Pola, przestań –przerywa mi. –Wiem, co chcesz powiedzieć i wiem, że nie jest ci łatwo więc nie chcę cie do tego zmuszać. Najważniejsze, że już to zrozumiałaś i możemy więcej nie wracać do tego tematu.
     Wypuszczam głośno powietrze. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam taką ulgę.
     -Dziękuję – wzrusza ramionami i wiem, że już jest dobrze. – Już podjęłam decyzję. Chcesz wiedzieć?
     -Żartujesz?! –nachyla się nad komputerem. –Mów!
     -Po operacji i rehabilitacji zaczynam studiować fizjoterapię. Na początku we Wrocławiu, dopóki nie wrócę do pełnej sprawności, potem przeniosę się do Niemiec. Tam skończę studia, a w międzyczasie będę pracować jako asystentka trenera. Tam się więcej nauczę i po skończeniu studiów będę mogła zacząć prace w klubie na pełen etat.
     -No i widzisz! Tak ciężko było?
     -Nawet mnie nie denerwuj – gdyby był obok mnie rzuciła bym w niego poduszką, ale jak na razie muszę zadowolić się przewróceniem oczami.
     -Powiedz mi tylko jakie miasto – uśmiecha się. Teraz już naprawdę wszystko wróciło do normy.
     -Monachium oczywiście. Będę mieć blisko do Titisee, Ga-Pa i Oberstdorfu, a nawet do Bischofshofen. Będziesz żałował, że nie namówiłeś mnie do zostania w Polsce.
     -Jeżeli myślisz, że to są jedyne konkursy na które będziesz jeździć to jesteś w dużym błędzie. Żadnego ci nie odpuszczę. No, może Japonię…
     Obydwoje zaczynamy się śmiać. Nie wiem, czego tak się bałam. Wcale nie było tak strasznie. Ta rozmowa tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że jeszcze z nikim nie miałam takiej relacji jak mam ze skoczkiem. Nie wiem, co ja bym bez niego zrobiła.
     -A jak tam twój remont? – na chwilę poważnieję. Chłopak wpatruje się w ekran z półuśmiechem na twarzy. Jego nieruchome, niebieskie tęczówki przyprawiają mnie o dreszcz. Nie wiem, co on takiego ma w tych oczach, ale nawet przez kamerkę potrafią przeszyć człowieka na wylot. – Fanni?
     -W trakcie. Nie widzisz, że nie jestem u siebie?
     Usuwa się z pola widzenia kamery, a ja zauważam, że faktycznie pierwszy raz widzę to miejsce. Uśmiecham się.
     -Pozdrów ode mnie Einara.


**********


     Wypuszczam głośno powietrze i zamykam oczy. Nie mogę już patrzeć na białe ściany szpitalnej sali. Przy moim łóżku na krześle siedzi Marta, rodzice rozmawiają z lekarzami. Zaraz mają mnie zabrać na blok operacyjny. Wiem, że nie ma żadnego zagrożenia życia, jednak mimo wszystko się stresuję. To tylko rekonstrukcja więzadeł, ale jak coś pójdzie źle to przez resztę życia będę chodzić o kulach. Znowu pesymistyczne myśli. Muszę skupić się na pozytywach. Po rehabilitacji zacznę studia, będę mogła chodzić na treningi i pomagać dziewczynom  podnoszeniu formy, z czasem przeprowadzę się do Monachium i będę asystentką trenera żeńskiej drużyny Bayernu. Całe szczęście, że mówię po niemiecku, przynajmniej nie będzie bariery językowej.
     -Gotowa? –otwieram oczy. Pielęgniarka stoi przy łóżku i patrzy na mnie wyczekująco. Kiwam głową i ściskam rękę Marty. Wiem, że martwi się jeszcze bardziej niż ja. –To jedziemy.
     Przychodzą  jeszcze dwie pielęgniarki i lekarz. Odblokowują kółka przy łóżku i wywożą mnie z sali.
     -Będę tu czekać! – kątem oka widzę machającą Martę. Podchodzi do moich rodziców i zaczynają rozmawiać. Pewnie na mój temat.
     Rozglądam się. Pielęgniarki wiozą mnie wzdłuż bladożółtego korytarza aż do windy. Tam wybierają piętro operacyjne. Drzwi się zamykają i panuje niezręczna cisza. Wlepiam wzrok w sufit i marzę o tym, żeby było już po wszystkim.  Winda w końcu się zatrzymuje i wysiadamy. Przejmują mnie sterylnie ubrane pielęgniarki i bez słowa wiozą przed siebie. Przemierzamy szeroki, biały korytarz, z mnóstwem przeszkolonych drzwi po obu stronach. Na każdych jest napis „blok operacyjny” i numer. Wszechobecna biel i cisza wprowadzają mnie w jeszcze bardziej depresyjny nastrój. Słychać jedynie skrzypienie kółek mojego łóżka. W końcu dojeżdżamy do drzwi z numerem 10. Wjeżdżam na salę operacyjną i zostaję przeniesiona na stół. Jest tu dwóch lekarzy i kilka pielęgniarek. Jedna z nich przykłada mi do twarzy maskę i każe liczyć na głos do 10.

    -1, 2, 3, 4.. 5… 6…   



___________________


No i siódemka zawitała! Trochę Wam kazałam na nią czekać, za co przepraszam. Powoli zbliżamy się do momentu, o którym chcę pisać odkąd założyłam ten blog. Ale po kolei. Co myślicie o tym rozdziale? Według mnie taka zapchajdziura, ale parę rzeczy trzeba było wyjaśnić, na parę zwrócić uwagę. Stjernen powiedział, że nie wie, jaka jest relacja Poli i Andersa. A Wy jak myślicie? 

Do zobaczenia (mam nadzieję wkrótce)! ;)


PS. Ktoś mi kiedyś powiedział, że w utworze każde motto, każda zacytowana linijka, każdy tytuł ma znaczenie i staram się tego trzymać. Ktoś już zauważył jakieś odniesienia treści do tytułów? 

PS. 2. Jeżeli ktoś z Was chce być informowany na twitterze, to zostawcie user w komentarzu ;)

piątek, 3 lipca 2015

6. I'm a mess


Wrocław, sierpień 2014

     Otwieram oczy i wpatruję się w sufit. Do Wrocławia wróciłam wczoraj około południa, ale po rozpakowaniu się od razu poszłam spać. Dzisiaj czeka mnie wizyta u lekarza i jedna z ważniejszych decyzji mojego życia: co dalej? Najchętniej wcale nie wstawałabym z łóżka. Znajduje się na środku mojego pokoju, naprzeciwko drzwi do łazienki. Po prawej jest wbudowana w ścianę szafa, a po lewej biurko, telewizor i drzwi wejściowe. Meble w odcieniu ciemnego brązu kontrastują z beżowymi ścianami. Te kolory mnie uspokajają, nie wiem dlaczego. Pokój jest dla mnie oazą, odcięciem od całego świata, czego dzisiaj potrzebuję najbardziej. Odruchowo sięgam po telefon, jednak z powrotem odkładam go pod poduszkę. Nie chce wiedzieć, która godzina. Chcę, żeby czas zatrzymał się w miejscu, żebym resztę życia mogła spędzić leżąc pod kołdrą. Gdzieś głęboko w mojej podświadomości odzywa się głos, mówiący mi, że bardziej niż godziny, boję zobaczyć się braku nowych wiadomości. Staram się go uciszyć ze wszystkich sił, jednak ciągle słyszę jego echo. Zirytowana wstaję i kuśtykam do szafy. Wyciągam pierwszy lepszy t-shirt i szorty po czym udaję się do łazienki. Nic nie działa na mnie tak, jak zimny prysznic z rana.

     Po wyjściu z wanny czuję się jak nowo narodzona. Mam siłę żeby zmierzyć się z lekarzami i wyborem co dalej. Z satysfakcją ciskam piżamę na łóżko i nakładam stabilizator. Wyciągam telefon spod poduszki i odblokowuję go. „Big day, huh?” – na mojej twarzy mimowolnie pojawia się uśmiech. „Skype wieczorem?” odpisuję Andersowi i wkładam komórkę do tylnej kieszeni. Biorę kule i wychodzę z pokoju.
     -Już miałam iść Cię budzić – uśmiecham się lekko i idę za mamą w kierunku kuchni. Dochodzi 12, co oznacza, że czas zbierać się do lekarza. Siadam przy stole i posłusznie jem kanapki, które mama musiała mi wcześniej przygotować. Czuję się przez to jak małe dziecko, ale nic nie mówię, żeby nie sprawić jej przykrości. Wiem, że przeżywa to wszystko tak samo jak ja. Jedyną różnicą jest to, że ona cieszy się, że nie będę już biegać za piłką tylko zacznę faktycznie coś robić. Nie mogę jej za to winić, w końcu jest odnoszącym sukcesy tłumaczem, a tata ma własną firmę. Zawsze oczekiwali ode mnie tego, że wybiorę sobie zawód i będę się w nim kształcić. Nigdy nie przeszło im przez myśl, że mogę wybrać karierę sportową. Dla nich zawsze było to tylko hobby, coś, co robię dlatego, że nie chce mi się uczyć. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek cieszyli się z mojego wygranego meczu czy bramki tak, jak cieszyli się z sukcesów w szkole. Wiem, że nie powiedzą tego na głos, ale mieli nadzieję, że po śmierci dziadka rzucę piłkę. Nie spodziewali się, że od tego wydarzenia jeszcze bardziej ją pokocham i się w nią zaangażuje. Przeżywają to, że nie mogę już grać nie dlatego, że moja kariera legła w gruzach, ale dlatego, że w końcu pójdę na studia i zdobędę wykształcenie. Chyba już zawsze będę miała do nich żal, że nie wspierali mnie tak jak dziadek. Teraz już nawet nie mają szansy żeby to zmienić.
     Odsuwam od siebie pusty talerz i kładę głowę na oparciu krzesła. Cała moja energia uleciała jak za dotknięciem magicznej różdżki. Wiem, co powie mi lekarz, a mimo wszystko łudzę się, że będzie inaczej. Zamiast podsycać nadzieję, że wszystko będzie dobrze, powinnam już dawno zająć się wyborem przyszłej ścieżki życiowej.
     -Pola, chodź już – mama ściska moje ramie i bierze torebkę. Szybko sprawdza czy ma klucze i dokumenty po czym idzie do drzwi. Wypuszczam głośno powietrze i podnoszę się z krzesła. Biorę kule i wychodzę za mamą z mieszkania. Czekam na windę podczas gdy ona zamyka dom. Po chwili winda przyjeżdża i zjeżdżamy na parking. Całą drogę do lekarza spędzamy w ciszy.

     W końcu dojeżdżamy na miejsce. Przed wyjściem z samochodu mama ściska moje ramie.
     -Wszystko się ułoży, zobaczysz - na mojej twarzy pojawia się nikły uśmiech. Zapomniała dodać, że ułoży się tak, jak ona by tego chciała. 
Bębnię palcami w krzesło w poczekalni. Moje zdenerwowanie udzieliło się wszystkim w pomieszczeniu: mama chodzi z kąta w kąt, a recepcjonistka nerwowo stuka w klawiaturę i przerzuca kartki notatnika. Wyjmuję telefon z tylnej kieszeni spodni. „Ale się denerwuje. Wszystko będzie dobrze!” – Marta. Przewracam oczami i chowam komórkę. Wiem, że cała drużyna się stresuje, ale już dawno wszyscy przestali wierzyć w to, że jeszcze zagram. Nie oszukujmy się, prognozy od samego początku były złe. Po co podtrzymywać nadzieję?
     -Pola Antczak? – kiwam twierdząco głową. – Zapraszam do gabinetu.


***********


     -Anders, nie chce o tym teraz rozmawiać – kładę głowę na oparciu krzesła i zamykam oczy. Ile można?
     -A kiedy będziesz chciała? Przestań pieprzyć i weź się w garść bo zachowujesz się jak małe dziecko. Nikt za ciebie tej decyzji nie podejmie, co najwyżej możemy ci pomóc. Ale żeby pomóc trzeba rozmawiać a nie wywracać oczami i uciekać od tematu!  - szczęka opada mi ze zdziwienia. Nie pamiętam, żeby Anders kiedykolwiek tak do mnie mówił. Jasne, wściekał się na mnie, ale jeszcze nigdy nie krzyczał.  –Przepraszam. Po prostu mam dosyć twojego zachowania. Ile można, Pola?
     Chyba zauważył moje zdziwienie i zreflektował się, że krzykiem niczego nie osiągnie. Wzruszam bezradnie ramionami i razem z laptopem przenoszę się na łóżko. Skoczek również układa się na wpół-leżąco i przeczesuje dłonią włosy. Widzę, że nad czymś się zastanawia, ale wiem, że nie powie mi o niczym dopóki wszystkiego nie dopracuje.
     -Jak w Norwegii? –zmieniam temat. Anders kręci głową, ale w końcu na jego twarzy pojawia się nikły uśmiech.
     -Po staremu – sięga po butelkę z wodą i upija spory łyk. – Chce zrobić remont. Chyba w końcu dojrzałem do zmian – mówiąc to patrzy prosto na mnie. Przez skype nie ma pożądanego efektu, ale wiem, że nie chodzi mu tylko o mieszkanie.
     -Jak dużych zmian? Przemeblowanie, czy zupełnie nowy wystrój?
     -Wszystko od nowa. Einar już powiedział, że mnie przygarnie na ten czas – uśmiecham się. Też chciałabym mieć rodzeństwo, które pomagałoby mi bez względu na wszystko.
     -Odważnie. Na pewno tego chcesz? – teraz to on się uśmiecha utwierdzając mnie w przekonaniu, że nie mówimy tylko o remoncie.
     -Czas najwyższy – na chwilę znika z pola widzenia kamery, żeby zaraz powrócić z paczką ciastek. – Mam nadzieję, że nie jesteś głodna – nie odpowiadam, tylko kręcę głową z niedowierzaniem. Jak to możliwe, że ciągle je, a jest taki drobny? – A wracając do dzisiejszego tematu numer jeden, co ci dokładnie powiedział ten lekarz?
     Wiedziałam że nie odpuści. Głośno wypuszczam powietrze i kładę się na plecy.
     -Za dwa tygodnie mam operację. Jeszcze jedna rekonstrukcja wiązadeł czy coś podobnego. Nie wiem, przestałam go słuchać od razu po tym, jak powiedział, że o grze mogę zapomnieć.
     -Pola…
     -Co, Anders? No co? – podnoszę się tak, żeby go widzieć. Wpatruje się w ekran trzymając ciasto w połowie drogi do ust. Dobrze, że nie ma go teraz przy mnie, bo nie wytrzymałabym widoku tych jego niebieskich oczu. – Co mam Ci powiedzieć? Dla mnie najważniejsze było to czy zagram. Jak tylko powiedział, że nie ma na to szans i że jak spróbuję to mogę kuleć do końca życia, przestałam go słuchać. Bo po co? Co mi po tym, że dowiem się co mi wstawią w kolanie? Nie zmieni to tego, że grać nie będę.
     -Możesz na chwilę przestać myśleć tylko i wyłącznie o grze? Powinno ci robić różnicę, czy…
     -Ty chyba żartujesz! –wchodzę mu w słowo. Nie wierzę, że to powiedział. –Myślałam, że mnie znasz, najwyraźniej się myliłam. Piłka jest całym moim życiem. Nie mogę i nie chce przestać o niej myśleć, rozumiesz? Zawsze będzie dla mnie na pierwszym miejscu, zawsze – specjalnie podkreślam słowo „zawsze”. Widzę, że chłopak odkłada ciastka i siada prosto. To nie może się dobrze skończyć.
     -Pola, do cholery, nie będziesz już grać. NIE BĘDZIESZ, słyszysz? – oczy mimowolnie zachodzą mi łzami, czego Anders nie widzi, albo nie chce zobaczyć, bo ciągnie dalej. – To ty w końcu zrozum, że piłka w twoim życiu właśnie się skończyła. Jasne, możesz chodzić na mecze, oglądać, kibicować, ale grać nie będziesz. Więc może dla własnego dobra przestań w końcu mówić o tym, jaka to jest dla ciebie ważna i znajdź coś, co będzie ważniejsze? Bo z takim nastawieniem nigdy niczego nie znajdziesz, niczego nie wybierzesz. Miałaś już wystarczająco dużo czasu na to, żeby pogodzić się z odwieszeniem korków na słupek. Od samego początku wiedziałaś, że twoja kariera jest już przekreślona, więc przestań zachowywać się jakby to była jakaś nowość. Obudź się wreszcie!
     -Myślisz, że to takie łatwe? – teraz smutek zastąpiła złość. –Gram odkąd pamiętam! To jest część mnie, część mojego życia. Jak ja mam się ot tak pogodzić z tym, że to koniec? Potrafiłbyś teraz odłożyć narty już na zawsze? Już nigdy nie oddać ani jednego skoku? Nie trenować razem z całą drużyną, jeździć na zawody żeby je z boku obserwować? Potrafiłbyś? – patrzę na niego oczekując na odpowiedź. Skoczek jednak milczy, co doprowadza mnie do białej gorączki. –Odpowiedz mi, Anders –mówię przez zaciśnięte zęby.
     -Już raz dałem ci na to odpowiedź – odzywa się spokojnym głosem, a ja się cała gotuję w środku. –Powiedziałem ci, że jestem pogodzony z tym, że kiedyś będę musiał rzucić narty w kąt i zająć się czymś innym. Mówiłem ci nawet co chcę robić, więc po co po raz kolejny zadajesz mi to pytanie? –jego stoicki spokój wprowadza mnie w jeszcze większą złość.
     -Jesteś pogodzony z tym, że kiedyś się to stanie. A co gdyby stało się teraz, dziś czy jutro? Co, gdyby podczas tego remontu spadła ci na nogę puszka z farbą i szlag by trafił twoją karierę skoczka?
     -Tego mi życzysz? –w jego głosie zabrzmiała jakaś dziwna nuta. Nie był to już spokój jak wcześniej, ale nie był też zły.
     -Tego nie powiedziałam. Chcę, żebyś postawił się w mojej sytuacji.
     -Nie musiałaś mówić, wystarczy, że pomyślałaś.
     -Anders…
     -Nie, Pola – teraz to on wchodzi mi w słowo. –Nie postawię się w twojej sytuacji, bo okoliczności mnie do tego nie zmuszają. Jak nadejdzie czas, to przestane skakać. I tyle. Na razie mogę, więc to robię. A to, że ty nie potrafisz zrozumieć tego, że sport to tylko sport to nie moja wina. Myślisz że skoki nie są dla mnie wszystkim? Myślisz, że ja nie skacze od zawsze? Nikt ci nie każe porzucić piłki całkowicie. Możesz nadal oglądać mecze, chodzić na treningi, jeździć na zgrupowania. Nie możesz tylko grać. Jakbyś faktycznie to kochała, znalazłabyś jakiejś wyjście, jakieś światełko w tunelu. Ty nic nie robisz, tylko siedzisz i się nad sobą użalasz. To nic nie zmieni. Najwyższy czas zrobić rekonesans, dowiedzieć się, co możesz robić, wybrać jedną rzecz i się jej poświęcić. Nikt ci nie każe wybierać czegoś zupełnie niezwiązanego ze sportem! Masz pełne pole do popisu a mimo to siedzisz i się dąsasz. Przepraszam, ale ktoś w końcu musi powiedzieć ci prawdę, a nie bawić się jak z dzieckiem. Nie masz już 10 lat, nikt ci nie powie, żebyś wybrała to a nie tamto. Czas podjąć decyzję a nie siedzieć bezczynnie.
     Zaczynam liczyć po cichu do 10. Nie chcę znowu wybuchnąć, mam już dosyć tej rozmowy. Wciągam głęboko powietrze i powoli wypuszczam.
     -To wszystko co masz mi do powiedzenia?  -mówię już spokojnie, chociaż ręce nadal mam zaciśnięte w pięści.
     -Jeżeli liczyłaś na to, że powiem ci jaka jesteś biedna i jaki to świat jest niesprawiedliwy to chyba jednak mnie nie znasz – patrzy prosto w ekran komputera, jednak jego wzrok jest pusty.
     -Chyba jednak nie –mówię pozbawionym emocji głosem i z hukiem zamykam laptop. 



________________


W końcu jest! Przepraszam, że tak dlugo musieliście czekać, ale 2 klasa liceum z rozszerzonym polskim i historią to nie bułka z masłem. Zresztą, jak miałam wenę, to nie miałam komputera i odwrotnie. Teraz wakacaje i w końcu całymi dniami mogę pisać i nadrabiać zaległości w czytaniu. 
Liczę na wasze szczere komentarze, bo przez te pare miesięcy wyszłam nieco z wprawy. Nie do końca leży mi ten rozdział, ale nie oceniam, zostawiam to wam.
Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam małe wtrącenie po angielsku. Od czasu do czasu będą się takie pojawiać, ponieważ niektórych rzeczy nie da się prztłumaczyć tak, by zachowały swój wydźwięk.
Pozdrawiam! :)


Ps. Dopiero teraz zauważyłam, że nie odpowiedziałam na żaden (!) komentarz pod poprzednim rozdziałem. Przepraszam, wszystkie oczywiście czytam. Na pewno się poprawię ;)

sobota, 18 kwietnia 2015

5.Rare is this love, keep it covered


Wisła, sierpień 2014

     Słońce zachodzi nad górami zostawiając różowo-pomarańczowe niebo. Wiatru nie ma, jest za to cisza i spokój. Letnia grand prix skończyła się 5 dni temu. W ten weekend miały być co prawda jakieś konkursy, ale większość kibiców już opuściła Wisłę. Razem z drużyną wyjeżdżam jutro z samego rana, dlatego z Andersem żegnam się już dzisiaj, bo jutro nie będzie na to czasu. Mamy spotkać się na „naszej” ławce nad rzeką. Ciężko jest mi rozstawać się z tym miastem, a tym bardziej z Andersem i resztą norweskich skoczków. Od małej imprezy w niedzielę widziałam się z nimi praktycznie codziennie. Zawsze zapraszali mnie na trening, żebym nie siedziała sama. Czasami też przychodzili na treningi dziewczyn, kiedy decydowałam się na nie pójść. Mogę śmiało powiedzieć, że od tamtego wieczoru dużo się zmieniło. Poznałam większość skoczków niemieckich i norweskich. Sporo dowiedziałam się też o Andersie, po alkoholu śmielej o sobie opowiadał. Pomogła również rozmowa ze Stjernenem. Odniosłam wrażenie, że jest on naturalnym liderem. Pilnował reszty, nie pił, a jednocześnie dobrze się bawił. Jak już wszyscy byli wesoło podchmieleni, wziął mnie na bok i zapytał o moją relację z Andersem.


     - Nie do końca rozumiem, o co ci chodzi. – patrzę na niego zmieszana.
     -Wiesz, Anders z natury pomaga każdej napotkanej osobie. Zazwyczaj jednak, nie utrzymuje z nimi kontaktu – tu znacząco unosi brew. –Zastanawia mnie to. Nie chce cię straszyć, ani nic z tych rzeczy, po prostu się o niego… hm… martwię. Wiem, że jest dorosły i sam podejmuje decyzje, ale chce żebyś wiedziała, że on nigdy nie był w poważnym związku. W żadnym związku tak właściwie – teraz to ja unoszę brwi. Dlaczego mi o tym mówi? – On nigdy nikogo nie kochał. Można powiedzieć, że w trakcie dorastania odstawił swoje serce na półkę, aby go broń boże nie uszkodzić – śmieje się ze swojej przenośni. – Nie wiem, co jest między wami, dlatego ci to mówię. O rzeczach nieużywanych, zakurzonych rzadko się pamięta, a bardzo łatwo można je zrzucić z półki i doszczętnie zniszczyć. Przypadkiem.
     -W takim razie obydwoje mamy zakurzone serca –uśmiecha się, słysząc odwołanie do swojej metafory. –Tylko moje jest już trochę uszkodzone – teraz to ja uśmiecham się blado, a skoczek klepie mnie lekko mnie po plecach. – Nie musisz się bać. Wiem, że znam go stosunkowo krótko, ale już jest dla mnie kimś ważnym.
     Obydwoje przenosimy wzrok na Fannemela. Stoi razem z Krausem i Sjoenem, żywo o czymś rozmawiają. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Jak ktoś taki jak Anders nie był jeszcze w związku? Każda dziewczyna byłaby przy nim szczęściarą.
     -Przepraszam, to nie jest moja sprawa, po prostu chcę, żebyś wiedziała, że chłopak nie ma pojęcia o uczuciach i ich wyrażaniu – patrzę na niego zdziwiona. –Nic nie sugeruję – unosi dłonie w obronnym geście, a ja się uśmiecham. – Może i ma te 23 lata, ale czasami zachowuje się, jakby ciągle miał 17.
     -Zauważyłam –przypomina mi się, jak odwiedził mnie w hotelu i zajadał się ciastkami dniu zawodów. Kąciki ust mimowolnie unoszą mi się do góry.
     -Po prostu na niego uważaj, ok? – twierdząco kiwam głową, po czym zostaję sama. Patrzę na Fannemela. Zauważa mój wzrok, uśmiecha się i zaczyna kiwać na boki, niby w tańcu.


     Mrugam oczami by odgonić od siebie wspomnienia z niedzieli i skupić się na teraźniejszości. Słońce już prawie całkiem zaszło. Zerkam na godzinę. Anders powinien zaraz tu być. Kładę głowę na oparciu ławki i zamykam oczy. Słyszę szum wody i ludzi idących po drugiej stronie rzeki. Jest ich zdecydowanie mniej niż tydzień temu. Nie mogę uwierzyć, że minął już ponad tydzień, odkąd znam Fannemela. Wydaje mi się, jakbym znała go całe wieki. On tyle o mnie wie, zresztą, ja też dowiaduję się o nim coraz więcej. Czuję się przy nim tak swobodnie, wiem że mogę mu zawsze ufać. Jakby przed wyjazdem do Wisły ktoś mi powiedział, że poznam tu kogoś takiego, z pewnością bym go wyśmiała.
     -Obudź się śpiąca królewno – gwałtownie podnoszę głowę i otwieram oczy. Znowu to zrobił. Nie wiem, jak udaje mu się podejść tak cicho.
     -Zawału serca kiedyś przez ciebie dostanę – mówię pod nosem i przesuwam się, dając mu więcej miejsca na ławce. Chłopak lekko się uśmiecha i siada obok. W oczy rzuca mi się jego ubiór. Ma na sobie zwykłą białą koszulkę i czarne szorty. Zadziwiające jest to, że nie ma logo sponsorów. Jedyną rzeczą która je zawiera, jest niebieska, kadrowa kurtka.
     -Przywykniesz – delikatnie ściska moje prawe kolano i wyciąga nogi przed siebie. Nie wiem, co powiedzieć, więc tylko lekko się uśmiecham. Nienawidzę pożegnań. –Masz pozdrowienia od chłopaków – rzuca mi przelotne spojrzenie i znów wbija wzrok przed siebie. – Od Niemców też.
     -Dziękuję. Pozdrów ich też – zapada cisza. On uporczywie wpatruje się w rzekę, a ja w niego, czekając na jakikolwiek ruch.
     Dopiero po jakimś czasie odwraca głowę w moją stronę i patrzy mi prosto w oczy. Nie musi nic mówić, żebym zrozumiała. Wiem, że czuje to samo. Wiem, że pomimo tego, że znamy się tak krótko przywiązał się do mnie, ufa mi i zależy mu na mnie. Patrzę w jego oczy i zaciskam szczękę. Przez moją głowę przelatuje tysiąc myśli, zaczynając od tego, jak bardzo będę za nim tęsknić, po to, w co ubiorę się na drogę. Staram się je wyrzucić i skupić na tym, co tu i teraz. Nie wiem, kiedy znowu zobaczę Andersa. Rozmawiać pewnie będziemy często, ale nic nie zastąpi rozmowy twarzą w twarz. Powoli wypuszczam powietrze z płuc i czuję dreszcze przebiegające przez całe moje ciało. Czy to możliwe, że zobaczymy się dopiero podczas konkursów w zimę? Nawet nie chce o tym myśleć. Szybko odwracam wzrok i zatrzymuję go na lampie stojącej po drugiej stronie rzeki. Kątem oka widzę, że chłopak wciąż na mnie patrzy.  Po dłuższej chwili zdejmuje z siebie kurtkę i kładzie mi ją na kolanach. Odwracam głowę w jego stronę z niemym pytaniem w oczach.
     -Chcę, żebyś ją miała – znowu patrzy na mnie takim wzrokiem, że wszystkie słowa wylatują mi z głowy.
     - Dziękuję – tylko tyle jestem w stanie z siebie wyrzucić. Zarzucam kurtkę na ramiona i lekko się uśmiecham. Anders obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie.
     -Pasuje ci – uśmiecham się pod nosem i przytulam do chłopaka.
     Siedzimy w ciszy i wpatrujemy się w rzekę, która skrzy się od zachodzącego słońca. Już jest ledwo widoczne, co znaczy, że zaraz będę musiała wracać do hotelu. Na samą myśl o tym skręca mnie w środku. W Wiśle nie mam żadnych zmartwień, żadnych ważnych decyzji do podjęcia. Gdy tylko wrócę do Wrocławia będę miała kolejną operację, dowiem się, że już nie mogę grać i będę musiała zdecydować co dalej. Do tego dojdzie presja klubu i rodziców, więc będę kłębkiem nerwów. Tutaj to wszystko wydaje się takie odległe. Jeszcze wczoraj razem z Andersem siedziałam na trawie nad rzeką naprzeciwko hotelu. Rozmawialiśmy o moich rodzicach, planach na przyszłość, jego przygotowaniach do sezonu. Wydaje mi się, jakby to było co najmniej tydzień temu. Uśmiecham się na samo wspomnienie wczorajszego popołudnia. Czy to jest możliwe, żeby przywiązać się do kogoś po tygodniu znajomości? Nie powinno to zależeć od czasu, a od relacji, a te mamy bardzo dobre. Coraz częściej rozumiemy się bez słów. Nawet teraz wystarczy mi jedno spojrzenie na chłopaka i wiem, że myśli o tym samym co ja. Wiem, że nasza więź nie istnieje tylko w mojej głowie, wiem, że on przeżywa to tak samo jak ja. I nie chodzi tu o jakieś głębokie uczucia, a o zwykłą przyjaźń. Stjernen powiedział mi, że Anders nigdy nie utrzymywał kontaktu z ludźmi, którym pomagał. Rozwiązał problem i tyle, to go uszczęśliwiało. Teraz było inaczej, teraz nie poprzestał na wysłuchaniu mojej historii, naprawdę się w nią wciągnął i drążył, przez co poznał mnie bez zbędnego owijania w bawełnę. Myślę, że dlatego tak dobrze się dogadujemy. Od początku nie było żadnego kombinowania czy ukrywania, od początku mówiłam mu prawdę. I wiem, że on w stosunku do mnie zachowuje się tak samo. Dlatego tak ciężko jest nam się rozstać. Zarówno on, jak i ja, nie mamy innych przyjaciół, którzy by nas tak rozumieli. Jasne, ja mam Martę, ale wszystkiego jej nie powiem. On ma kolegów z kadry, ale też wiem, że niektóre rzeczy zatrzymał tylko dla siebie. Może faktycznie miał rację, może nie mówimy wszystkiego bliskim osobom, bo podświadomie wiemy, że one nie chcą żebyśmy cierpieli, chcą nas uchronić, nie zawsze podpowiadając nam najlepsze rozwiązanie. Poza tym, boimy się ich opinii, tego jak zareagują.  Z obcymi osobami jest odwrotnie. To dlatego, na samym początku, wyjawiłam skoczkowi większą część mojego życia. Co miałam do stracenia?
     Anders przechyla głowę w moją stronę, a ja wiem, że czas wracać do hotelu. Zapinam niebieską kurtkę z napisem „Norge” na plecach, chwytam kule i powoli idziemy wzdłuż rzeki. Całą drogę spędzamy w ciszy. Czasami wyraża ona więcej, niż najlepiej dobrane słowa.  



_________________


Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale jak miałam wenę, to nie miałam komputera, a jak miałam komputer, to nie miałam weny. 
Rozdział jest krótszy niż zazwyczaj, ale mam nadzieję, że i tak się Wam podoba. Udało mi się choć trochę wprowadzić Was w nastrój? Czekam na opinie. 

sobota, 28 marca 2015

4. I keep going to the river to pray

     Muzyka

Wisła, lipiec 2014

     Leżę na łóżku i wpatruję się w sufit. Dziewczyny dopiero co wróciły z treningu, więc Marta okupuje łazienkę. Jakiś czas temu skończył się konkurs indywidualny, tym samym LGP w Wiśle dobiegło końca. Anders zajął dzisiaj 5 miejsce i chyba jest zadowolony. Nie rozmawiałam z nim od wczorajszego południa, ponieważ nie chcę mu zawracać głowy, kiedy powinien skupić się na skokach. On sam też się nie odzywał, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że sport całkowicie go pochłonął.
     Podnoszę się i podchodzę do okna. Na dworze jest jeszcze dość jasno, dochodzi 20. Wpatruję się w góry spowite mgłą i po raz kolejny stwierdzam, że nie mam co ze sobą zrobić. Rozmawiałam dzisiaj z trenerem odnośnie mojej przyszłości. Powiadomili już mojego niedoszłego pracodawcę z Niemiec, że najprawdopodobniej moja piłkarska kariera dobiegła końca. Ostatecznie ma się to wyjaśnić po drugiej operacji, ale szanse są nikłe. Nawet jeżeli mogłabym grać, rehabilitacja potrwałaby bardzo długo. Trenerzy dali mi wolną rękę, co do mojego pobytu w Wiśle, jak również najbliższych miesięcy. Jeżeli chce, mogę wrócić do Wrocławia choćby jutro, ustalić termin kolejnej operacji i czekać na nią w domu. Mogę też zostać tutaj z drużyną. Chodziłabym z nimi na treningi i pomagała im podnosić formę. A co do przyszłości… Mogę zająć się psychologią sportową, fizjoterapią lub zostać asystentką trenera. Chyba, że chce definitywnie skończyć ze sportem, o czym jeszcze nie zdecydowałam. Nie wiem, czy chcę zostać w środowisku piłkarskim. Boję się, że zbyt wielki ból będzie sprawiała mi świadomość, że sama już grać nie mogę. Nie wiem też, czy uda mi się tak łatwo to wszystko rzucić i zająć się kompletnie czymś innym. Rodzice uważają, że powinnam wracać do Wrocławia i porozmawiać o tym z psychologiem, ponieważ nikt ze znajomych czy rodziny nie jest w stanie mi bezstronnie doradzić, jednak ja nie jestem co do tego przekonana.
     Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk przychodzącego sms. Zerkam na ekran i uśmiech mimowolnie pojawia się na mojej twarzy. „O 21 mamy małą impreze w hotelu, wpadniesz? Anders.”  Szybko zerkam na godzinę i wystukuję odpowiedź. Mam jeszcze trochę czasu by się przygotować, a co najważniejsze, dokuśtykać do Gołębiewskiego. Odkładam telefon na łóżko i dopiero teraz zauważam, że Marta stoi w drzwiach od łazienki i przygląda mi się z zaciekawieniem.
     - Co? – trochę bezczelnie, ale wiem, że dziewczyny to nie urazi.
     -Kto napisał? – unosi jedną brew, a ja już wiem, że na jednym zdaniu się to nie skończy. – Anders, prawda? – uśmiecha się i podchodzi do mnie szybkim krokiem. –Wiedziałam, że napisze po konkursie. Mówiłam Ci to przecież! Co napisał? – jak już się nakręci, to nic nie jest w stanie jej zatrzymać. Usuwam się jej z drogi i ręką wskazuje na telefon. Zrobiłaby to i bez mojego pozwolenia. – Wiadomości, wiadomości… Mam! – marszczy brwi, a po chwili uśmiecha się odkładając telefon. – Dobrze, że idziesz! Impreza ze skoczkami, w życiu bym Cię o to nie podejrzewała. Przecież 3 dni temu nawet nie wiedziałaś, że w Wiśle jest jakiś konkurs! Czy ty w ogóle znasz jakiś skoczków poza Andersem? Jakiś Polaków poza Stochem? Co tam Polaków, w końcu do Norwegów idziesz! Jezu, Pola, ja Ci pomogę, spokojnie. Już szukam ich zdjęć. Co ty byś beze mnie zrobiła? Może zacznij już lepiej myśleć, co na siebie założysz. Koniecznie jakieś obcisłe spodnie, a nie te boyfriend’y co to zawsze nosisz. Co z tego, że są wygodniejsze, wyglądaj w końcu jak dziewczyna, a nie. Może do tego jakąś koszule, co? Tylko żaden t-shirt, nawet o tym nie myśl! Ja już coś znajdę…
     Cała Marta. Pięćset pytań na minutę, z czego na większość sama zna odpowiedź. A jak już się na cos napali, to koniec, nie spocznie, póki nie będzie tak jak ona chce. No i oczywiście robi tysiąc rzeczy na raz. Rzuca mi różne ubrania z szafy, trajkotając o tym, jaki kto jest w norweskiej kadrze. Nie, żeby się jakoś specjalnie interesowała skokami, jej brat się nimi pasjonuje, więc chcąc nie chcąc, coś tam wie. Jak tylko się dowiedziała, że Anders rozmawiał ze mną w czwartek nad Wisłą od razu przegadała całą godzinę o tym, jaki z niego „mały wielki człowiek”. Przy tym swoim całym gadulstwie jest osobą godną zaufania, dlatego nie mam z tym problemu. W sumie to ona jedyna z całej kadry wie o tym, że znam Fannemela i wiem, że bez mojej zgody niczego nikomu nie powie. Pewnie nawet dzisiaj wieczorem będzie mnie kryć przed całą kadrą, żebym tylko uniknęła niewygodnych pytań.
     -Pola! – mrugam szybko i patrzę się na nią z niemym pytaniem w oczach. – Przebieraj się, na co czekasz? Zanim dojdziesz do tego hotelu minie z 40 minut, nie ma czasu na siedzenie i myślenie o niebieskich migdałach. Załóż koniecznie tą czarną koszulę, do tego te marmurkowe spodnie. W sumie, to możesz założyć te swoje czarne Nike, dobrze to będzie wyglądać…
     I znowu się wyłączam. O ciuchach, butach, kosmetykach i chłopakach mogłaby gadać całymi godzinami. Aż dziwne, że przy tym jest aż tak dobrą piłkarką.
     Posłusznie zakładam to, co mi dała po czym przeglądam się w lustrze. Nie mam pojęcia, skąd wie, jak dobrać ciuchy, żeby wyglądało to tak fajnie. Nawet moja czarna orteza pasuje. Zdejmuję gumkę z nadgarstka żeby związać włosy w kucyk na co ona rzuca mi ostrzegające spojrzenie. Wywracam oczami i zakładam gumkę z powrotem na rękę. Nie chce mi się po raz kolejny odbywać rozmowy o tym, że powinnam przestać chodzić non stop w kucyku, więc postanawiam, że włosy zwiąże już w hotelu. Patrzę na zdjęcia norweskich skoczków, które pokazuje mi Marta tłumacząc, który to który. Wiem, ze zapomnę o tym jak tylko wyjdę z pokoju, ale ze zrozumieniem kiwam głową i udaję zainteresowanie. Nie chcę jej sprawiać przykrości, zwłaszcza, że tylko z nią w kadrze mogę szczerze i o wszystkim porozmawiać. No, może oprócz mojej kontuzji, bo nawet ona nie wie, jak wyjść z tej sytuacji.
     Nakładam kurtkę, chowam telefon do kieszeni, żegnam się z dziewczyną i wychodzę z pokoju. Gdy znajduję się przed hotelem, zaczynam się denerwować. Wcześniej nie myślałam o tym, że poznam tam większość kolegów Andersa. Może to jednak nie był dobry pomysł, biorąc pod uwagę moje dotychczasowe relacje z ludźmi. Zaczynam lekko panikować. A co, jeżeli mnie nie polubią? Jeżeli nie znajdę z nimi wspólnego tematu? Co, jeżeli nie przypadniemy sobie do gustu i całą ich, „małą imprezę” spędzę samotnie w jakimś najodleglejszym miejscu pod ścianą?
     Odganiam od siebie złe myśli. Dlaczego zawsze zakładam najczarniejszy scenariusz? Może reszta norweskich skoczków okaże się taka sama jak Anders? Poza tym, konkurs się skończył, więc będą wyluzowani i odprężeni, bez widma zawodów następnego dnia. Sama dobrze wiem, ile daje taka świadomość. Zresztą, mówiłam Andersowi o moich problemach z poznawaniem nowych osób, więc wydaje mi się, że nie proponowałby tego, gdyby wiedział, że coś może pójść nie tak. Tej myśli muszę się trzymać. W końcu Fannemel też tam będzie, zawszę mogę go zagadać. Zdecydowanie nie mam czego się bać. Poznawanie nowych osób powinno być rzeczą, która przychodzi naturalnie, a jeżeli jeszcze tak nie jest to czas to zmienić.
     Z tym postanowieniem w głowie zauważam, że jestem już na deptaku nad rzeką przed hotelem. Zamyśliłam się i nawet nie zauważyłam kiedy minęła mi cała droga. Siadam na najbliższej ławce i wyjmuję telefon. Mam jeszcze ok. 20 minut. Postanawiam trochę tutaj posiedzieć, oczyścić umysł. Uwielbiam siedzieć w ciszy nad rzeką. Jest tutaj taki spokój, mogę się wyciszyć. Zamykam oczy i głęboko wciągam powietrze. Nie wiem co takiego ma w sobie ta aura, ale czuję się tak, jakby moje wszystkie problemy odpłynęły wraz z nurtem rzeki. Otwieram oczy i wyciągam telefon. Piszę wiadomość do Andersa, że jestem już w okolicy hotelu. Ledwie odkładam telefon na ławkę, słyszę dźwięk przychodzącego sms. Skoczek będzie czekał na mnie przed wejściem. Uśmiecham się lekko, chwytam kule i idę w stronę pomostu.
     Po ok. 5 minutach dochodzę do drzwi wejściowych Gołębiewskiego. Anders opiera się o ścianę. Ma na sobie czarne spodnie i białą koszulę, a włosy jak zwykle pozostawił w nieładzie. Przygryzam wargę, żeby powstrzymać szeroki uśmiech cisnący mi się na usta. Skoczek zauważa mnie i powoli idzie w moją stronę. Spotykamy się w połowie drogi. Nie wiem, co powiedzieć, więc wpatruję się w jego niebieskie tęczówki. Chłopak też nie wie, jak się zachować.
     -Cześć – uśmiecha się nieznacznie.
     -Cześć –odwzajemniam gest.
     -Idziemy? – kiwam twierdząco głową i ruszamy w stronę hotelu. Całą drogę spędzamy w ciszy. Gdzie się podziała ta jego odwaga, z którą zadawał mi pytania odnośnie mojej kariery?
     Skoczek przepuszcza mnie w drzwiach do windy, wchodzi i naciska przycisk z cyfrą 4. Drzwi się zamykają i ruszamy w górę. Anders patrzy się na mnie i widzę, że chce coś powiedzieć, jednak nie może się przemóc. Uśmiecham się lekko chcąc dodać mu odwagi. Podziałało.
     -Wiesz… Jak Ci się nie spodoba, będziesz zmęczona czy coś to mów od razu, odprowadzę Cie. Mówiłem chłopakom, żeby Cię nie męczyli – ruchem głowy wskazuje moje kolano, a ja nie mogę powstrzymać uśmiechu.
     -Dziękuję –staram się, żeby zabrzmiało to najmilej jak tylko mogę. Naprawdę doceniałam jego gest. – Będą tylko Norwedzy?
     -Nie, będą też Niemcy – patrzę się na niego pytająco. – Zawsze robią małą impreze po konkursach. Najczęściej idziemy do klubu, ale że tutaj klubu z prawdziwego zdarzenia nie ma, spotykamy się w pokoju.
     Kiwam głową ze zrozumieniem. Winda zatrzymuje się na 4 piętrze. Anders puszcze mnie przodem i idziemy w prawą stronę, na sam koniec korytarza. Zatrzymujemy się przed ostatnimi drzwiami. Skoczek uśmiecha się do mnie po czym lekko puka do drzwi. Po chwili staje w nich wysoki blondyn.
     -Anders! – uśmiecha się i wita z Fannemelem, po czym patrzy w moją stronę.
     -Pola, to jest Severin. Severin, poznaj Polę – witam się ze skoczkiem. Kojarzę go z konkursów, ale nie potrafię przypomnieć sobie jego nazwiska.
     -Miło poznać. Wchodźcie! – otwiera szerzej drzwi i nas przepuszcza. W pokoju znajduje się jeszcze 6 skoczków. Większość widziałam we wczorajszym konkursie, ale nie mogę przypomnieć imienia żadnego z nich. Anders wita się ze wszystkimi, po czym podchodzi do mnie i prowadzi mnie na środek pokoju.
     - To jest Pola – zauważam, że jeden ze skoczków uśmiecha się szerzej niż reszta i od razu domyślam się, że to musi być Norweg. – Pola, to jest Andreas, Marinus, Richard, Karl, Andreas i Phillip.
     -Cześć – mówią wszyscy chórem, a ja nie wiem, co ze sobą zrobić.
     -Cześć, miło was poznać – staram się mówić pewnie, jednak słyszę, że głos mi drży. Muszę zapamiętać ich imiona, co może być nie lada wyzwaniem.
     -Zaraz przyjdzie reszta naszej kadry, na razie z Norwegów jestem tylko ja i Phillip – Anders ścisza głos gdy to mówi, po czym udaje się w stronę jednego z Andreasów. –Co to za impreza bez muzyki, Wellinga?
     No tak, Wellinger.
     -Czekaliśmy na ciebie, przecież i tak zaraz byś krzyczał, że puszczamy starocie – wszyscy się roześmiali, więc i ja się uśmiecham, pomimo tego, że nie mam pojęcia, co jest w tym takiego zabawnego.
     -A propos czekania, gdzie Markus? – odpowiedzią na pytanie Andersa jest śmiech. Znowu nie wiem, o co chodzi.
      Podchodzę do okna i opieram się o parapet, skąd mam widok na cały pokój. Jest on o wiele większy niż ten, który dzielę z Martą. Są tu 3 łóżka ustawione prostopadle pod przeciwległą ścianą. Obok okna stoi dość duży stolik z 3 krzesłami. Naprzeciwko wejścia, są drzwi, najprawdopodobniej do łazienki.
     Obok mnie staje Severin. Uśmiecham się do niego i wracam wzrokiem do Fannemela.
     -Markus jest trochę samotnikiem. Nigdy się z nami nie bawi, dlatego Anders o to zapytał. – Niemiec najwidoczniej czuje się w obowiązku wytłumaczenia mi ich żartu. Śmieję się pod nosem. Ja też nigdy nie wychodziłam nigdzie z drużyną. – Przypuszczalnie teraz analizuje swoje skoki i wścieka się o każdy najmniejszy błąd – znowu mam wrażenie, że mówi o mnie. Wystarczy tylko zamienić skoki na piłkę.- Dosyć o nim, skoro nawet go tu nie ma. Powiedz coś o sobie.
     Patrzy na mnie z uśmiechem, a ja nie wiem co odpowiedzieć. Jak w jednym zdaniu zmieścić całe swoje życie?
     -Jestem… byłam piłkarką – od razu się poprawiam.
     -My, sportowcy musimy trzymać się razem – w tym momencie podchodzi do nas Anders z dwoma butelkami piwa. –Fanni, jak miło że mi przyniosłeś!
     -Chciałbyś! To dla Poli – chłopak podaje mi butelkę, a je przecząco kiwam głową.
     -Dzięki, nie piję. Severin, możesz wypić za mnie – uśmiecham się widząc zadowolenie na twarzy Niemca.
     -No mówiłem, że dla mnie! – śmieje się i stuka się z Andersem butelkami. – Należy się, oj należy.



_____________


Kolejne przejściowe nic. Pozostawiam Wam do oceny. Kończąc dopadł mnie brak weny i takie tego efekty. No nic to, czasami takie przejściówki też są potrzebne. 

czwartek, 12 marca 2015

3. Living life without knowing


Wisła, lipiec 2014

     -Naprawdę Ci się to podoba?
     Anders patrzy na mój tatuaż, a jego mina mówi wszystko.
     -Inaczej bym go nie robiła – naciągam koszulkę na brzuch.
     Chłopak przyszedł do mnie, żebym nie siedziała sama. Dziewczyny są na treningu, a skoki dzisiaj są dopiero po południu więc siedzimy sami w pokoju moim i Marty. Skoczek siedzi obok mnie i zajada się herbatnikami. Nie chce zwracać mu uwagi, że w końcu dzisiaj ma zawody i takie pożeranie wszystkiego, co napatoczy mu się pod ręce może być nie wskazane, więc siedzę cicho, podczas gdy on ciągle komentuje mój tatuaż.
     -Ale czy on ma w ogóle jakieś znaczenie? Czy tak po prostu stwierdziłaś, że walniesz sobie kocią łapę na żebrach?
     -Oczywiście, że ma znaczenie! – obruszyłam się. – Moje tatuaże mają znaczenie, nawet jeżeli to jest tylko znaczenie metaforyczne.
     Patrzę na Andersa i od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Wygląda śmiesznie cały w okruszkach, pochłaniając kolejne sztuki ciasteczek. Podaję mu butelkę wody leżącej na szafce, za co chłopak posyła mi wdzięczny uśmiech. Upija łyk i wskazuje palcem na mój brzuch.
     -Powiedz mi więc, jaką znaczenie ma dla ciebie kocia łapa?
     Wywracam oczami. Powiedział to tak, jakbym wytatuowała sobie co najmniej gąsienice.
     - Miałam kiedyś kota, który był moim przyjacielem – skoczek unosi brwi, a ja już wiem, że potrzebuje obszerniejszych tłumaczeń. – Jak byłam młodsza  nie miałam zbyt wielu przyjaciół. Po prostu nie potrafiłam dogadać się z ludźmi. Ze wszystkich swoich problemów zwierzałam się kotu. Mam tę łapę pod sercem, bo kot był dla mnie kimś, kogo całym sercem kochałam i go nigdy nie zapomnę.
     -Nie uważasz, że to trochę , hmm… przykre, że twoim przyjacielem był kot?
     Wzdrygnęłam się. Sposób w jaki to powiedział…
     -Nie. Nie przepadam za ludźmi, jakkolwiek to brzmi. Większość z nich jest zakłamana, interesowna, egoistyczna, małostkowa, pozbawiona głębszych uczuć i empatii. Ze zwierzętami jest inaczej. Potrafią wyczuć twój nastrój, wiedzą kiedy chcesz się bawić a kiedy po prostu w spokoju poleżeć. Przynajmniej z moim kotem tak było. Nigdy nie zrobił mi krzywdy, ani razu mnie nie zadrapał. Spał ze mną każdej nocy, każdego ranka odprowadzał mnie do drzwi, a jak tylko wracałam do domu, od razu się łasił i mruczał. Był lepszy, niż ludzie.
     Anders patrzy na mnie i widzę, że stara się zrozumieć, jednak ciężko mu to przychodzi. Nie wiem, jak jeszcze mogę mu to wytłumaczyć.
     -Przepraszam, ale naprawdę nie potrafię zrozumieć, jak mogłaś woleć zwierzę niż ludzi.
     -Po prostu nigdy nie czułam się wśród nich dobrze. Wiem, że uprawiam sport drużynowy ale to coś innego. W piłce nie musimy utrzymywać ze sobą dobrych relacji, wystarczy, że mamy dobrą chemię na boisku. A ja nigdy nie byłam dobra w podtrzymywaniu znajomości. Jak już kogoś poznałam, to nie potrafiłam z nim rozmawiać. Pomijając fakt, że najczęściej unikałam towarzystwa kogokolwiek, bo ludzie mnie po prostu irytują. Wole być sama ze sobą, piłką i muzyką.
     -Sugerujesz, że mam wyjść? – skoczek unosi pytająco brew, a ja wybucham śmiechem. Szczerym. Nie wiem, czym różni się on od wszystkich innych, ale ma w sobie coś, dzięki czemu potrafi do mnie dotrzeć. Znamy się dopiero 3 dzień a ja już czuję, że z nim będzie inaczej. Że nie znudzi mi się po miesiącu i nie odstawie naszej znajomości w kąt, jak to do tej pory robiłam.
     -A jak myślisz? –uśmiecham się i wstaje z łóżka. – Możesz włączyć jakiś film a ja skocze po coś do jedzenia – sugestywnie patrzę się na puste opakowania po herbatnikach. Anders wzrusza ramionami w geście mówiącym, że to nie jego wina, a ja wywracam oczami.
     -Z tą nogą nie będzie cie całe wieki.
     -Z tobą byłoby dokładnie to samo, bo zdjęcia z fanami zajmują trochę czasu. Poza tym idę tylko do restauracji na dół, a nie do sklepu.
     Chłopak daje za wygraną i sięga po laptop podczas gdy ja wkładam portfel do kieszeni spodni. Odruchowo sięgam po kule, jednak z nimi było by mi ciężko przynieść do pokoju cokolwiek, więc zostawiam je na miejscu i decyduję się dokuśtykać na dół o własnych siłach.


**********

      Uderzam łokciem o drzwi do pokoju. Sama nie dam rady ich otworzyć. Po chwili staje w nich Anders i uśmiecha się na widok parującej pizzy w moich rękach. Zabiera ode mnie talerz i kładzie na stoliku przy wejściu. Zrzucam ciuchy z krzeseł na podłogę i zajmuję jedno. Chłopak siada naprzeciwko, jednak jego mina nie wskazuje zadowolenia.
     -Pola, będę musiał się zaraz zbierać, trener chce z nami porozmawiać przed konkursem, także dzisiaj nici z filmu. Nadrobimy to, dobra? – patrzę na niego i widzę, że gdyby mógł, to by został.
     -Jasne, nie ma problemu – unoszę kąciki ust ku górze, żeby pokazać, że nic się nie stało.
     -Do kiedy zostajecie w Wiśle? – skoczek próbuje kawałek pizzy i z uznaniem kiwa głową. Trafiłam.
     -Do końca przyszłego tygodnia – sama też próbuję i musze przyznać, że dobrze wybrałam.
     -My też – unoszę pytająco brew. To zawody nie kończą się jutro? –Zostajemy na obóz treningowy do niedzieli.
     Teraz to ja kiwam głową. My wyjeżdżamy w sobotę.
     Anders kończy swój kawałek i wyciera ręce o czarne szorty. No tak, a czego ja się spodziewałam.
     -Niedługo się odezwę – chłopak lekko się uśmiecha, daje mi buziaka w czoło i pośpiesznie wychodzi. Patrzę się na drzwi, w których przed chwilą zniknął i postanawiam, że obejrzę dzisiejszy konkurs.
     Nie wiem, naprawdę nie wiem co on takiego ma w sobie, co odróżnia go od wszystkich innych. Zazwyczaj nie jestem dobra w poznawaniu nowych ludzi, a już zwłaszcza utrzymywaniu kontaktu. Od zawsze tak było. Gdy znajdowałam się z nowo poznaną osobą nie potrafiłam złapać z nią kontaktu, zacząć rozmowy. Siedziałam cicho i odpowiadałam zdawkowo na zadane pytania.  Nawet jeżeli już złapałam z kimś dobry kontakt, po krótkim czasie się on urywał, bo dana osoba mi się nudziła. Nie chodzi o to, że jestem jakaś wymagająca, po prostu nie można w nieskończoność rozmawiać o jednym temacie, a zazwyczaj tak było. Jak już znalazłam z kimś coś wspólnego, to była to tylko jedna rzecz i naturalnie rozmowy na ten temat się kończyły.
     Z Andersem było inaczej. Pomimo tego, że łączy nas tylko to, że jesteśmy sportowcami, potrafię z nim porozmawiać, otworzyć się. Być może właśnie dlatego, że on tez jest sportowcem, więc wie jak to jest. Poza tym, ma on w sobie nieskończone pokłady empatii. Do tej pory myślałam, że to co stało się 3 dni temu było zwykłym wyrazem współczucia, a nawet litości, ale teraz widzę, że on naprawdę przejmuje się uczuciami innych osób. Potrafi słuchać, doradzić, wczuć się w sytuacje. I bardzo niechętnie mówi o sobie. Rzadko się zdarza, że ktoś podczas całej rozmowy napomknie o sobie tylko ze 2 razy, a właśnie taki jest Anders. On faktycznie chce pomóc mi, a nie odnosić to do siebie. Chyba to cenię w nim najbardziej.


 ***********

     -Pola! – mrugam szybko oczami. Marta stoi na środku pokoju z kurtką w ręku. – Słyszałaś, co mówiłam?
     -Powtórzysz? Zamyśliłam się.
     -Idziemy z dziewczynami na miasto coś zjeść. Idziesz? – to by wyjaśniało, dlaczego jest ubrana w obcisłe jeansy i bladoróżową koszulę, a włosy ma rozpuszczone.
     -Nie, zostanę. Przyniesiesz mi coś?
     -Jasne – zarzuca kurtkę na ramiona i jednym ruchem wrzuca swoje rzeczy leżąca na stole do torebki.  Otwiera drzwi, jednak przed wyjściem patrzy na zegarek. – Zaraz skoki – uśmiecha się dwuznacznie i zostawia mnie samą.
     Teraz to ja zerkam na zegarek. Faktycznie, skoki zaczną się za 10 minut. Myślę, czy nie napisać sms do Andersa. Biorę telefon do ręki i wpisuję odbiorcę wiadomości. Ostatecznie jednak usuwam treść i odkładam telefon. Teraz pewnie i tak by tego nie odczytał, poza tym, nie chce mu pokazywać, że jest jedynym powodem, dla którego będę dzisiaj oglądać skoki. Nawet jeżeli taka jest prawda. Zresztą, powiedział, że się odezwie, więc nie będę się narzucać. Jak będzie miał czas, to napisze, teraz powinien skupić się na skokach.
     Śmieję się pod nosem. Jakby kilka dni temu ktoś powiedziałby mi, że będę oglądać skoki i walczyć ze sobą o to, czy napisać sms do chłopaka, wyśmiałabym go. Powiedziałabym, że ja taka nie jestem, że chyba pomylił mnie z Martą. A teraz...
     Nastawiam wodę i włączam wiszący na ścianie telewizor. Do konkursu zostało jeszcze parę minut. Zaplatam włosy w luźny warkocz na boku i zdejmuje bluzę. Zalewam wodą woreczek miętowej herbaty i rozsiadam się wygodnie na łóżku. Na ekranie telewizora wyświetla się lista startowa dzisiejszego konkursu. Anders skacze w ostatniej grupie. Mimowolnie się uśmiecham. Jest liderem swojej reprezentacji. 



__________


Przejściowe nic. Nie powiem, że mi się to podoba, ciągle czuję, że czegoś brakuje. Na ten i kilka następnych rozdziałów będę narzekać. Są przejściowe i najchętniej bym je ominęła, ale chcę, żebyście przyzwyczaili się do Poli i Andersa i byli "świadkami" rozwoju ich znajomości.

PS. Od jakiegoś czasu możecie tu znaleźć zakładkę 'Bohaterowie'.