wtorek, 1 marca 2016

10. It's an omen


Klingenthal, listopad 2014

     -Pola – wstaję z krzesła i ściskam rękę chłopaka wyciągniętą w moją stronę. Czuję ciarki przechodzące przez całe moje ciało, gdy tylko go dotykam.
     -Markus – przytrzymuje moją dłoń trochę dłużej, niż robi się to zazwyczaj. Cały czas nie możemy oderwać od siebie wzroku. – Miło mi cię poznać.
     Chłopak robi kolejny krok w moją stronę. Teraz dzieli nas już tylko kilkadziesiąt centymetrów.
     -Mi również – może nawet trochę bardziej niż miło. Chłopak uśmiecha się, a ja już wiem, że to nie skończy się dobrze. Chowam kosmyk włosów za uchem i odwzajemniam uśmiech. – Domyślam się, że też jesteś skoczkiem?
     Głupszego pytania chyba nie mogłam zadać. Oczywiście, że też jest skoczkiem. Cholera Pola, zacznij myśleć. W końcu Severin mi już kiedyś o nim opowiadał. To musi być ten Markus, o którym tyle słyszałam w Wiśle. Ten, który zachowywał się dokładnie tak, jak ja… Chłopak chyba zauważa moje zmieszanie, bo uśmiecha się delikatnie i potakuje głową. Już miał coś odpowiedzieć, gdy Severin położył mu rękę na ramieniu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak blisko siebie byliśmy.
     -Markus, coś ode mnie chciałeś – Freund zmusza kolegę do odwrócenia wzroku ode mnie. Wykorzystuję okazje i odsuwam się na bezpieczną odległość.
     -Co… - chłopak marszczy brwi w zamyśleniu. – A, tak. Wszyscy już są na dole, brakuje tylko ciebie. Wiesz, trochę to niespotykane. Ale w sumie co się dziwić, skoro spędzasz czas w takim towarzystwie – z powrotem kieruje swój wzrok na mnie. Czuję, jak na policzki wypływają mi rumieńce.
     -Nie bój się, już schodzę – Freund delikatnie kieruje skoczka w stronę drzwi. – Weź moje narty, będzie szybciej – Markus bierze narty i wychodzi. Zatrzymuje się w drzwiach i odwraca w nasza stronę.
     -Do zobaczenia na skoczni – ręką wskazuje akredytacje wiszącą na mojej szyi i uśmiecha się, po czym wychodzi. Severin zamyka za nim drzwi i opiera się o nie plecami. Siadam na krześle i głośno wypuszczam powietrze. Moje serce ciągle wali jak szalone. Wycieram dłonie o spodnie i chowam w nich twarz. Czekam, aż odzyskam czucie w nogach a gula z gardła zniknie. Prostuję się i patrze na skoczka. On też patrzy na mnie wyczekująco.
     -To jest ten Markus?
     -Ten, o którym mówiłem ci w Wiśle.
     Kiwam głową ze zrozumieniem. Freund podchodzi do łóżka i zakłada na siebie kurtkę.
     -Severin, a czy on… ma kogoś? – sama nie wierzę, że właśnie to powiedziałam, ale jest to jedyne, o czym mogę teraz myśleć. Przełykam ślinę i czuje, że serce podchodzi mi do gardła.
     -On? – skoczek zakłada na plecy torbę ze sprzętem po czym odwraca się w moją stronę. – Nie, nie ma.
     Wypuszczam powoli powietrze. Muszę przyznać, że na taką odpowiedź liczyłam. Mimowolnie się uśmiecham. Czuję, jak całe wcześniejsze ciśnienie ze mnie schodzi. Biorę głęboki oddech i wstaję. Podchodzę do drzwi i naciskam klamkę.
     -Pola? – patrzę na skoczka z niemym pytaniem w oczach. Stoi za mną, z kombinezonem w ręku. – Ty kogoś masz, pamiętasz?
     Zastygam w bezruchu. Anders.
     Niemiec kręci głową z dezaprobatą. Zręcznie mnie omija i kieruje się w stronę windy, zostawiając mnie samą pod drzwiami. Przykładam czoło do chłodnej ściany. Jak to się stało, że nie pomyślałam o Fannim ani przez sekundę? Przecież to tylko dzięki niemu tu jestem. Cholera, gdyby nie on pewnie nigdy nie obejrzałabym żadnego konkursu skoków, a co dopiero na jakimś była. Więc dlaczego w głowie mam tylko oczy Markusa i świadomość, że podczas całej znajomości z Norwegiem nie odczułam tylu emocji co podczas kilku minut z Niemcem?


***


     -Pola! – mrugam szybko oczami i zdezorientowana patrzę na skoczka.
     -Słucham?
     -No właśnie nie słuchasz – chłopak patrzy na mnie uważnie. –Mówię do ciebie i nic. Zero reakcji.
     -Przepraszam, Anders – chwytam go za rękę. – Zamyśliłam się.
     -Nad czym? –zatacza kciukiem kółka na mojej dłoni. Zawsze tak robi.
     -Boję się o Phillipa. Ten upadek wyglądał nieciekawie – wbijam wzrok w podłogę. Głupio mi się posługiwać upadkiem Sjoeen’a, ale przecież nie powiem mu, o czym naprawdę myślę.
     -Nie bój się, mocny z niego chłopak. Nie takie rzeczy mu się trafiały – skoczek uśmiecha się delikatnie i gładzi ręką mój policzek. Odwzajemniam uśmiech i podnoszę na niego wzrok.
     -To co mi mówiłeś?  - widzę zawahanie w jego oczach. Chłopak obejmuje moją twarz dłońmi i chowa mi za ucho kosmyk włosów.
     -To może poczekać – kąciki jego ust unoszą się ku górze, gdy pochyla się, żeby mnie pocałować. Opiera swoje czoło o moje i łapie mnie za ręce, cały czas nie otwierając oczu.
-Cieszę się, że tu jesteś – czuję jego ciepły oddech na twarzy. Nagle drzwi od domku otwierają się.
     -Hej gołąbeczki, przepraszam, że przerywam, ale najwyższa pora iść na górę – Anders powoli wypuszcza powietrze i obydwoje odwracamy głowy w stronę wejścia. Bardal stoi z nartami w rękach i wyczekująco patrzy na Fannisa. – Ja skacze o wiele później niż ty, a już powinienem jechać.
     -Już idę – chłopak niechętnie wstaje z ławki, wkłada ręce w kombinezon i nakłada plastron. Zawiesza na szyi okulary i nakłada rękawiczki. Bierze w rękę kask po czym nachyla się nade mną i daje mi buziaka w czoło. Uśmiecham się. – Trzymaj kciuki.
     -Wiesz, że będę – skoczek odwzajemnia mój uśmiech, bierze narty i wychodzi za starszym kolegą z kadry.
     Opieram głowę o ścianę i zamykam oczy. Dlaczego w mojej głowie ciągle siedzi Niemiecki skoczek? Przecież zamieniłam z nim ledwie 2 słowa. Powinnam skupić się na tym, gdzie jestem. A jestem tu tylko dzięki Andersowi i to on powinien zaprzątać moje myśli. On i nadzieja, że skoczy najdalej ze wszystkich. Wzdycham i otwieram oczy. Wstaję z ławki i wychodzę z domku Norwegów. Wokół mnie nagle znajduje się mnóstwo osób: dziennikarze, skoczkowie, członkowie ekip. Nie powiem, żebym czuła się tu komfortowo. Szybkim krokiem udaję się w stronę barierek przy skoczni. Stoję w bezpiecznej odległości od kamer i tego całego zgiełku. Przyglądam się trybunom. Wszędzie powiewają flagi różnych krajów, ludzie są weseli i roześmiani. W sumie nie ma się co dziwić, w końcu wszyscy są tutaj dlatego, że kochają tą dyscyplinę. Najprawdopodobniej tylko ja jestem na swoim pierwszym konkursie w życiu i tylko ja nie do końca wiem o co chodzi z tymi wszystkimi przelicznikami, punktami i dyskwalifikacjami. No cóż, taki los nowicjusza. Odwracam głowę w stronę zeskoku, gdy spiker mówi, że na belce właśnie zasiada Anders Jacobsen. Zaciskam kciuki i wpatruję się w górę skoczni. Skoczek wychodzi z progu i szybuje nad zeskokiem. W końcu ląduje na 131 metrze a ja z radości klaszcze w dłonie. Co prawda nie znam go jeszcze za dobrze, ale cały team Norwegów przyjął mnie jak siostrę. Na trybunach ludzie skandują i klaszczą, a na telebimie widać zadowolonych kibiców norweskich. Uśmiechnięty skoczek macha do kamery i schodzi ze skoczni. Teraz na belce zasiada skoczek, o którym słyszę po raz pierwszy. Śledzę jego sylwetkę w locie, jednak ląduje już na 113,5m. Niezadowolony od razu kieruję się w stronę bramki. Teraz pora na Polaka- Dawida Kubackiego. Ściskam kciuki i wypatruję go w powietrzu. Skoczył 120,5m, co, jak widać po reakcji publiczności, było przeciętnym wynikiem.  Skoczek macha w stronę trybun i schodzi z dojazdu. Spiker ogłasza wszystkim, że teraz pora na Toma Hilde. Od razu zadzieram głowę do góry, czekając na próbę Norwega.
     -Nie bolą cię już ręce? –wzdrygam się zaskoczona. Nawet nie zauważyłam, kiedy Jacobsen do mnie podszedł. –Ale ściskaj, ściskaj, w końcu pora na Toma.
     Skoczek uśmiecha się i opiera narty o barierki po czym tak jak ja wypatruje kolegi z reprezentacji. Hilde w końcu wychodzi z progu i leci nad zeskokiem, jednak ląduje na 116 metrze.
     -Ajjj – kręcę głową z niezadowoleniem.
     -W konkursie będzie lepiej, zobaczysz – skoczek klepie mnie po ramieniu. –To tylko trening. Ale fajnie, że już się tak wczuwasz. Oby tak dalej – posyła mi uśmiech i odchodzi w stronę domków.
     Staram się wypatrzyć Toma wśród innych skoczków, jednak gdy tylko słyszę głos spikera odwracam głowę w stronę rozbiegu. Serce mi przyśpiesza a wszystkie mięśnie w ciele napinają się. Na belkę wchodzi Markus Eisenbichler. Zaciskam ręce na barierce i wstrzymuję oddech. Śledzę jego sylwetkę w locie, aż do lądowania na 133m. Wypuszczam głośno powietrze z ust. Dobrze, nawet bardzo. Skoczek zadowolony unosi rękę zaciśniętą w pięść. Zatrzymuje się przy bandach i macha do kibiców, po czym schodzi ze skoczni. Mimowolnie śledzę go wzrokiem. Patrzę, jak odkłada narty, wyjmuje z plecaka kurtkę, chowa gogle i kask. Rozmawia chwilę z Tomem, po czym kieruje się w stronę domków. Odprowadzam go wzrokiem, aż znika za jednym z nich. Wypuszczam głośno powietrze. Nie wiem, co ja robię, ale na pewno nie jest to dobre. Za chwile będzie skakał Anders, mój Anders, a ja mam ochotę pobiec do domku Niemców i pogratulować Markusowi. Kręcę głową z niedowierzaniem i opieram łokcie o bandy. Spiker zapowiada kolejnych skoczków, jednak nie wywołuje to u mnie większej reakcji. Tępo wpatruję się w zeskok, co jakiś czas przenosząc wzrok na trybuny. Nie wiem, co mam robić. Anders jest dla mnie bardzo ważny, chociaż nie wiem, czy mogę już powiedzieć, że go kocham. Dobrze wiem, co on do mnie czuje, zresztą dał temu pełny wyraz w Wiśle, jednak ja ciągle się waham… Wiem, że jest on najlepszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek spotkałam. Rozumiemy się bez słów, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i głównie dlatego mamy do siebie takie zaufanie. Możemy spędzać w swoim towarzystwie całe dnie i nie wydaje mi się to męczące czy nudne. Wiem, że wszyscy Norwedzy uważają, że my jesteśmy już na całe życie, ale ja nadal nie jestem pewna w stu procentach. Znam siebie i wiem, że nie potrafię wytrzymać długo z jedną osobą. Jest to jedna z moich najgorszych cech. Poza tym, dla mnie tez jest to pierwszy poważny związek, a w sumie to pierwszy jakikolwiek związek i boję się angażować tak bardziej. Ciągle mam w głowie słowa Stjernena: „po prostu na niego uważaj”. A co jeżeli mi się nie uda? Co, jeżeli pomimo tego, co jest teraz, w przyszłości coś się zepsuje? Co jeżeli go skrzywdzę? Nie wybaczyłabym sobie tego. Tyle mu zawdzięczam, że nigdy nie będę w stanie mu wystarczająco podziękować.
     Więc dlaczego zareagowałam tak na Markusa? Dlaczego przy Niemcu zapomniałam o całym bożym świecie, a co najgorsze, o Andersie? Jeszcze nigdy nie czułam się tak, jak przy nim. Jeszcze nigdy nikt nie wywołał u mnie tylu emocji, a przecież jedynie się poznaliśmy. Co będzie teraz, gdy będę go widzieć na każdym konkursie Pucharu Świata na jaki pojadę? Za każdym razem będą mi miękły kolana a serce waliło jak dzwon? Wiem, że skoczek czuł to samo, jestem o tym przekonana. Wiem, że nie świadczy to o mnie najlepiej, ale jestem pewna w stu procentach, że Markus czuł to samo, że ta chemia między nami nie jest wymysłem mojej wyobraźni. Zresztą gdyby tak było, Severin na pewno zachował by się inaczej. On też to widział, on też wie, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Pozostaje tylko pytanie: co teraz? Udać, że cała ta sytuacja nie miała miejsca, czy porozmawiać z Freundem lub Stjernenem? Andreas potrafiłby mi doradzić, jednak nie ma go tutaj, a nie chcę załatwiać tego przez telefon. Do Severina z kolei nie mam aż tak wielkiego zaufania, jak do Norwega. Chociaż, akurat w tej sytuacji nie mam zbyt wielkiego pola manewru. Wolę nie czekać, aż natknę się na Markusa spacerując z Andersem. Mimo wszystko to Norweg jest moim chłopakiem, to on jest powodem dla którego tu jestem i to z nim planuję swoją najbliższą przyszłość.
     -Jak tam Pola, stresik jest? – zdezorientowana odwracam głowę w stronę, z której dochodzi głos. Obok mnie stoi Jacobsen, Hilde i Velta. Nawet nie zauważyłam, kiedy przyszli.
     – Jeszcze tylko Freitag i twój orzeł będzie skakał – Hilde zauważa moje zmieszanie. Uśmiecham się.
     -Chyba orzełek – mruczy pod nosem Velta po czym wszyscy trzej wybuchają śmiechem.
      Kręcę głową z politowaniem i patrzę na rozbieg. Na belce siada Niemiec, od razu ją jednak opuszcza i sunie wzdłuż rozbiegu. Po wyjściu z progu wszyscy odprowadzamy go wzrokiem na 128 metr.
     -Dobrze! Mówiłem wam, że Niemcy będą dobrzy – Rune bije brawo.
     -Czy ja wiem, czy tak dobrze…
     -Tobie, Anders, to nigdy się nie dogodzi. Jak nie przeskoczył skoczni to już do dupy – Hilde przewraca oczami i szturcha Jacobsena. Ten tylko się uśmiecha. Spiker ogłasza wszystkim zebranym na Vogtland Arena, że na belce siada Anders Fannemel. Czuje jak zimny dreszcz przebiega mi po plecach. Ściskam kciuki tak mocno, że czuje wbijające się w skórę paznokcie. Powoli wypuszczam oddech.
     -Pola spokojnie, to tylko trening – Rune obejmuje mnie ramieniem i spogląda w górę skoczni.
     Anders w końcu odpycha się od belki a ja mam wrażenie, że ktoś spowolnił czas. Norweg  wybija się z progu i szybuje nad bulą. Czuje, jak mój żołądek robi fikołki. Skoczek przelatuje nad punktem konstrukcyjnym, rozmiarem skoczni aż w końcu ląduje na 146 metrze. Zadowolony zaciska ręce w pięści i dojeżdża do band.
     -Tak! – z radości wyrzucam ręce w powietrze i bije brawo najmocniej jak potrafię. Trybuny szaleją.
     -Skubany! – Jacobsen bije brawo po czym zamyka mnie w uścisku. –Dumna?
     -Żartujesz? Jak skoczy tak w konkursie to przeskoczę te bandy i od razu do niego pobiegnę! –wszyscy trzej wybuchają śmiechem.
     -Zwracam honor Tom, faktycznie orzeł – Rune uśmiecha się i ściska rękę Hilde.
     -Ja wiem co mówię – Tom puszcza mi oczko. Uśmiecham się i odwracam w stronę zejścia z dojazdu. Anders przyjmuje gratulacje od Freitaga po czym zakłada kurtkę i chowa sprzęt do plecaka. Zakłada go na plecy, bierze narty i idzie w kierunku domków.
     -Chodźcie za mną, ferajna – Jacobsen macha ręką w stronę, w którą przed chwilą udał się Fanni i wszyscy posłusznie idziemy za nim. 
     Przechodzimy obok dziennikarzy i innych skoczków po czym w końcu dochodzimy do domku Norwegów. Anders zatrzymuje się przed drzwiami.
     -Pola, czyń honory –uśmiecha się i wskazuje na klamkę. Ruszam przodem i otwieram drzwi. W środku jest tylko Anders. Odwraca się i uśmiecha na nasz widok. Podbiegam do niego.
     -Anders! – zarzucam mu ręce na szyję. – Nie wiem jak to zrobiłeś, ale oby tak dalej! – chłopak uśmiecha się i mnie całuje. Długo. Przyjemnie. Tak, że całe moje ciało zalewa fala gorąca.
     -Znajdźcie sobie pokój, a nie – Anders opiera swoje czoło o moje, szepce „dziękuję”, po czym rzuca w Hilde rękawiczką. Traf sprawił, że dostał prosto w twarz. –No co, prawdę mówię! Wiem, że byś chciał Anders.
     Moje policzki robią się purpurowe. Wtulam się w skoczka, żeby to ukryć.
     -Tom, ty jak coś powiesz, to nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać – stwierdza Rune, po czym podchodzi do nas i klepie mnie po plecach. – Dziękuj jej Anders, bo skrzydeł dostałeś.
     -Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobił – Fanni przytula mnie mocniej i daje mi buziaka w czoło.
     -Nie przeskoczyłbyś skoczni, to na pewno – Tom szturcha Andersa, po czym udaje się w stronę drzwi. –Zaraz Bardal będzie skakał, idziecie?
     -Się wie! – Rune wstaje z krzesła i idzie za Tomem.
     Całą piątką wychodzimy z domku i podchodzimy do telewizora, znajdującego się pośród domków. W powietrzu jest Noriaki Kasai. Anders dużo mi o nim mówił. Cały świat skoków narciarskich podziwia Japończyka, który utrzymuje niesamowicie wysoką formę pomimo swojego wieku. Kasai skoczył 139,5 metra i zadowolony macha w stronę trybun. Teraz na belce siada Bardal. Wszyscy w oczekiwaniu wpatrujemy się w ekran. Skoczek sunie w dół rozbiegu i wybija się z progu.
     -Źle się wybił – Tom machnął ręką. Faktycznie, Anders ląduje na 112 metrze i niezadowolony od razu schodzi z dojazdu.
     -Nie zapominaj, że on kwalifikację ma zapewnioną – Jacobsen klepie kolegę po ramieniu i idzie w stronę domku. Hilde kręci głową i całą piątką udajemy się w ślady Norwega.


***


     Leżę na łóżku i tępo patrzę się w sufit. Nagle rozlega się ciche pukanie do drzwi. Wypuszczam powietrze i wstaję, żeby otworzyć. Jest już późno, ale wiem, że to nie może czekać.
     -Severin – odsuwam się z przejścia i ruchem ręki zapraszam skoczka do środka. Chłopak wchodzi i siada na krześle przy stoliku. Zamykam drzwi i siadam na łóżku. Podciągam kolana pod brodę i opieram głowę o ścianę. – Rozmawiałeś z nim?
     -Nie wiem, czy można to nazwać rozmową. Przysiadł się do mnie w busie i pytał o ciebie –skoczek przesuwa  dłońmi po udach i odwraca ode mnie wzrok. – Powiedziałem mu o Andersie. A on…
     -A on? –patrzę się na niego wyczekująco. Skoczek drapie się po głowie i w końcu na mnie patrzy.
     -A on powiedział, że to nie ma dla niego znaczenia, bo pierwszy raz poczuł coś takiego i że się nie podda, bo wie, że ty też to poczułaś – opieram głowę o kolana i biorę głęboki wdech. – Pola, ja wiem co widziałem. Wyglądaliście, jakby was piorun z jasnego nieba strzelił. Ale to nie zmienia faktu, że jesteś z Andersem i z tego co mi wiadomo, jesteście szczęśliwi. Markus jest… specyficzny. Zresztą, mówiłem ci to w Wiśle. Pewnie teraz siedzi i analizuje swoje skoki, żeby jutro w konkursie dobrze wypaść. Chociaż dzisiaj odpalił, nie ma co. Jak huknął te 142,5 metra to nawet trener się za głowę złapał – skoczek śmieje się, wstaje i siada obok mnie. Podnoszę głowę i krzyżuję nogi. Freund kładzie rękę na moim kolanie. –Chodzi mi o to, że nie powinnaś sobie nim zawracać głowy. Przecież kochasz Andersa.
     Uśmiecham się blado i kieruję swój wzrok na skoczka.
     -Wiesz, do tej pory też myślałam, że go kocham, ale dzisiaj… Jeszcze nigdy nie czułam się tak, jak dzisiaj przy Markusie. Wiem, że nie powinnam nawet o tym myśleć, a co dopiero o tym głośno mówić, ale Anders jeszcze nigdy nie wywołał u mnie tylu emocji, co Markus w ciągu tych 5 minut. Co jeżeli… - głos mi się łamie.
     -Nawet tak nie mów – skoczek ściska mnie za ramie. –To jest zwykłe zauroczenie, nic więcej. Zresztą, chyba trochę przesadzasz, nie uważasz? Z Andersem znasz się od lipca a z Markusem zamieniłaś raptem 3 słowa. Mogę się założyć, że z Andersem wiecie o sobie więcej niż ktokolwiek może przypuszczać. Znacie się na wylot, funkcjonujecie jak jeden organizm. Sama widzisz, byłaś dzisiaj na treningach i od razu skoczył 146 metrów. Do rekordu skoczni zabrakło mu tylko pół metra, a to nie byle jaki wynik. Mogę się założyć, że w konkursach pokaże wszystkim jak się skacze. Musisz tylko być przy nim –Severin uśmiecha się dodając mi otuchy. Odwzajemniam uśmiech i opieram głowę na ramieniu skoczka. –Zawsze możesz na mnie liczyć Pola, pamiętaj. Niezależnie od tego, co by się działo i jaką decyzję podejmiesz. To ja was ze sobą poznałem, więc jesteśmy w tym razem.

     -Przestań Sev, nawet gdybyśmy nie poznali się u ciebie, prędzej czy później to by się stało – siadam prosto i naciągam rękawy bluzy. – Poza tym, nie wydaje mi się żebym przesadzała. Przecież byłeś przy nas, widziałeś to. Ja się po prostu boję. Anders jest moim najlepszym przyjacielem, wie o mnie dosłownie wszystko i rozumie mnie jak nikt inny. Panicznie boję się go stracić, dlatego jak powiedział mi o tym co czuje, nawet się nie zastanawiałam. Przecież miłość może przyjść z czasem… - opuszczam głowę i skubię rękawy. – On jest trochę typem romantyka, do tego jest tak nieśmiały. Ja po prostu nie mogę go skrzywdzić. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. 



________________________


W końcu jest! Chyba pierwszy rozdział, który pisało mi się tak lekko. 
Postacią, która może namieszać okazał się Markus. Zdziwieni? ;) 

Do zobaczenia! ;)