środa, 30 grudnia 2015

8. This feels like falling in love

Muzyka

Wrocław, wrzesień 2014 

     -Pola! Ktoś do ciebie!
     Otwieram oczy i siadam na łóżku. Szybko rozglądam się po pokoju. Nie jest aż tak źle. Wystarczy że wrzucę ciuchy do szafy i będzie w miarę czysto. Podnoszę się i idę w kierunku drzwi. Ciekawe, kto przyszedł. Od ponad dwóch tygodni siedzę w domu, oszczędzam nogę po operacji. Lekarze powiedzieli, że już tydzień po mogę wychodzić, ale rodzice ciągle boją się mnie wypuścić. Co prawda nie obyło się bez kilku komplikacji, ale na szczęście nie wpłynie to negatywnie na moją przyszłość. Podczas siedzenia w domu nadrabiam zaległości filmowe, załatwiam wszystkie papiery potrzebne na studia we Wrocławiu, terminy na rehabilitacje, wszystkie formalności związane z przeprowadzką do Niemiec. Do tego jestem w stałym kontakcie z klubem, dziewczynami z drużyny i, co najważniejsze, z Andersem. Po naszej kłótni nie ma już śladu. Rozmawiamy ze sobą tak jak dawniej, bez żadnego napięcia. Najbardziej cieszy to chyba Stjernena, który od czasu do czasu dzwoni wybadać „jak tam się sprawy mają”.  Jak o tym myślę, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że moje życie w końcu wraca na właściwe tory. Operację mam już z głowy, przyszłość zaplanowana, a mój kontakt z Norwegami jest lepszy niż kiedykolwiek wcześniej. Do tego moi rodzice w końcu są szczęśliwi – ich córka zajmie się „prawdziwą pracą a nie bieganiem w tą i z powrotem”. Wszystkie elementy zaczynają pasować do mojej życiowej układanki i wiem, jak je ułożyć, żeby było idealnie.
     
     Wchodzę do salonu i zamieram. Opieram kule o drzwi i przywieram plecami do ściany. Najwidoczniej mam jakieś omamy od zbyt długiego siedzenia w domu. Bo to nie może być możliwe. Może śpię? To musi być sen. Bo jak to inaczej wytłumaczyć? Delikatnie szczypię się w rękę, ale nic się nie zmienia. Nadal stoję, opierając się plecami o chłodną, blado-szarą ścianę.  Moja mama podaje właśnie gościowi herbatę i paczkę herbatników po czym uśmiecha się do mnie. Ściska chłopaka za ramię, obdarza go ciepłym uśmiechem i wychodzi, zostawiając nas samych, jednak ja nie robię ani kroku.
     - Cześć Pola. – uśmiecha się. Ja nadal stoję z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. – Zaskoczona?
     -Żartujesz?! – podchodzi i zamyka mnie w swoich ramionach, odrywając mnie od ściany. Moje wątpliwości co do realności tej sceny rozwiały się w momencie, w którym poczułam jego mocno bijące serce obok mojego. –Anders!
     Uśmiecham się i wtulam w chłopaka jeszcze mocniej. Nie wiem co on tu robi, ani jakim cudem tu trafił, ale niczym nie sprawiłby mi większej przyjemności. Skoczek przesuwa dłonią po moim policzku i daje mi całusa w czoło. Czuję przyjemny dreszcz przebiegający przez całe moje ciało.
     -Stęskniłem się, więc jestem – śmieje się. Przewracam oczami, ale nie odsuwam się od niego ani na milimetr. Za bardzo tęskniłam za jego dotykiem, bliskością, nie chcę stracić ani sekundy.
     -Chodźmy do mnie – wskazuję głową stronę mojego pokoju i chwytam kule, jednak chłopak nie byłby sobą, gdyby nie wrócił się po herbatę i ciastka. Uśmiecham się pod nosem i idę przodem.
     -Nie zrozum mnie źle, ale co ty tu robisz Anders? –zaczynam, gdy wchodzimy do pokoju. Skoczek zatrzymuje się w drzwiach i rozgląda się, a ja czuję, że zaczynam się czerwienić. Jakby mnie uprzedził, to bym posprzątała, a tak… Poprawiam koc na łóżku i robię miejsce dla chłopaka. –Nie masz żadnych treningów czy zgrupowań na których musisz być?
     -Alex dał mi wolny tydzień – skoczek odkłada herbatę na szafkę nocną i siada obok mnie. – Ostatnio dobrze pracowałem, więc stwierdził, że mi się należy. W sumie to cały sztab uznał, że mogę przez pewien czas odpocząć, łącznie z drużyną. – Podkreślił ostatnią część zdania po czym zjadł kolejnego herbatnika.
     -Drużyną? Ale Andreas…- nagle załapałam. Stjernen faktycznie pytał się mnie o najbliższe plany, o to w której części Wrocławia mieszkam i czy mogę wychodzić, ale nawet się nad tym nie zastanawiałam. Zwaliłam to na jego wrodzoną ciekawość, a on niepozornie pomagał Andersowi. On to zawsze coś zmajstruje.
     -Dużo mi pomógł, jestem jego dłużnikiem- śmieje się i kładzie na plecach.
     -Ja sobie muszę z nim porozmawiać – mruczę pod nosem i kładę obok chłopaka. Leżymy w ciszy. Nie musimy nic mówić, żeby wiedzieć, o czym myślimy. Anders łapie mnie za rękę i zatacza kciukiem kółka na mojej dłoni.
     - Pola, jest jeszcze jedna sprawa – podnosi się i kładzie bokiem podpierając się ramieniem. Przekręcam głowę w jego stronę i patrzę na niego wyczekująco. Uśmiecha się delikatnie i przesuwa wolną dłonią po moim policzku. Nawet nie zauważam, kiedy serce zaczyna mi bić szybciej.
     -Jedziemy do Wisły.


*****


     Wysiadam z samochodu i nadal nie mogę w to uwierzyć. Wisła. Moje ulubione miejsce. Miejsce, w którym czuję się wyciszona, spokojna, bezgranicznie szczęśliwa. Do tego jestem tutaj z nim. Patrzę na Andersa, który wyjmuje walizki z bagażnika. Nie wierzę, że to zrobił. Nie wiem, jak udało mu się do tego przekonać lekarzy i moich rodziców, ale jakimś cudem tego dokonał. Zabrał mnie do Wisły, do naszej Wisły. Patrzę na Gołębiewski, a w głowie przewijają się wspomnienia. Noc, podczas której płakałam na ławce, a Anders się mną zainteresował. Dzień konkursu, kiedy cały ranek spędził u mnie, a nie z drużyną. Pierwszy konkurs, który oglądałam specjalnie dla niego. Impreza Niemców, podczas której poznałam całą drużynę. Treningi dziewczyn, na które Anders przychodził i treningi Norwegów, na które przychodziłam ja. Wielogodzinne rozmowy na tej konkretnej ławce nad Wisłą. I nasz ostatni wspólny wieczór, kiedy dał mi swoją kurtkę kadry. Wszystko to mam teraz w głowie, przez co oczy zachodzą mi łzami. Wisła to zdecydowanie moje ulubione miejsce.
     -Wchodzimy? –wzdrygnęłam się. Nie wiem, kiedy skoczek znalazł się tuż obok mnie. Patrzy na mnie z łagodnym uśmiechem, a ja zdaję sobie sprawę, że chce, żeby był obok już zawsze. Biorę od niego swoje kule i potakuję głową, po czym ruszamy w stronę wejścia. Od razu podchodzi do nas ktoś z obsługi i przytrzymuje drzwi. No tak, w końcu jestem kaleką z ortezą na kolanie. Podchodzimy do recepcji. Anders podaje swoje dokumenty i dostaje klucz do pokoju.  Kierujemy się w stronę windy, z której właśnie ktoś wysiada. Jakaś starsza kobieta przytrzymuje nam drzwi, więc od razu wsiadamy. Anders wciska guzik z 4 piętrem. Całą drogę spędzamy w ciszy, nie odrywając od siebie wzroku. W końcu winda się zatrzymuje i wychodzimy na przestronny, beżowy korytarz wyłożony brązowym dywanem. Idziemy w lewo, mniej więcej do połowy. Tam skoczek zatrzymuje się, przekręca klucz w drzwiach i otwiera je, puszczając mnie przodem. Wchodzę do pokoju i staję jak wryta. Jest przepiękny. Po prawej stronie, pod ścianą, jest wielkie łóżko wyłożone poduszkami. Z dwóch stron są szafki nocne.  Naprzeciwko jest stół, telewizor i drzwi do łazienki. Za drzwiami schowana jest szafa, a z okna rozciąga się widok na całe miasto. Na stole znajduje się wazon z białymi różami, a na łóżku jest wielki, brązowy miś. Odwracam się i rzucam się chłopakowi na szyję. Obejmuje mnie, a ja wtulam w niego głowę.
     - Dziękuję – tylko to przychodzi mi do głowy.
     -Żartujesz? – odsuwa mnie na tyle, żeby spojrzeć mi w oczy. –Po wszystkim co przeszłaś ten wyjazd ci się po prostu należał.
     Skoczek puszcza mnie i wnosi bagaże do pokoju. Siadam na łóżku i wtulam się w leżącą tam maskotkę.  Anders siada obok i uśmiecha się.
     -Podoba się? – ruchem głowy wskazuje miśka. Potakuję głową .
     -Jest świetny. Tylko nie wiem, jak dowieziemy go do Wrocławia. Jest prawie mojego wzrostu! –śmieje się i rzuca we mnie jedną z poduszek.
     -Nie przesadzaj, ma tylko metr. Specjalnie wybrałem takiego, żeby cie nie przerósł – teraz to ja rzucam w niego poduszką.
     -Nie przesadzaj! Może i mam te 160cm, ale ty wzrostem też nie grzeszysz – teraz już obydwoje rechoczemy. W pierwszym odruchu chłopak chce zepchnąć mnie z łóżka, jednak w porę orientuje się, że orteza na mojej nodze nie pozwala na takie wygłupy i wciąga mnie z powrotem.
     -My tu gadu-gadu, a czas leci – patrzy na zegarek założony na lewym nadgarstku. –Masz pół godziny żeby przygotować się do wyjścia. I ani minuty dłużej! – posyła mi groźne spojrzenie po czym cicho się śmieje.
     -Do jakiego wyjścia? – patrzę na niego zdezorientowana. Przecież dopiero co tłukliśmy się prawie 3 godziny samochodem, żeby tu przyjechać, a on już chce wychodzić? Panie, zlituj się. – Anders, jestem padnięta, czy naprawdę musimy…
     -Czas ci leci Pola. Ja na twoim miejscu już wyciągałbym kosmetyki z walizki – czekam na jakąkolwiek zmianę wyrazu jego twarzy, po której mogłabym poznać, że żartuje, ale on jest śmiertelnie poważny. Wydaję z siebie teatralny jęk i wzdycham głośno, ale wstaję i wyciągam rzeczy z walizki. Wchodząc do łazienki słyszę za sobą krzyk Fannemela:
     -Tylko ma być ładnie, a nie sportowo!
     Kiedyś go skrzywdzę, przysięgam!
     Zdejmuję z kolana ortezę i ściągam ciuchy. Włosy wiąże w ciasnego koka na samym czubku głowy, żeby ich nie pomoczyć. Wchodzę pod prysznic i puszczam gorącą wodę. Szyby i lustra od razu zachodzą parą. Czuję, jak każdy mięsień w moim ciele powoli się rozluźnia. Uwielbiam to uczucie. Gorące prysznice zawsze wprowadzały mnie w błogostan i tak samo jest teraz. Wyciągam z kosmetyczki żel pod prysznic o owocowym zapachu. Działa na mnie pobudzająco. Wychodzę z pod prysznica i owijam się ręcznikiem. Wycieram twarz i nakładam delikatny makijaż. Zakładam t-shirt i czarne spodnie. Muszę spytać Andersa, co miał na myśli pod pojęciem „ładnie”.  Rozpuszczam koka i rozczesuję włosy. Skoro ma być ładnie, to nie będę ich już związywać. Nakładam pierwszą odżywkę, która wpadła mi do ręki i staram się chociaż trochę wystylizować fryzurę. Moje próby jak zawsze nic nie dają, więc zrezygnowana wychodzę z łazienki.
     -Mówiłem ładnie… -chłopak kręci głową niepocieszony. Przewracam oczami.
     -Ładnie, to znaczy? Mam się wbić w ciasną kieckę czy wystarczy koszula? – Fanni wstaje i wyciąga z walizki swoje rzeczy. Patrzę na niego z pytaniem w oczach. Jakby nie patrzeć, ciągle nie powiedział mi, co miał na myśli. Ignoruje mój wzrok i wchodzi do łazienki.
     -Pola, zwróciłaś uwagę na kwiaty? –zdziwiona, unoszę brwi i potakująco kiwam głową. Nigdy nie byłam wielką fanką dostawania kwiatów. Bardzo miły gest, ale w ogóle się na tym nie znam. –Sam wybierałem.
     -Domyśliłam się – ciągle nie wiem o co mu chodzi. Chyba w końcu zauważa moje zagubienie.
     -Bo wiesz… Każdy kolor róży ma inne znaczenie – odwrócił wzrok. Ja go chyba nigdy nie zrozumiem. Nie wiem jak to się dzieje, że może patrzeć mi w oczy godzinami i nie nawet na chwilę nie odwrócić wzroku, ale jak tylko mówi coś o sobie, niknie ta cała jego pewność siebie. Nagle, z upartego i wszechwiedzącego Andersa robi się skromny i nieśmiały Fanni, który nie może utrzymać nawet kontaktu wzrokowego. – Ilość też.
     Uśmiecha się pod nosem i zamyka drzwi, a ja stoję na środku pokoju zdezorientowana jeszcze bardziej, niż byłam 5 minut temu. Co ma kolor kwiatów do tego jak mam się ubrać? Czasami naprawdę nie rozumiem jego toku myślenia.
     Siadam na łóżku i wyciągam telefon. Muszę sprawdzić o co chodzi z tymi jedenastoma białymi różami. No bo przecież po coś zwrócił na to moją uwagę. Wchodzę w pierwszy lepszy link i czytam: „Niezależnie od szerokości geograficznej białe róże znaczą tyle co „moje uczucia są prawdziwe” lub „mam szlachetne zamiary”. Stąd też wskazują nam na czystość, powściągliwość, lojalność i szacunek. Podobnie jak wiele innych białych kwiatów reprezentują niewinną pierwszą miłość. W dawnych czasach Tajemniczy Wielbiciele przesyłali kobietom anonimowo 13 róż. Podarowując na pierwszej randce pojedynczą różyczkę wyrażasz z kolei miłość od pierwszego wejrzenia. Na kolejnych, że wciąż kochasz dziewczynę. Gdy jesteś pewny, że to ta jedyna, 11 róż wyrazi to najpiękniej”. Serce wali mi jak dzwon, do tego czuję, jak powoli podchodzi mi do gardła. „Ta jedyna”, „pierwsza miłość”… Dobrze, że siedzę, bo powoli zaczynam tracić czucie w nogach. Mam mętlik w głowie. Anders jest moim najlepszym przyjacielem i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Odkąd go poznałam, wiedziałam, że będzie dla mnie kimś wyjątkowym. Od samego początku rozumieliśmy się bez słów. Już od dawna dawał mi znaki, a ja głupia udawałam, że tego nie widzę. Cholera, nawet Stjernen mi to uświadamiał! Nasza rozmowa, właśnie w Wiśle, o naszych "zakurzonych sercach"… Przecież on już wtedy wiedział, do czego to zmierza.
     Też to wiedziałam. Po prostu nie dopuszczałam do siebie takiej myśli. Przecież to jest Anders! Anders, który pomaga każdej napotkanej osobie, zawsze ma racje, zawsze mnie poucza, jest uparty jak osioł i całe życie je herbatniki. Anders, który rozumie mnie bez słów, za którego bliskością tak bardzo tęskniłam, w którego ramionach czuję się bezpiecznie. Anders, który, mam nadzieję, już zawsze będzie obok mnie. Więc w sumie czego się boję? Przecież moja relacja ze skoczkiem jest tak naturalna i łatwa jak oddychanie. Podczas całej naszej znajomości pokłóciliśmy się tylko raz. Rozumiemy się jak mało kto, uzupełniamy się nawzajem i wydobywamy z siebie to, co najlepsze. Więc dlaczego tak bardzo to przeżywam? Boję się, że jak coś pójdzie nie tak, jak coś się zepsuje to go stracę. A tego bym nie zniosła. Z nikim nie miałam takiej relacji jak z nim i wiem, że nie będę miała. Jest jedyną osobą, z którą rozmawia mi się tak łatwo i boję się ryzykować.
     Znowu zakładam najgorszy scenariusz. Dlaczego cokolwiek ma pójść nie tak? Przecież tu chodzi o nas. O mnie i tego mierzącego ledwie 165cm norweskiego skoczka, który czasami myśli że pozjadał wszystkie rozumy. Z nami wszystko będzie dobrze.
     Biorę głęboki wdech i powoli wypuszczam powietrze. Już wiem, co mam na siebie założyć. Jeżeli te róże są podpowiedzią, to tego wieczoru moja relacja z Andersem zmieni się. A ja zdecydowanie nie chcę wchodzić w ten nowy etap w rurkach i bluzie. Wyjmuję z walizki jedyną sukienkę jaką ze sobą wzięłam – ciasno przylegającą małą czarną z głębokim wycięciem na plecach i długimi rękawami. Przeglądam się w lustrze. Orteza psuje cały efekt, że nie wspomnę o kulach, no ale co zrobić. Wyciągam z torebki ulubione perfumy i pryskam je na szyję i nadgarstki. Ze zdenerwowania zrobiło mi się gorąco. Nie wiem, czego tak się boję. Przecież też tego chcę. Chcę mieć go przy sobie. Chce czuć przyjemne ciepło w żołądku, gdy przesuwa swoją dłonią po moim policzku. Chce czuć bicie jego serca, gdy mnie przytula.  Chce, żeby się wymądrzał, opowiadał o treningach i konkursach, ale przede wszystkim chce żeby zawsze był.
     Wychodzę na balkon. Zimne powietrze przyjemnie rozwiewa mi włosy i sprawia, że staję się spokojniejsza. Patrzę, na rozciągające się przede mną miasto i zapominam o wszystkich wątpliwościach. Opieram ręce o barierkę i zamykam oczy. Głęboko wciągam powietrze i powoli je wypuszczam. Będzie dobrze. Musi być.  Drzwi na balkon otwierają się. Anders jak zwykle staje obok bezszelestnie. Delikatnie przesuwa opuszkami palców po moich odkrytych plecach. Staję przodem do niego. Ma na sobie granatowe spodnie i koszulę w takim samym kolorze.
     -Postarałaś się – śmieję się pod nosem i kręcę głową.
     -Ty też wyglądasz niczego sobie – teraz to on się śmieje. Podchodzi bliżej mnie i opiera jedną rękę na barierce za moimi plecami.
     -Pola… - znowu ucieka wzrokiem. Kładę ręce na jego ramionach i zaczynam bawić się kołnierzykiem koszuli.
     -Wiem, Fanni –zdezorientowany patrzy mi prosto w oczy. Unoszę kąciki ust w górę.
     -Wiesz? – znowu czuję bicie jego serca. Moje mimowolnie przyśpiesza i czuję, że zaczynam się rumienić.
     -Wiem – teraz to ja odwracam wzrok. Jego niebieskie oczy przeszywają mnie na wskroś.
     Wolną ręką łapie mój podbródek i zmusza mnie, żebym się na niego spojrzała. Przesuwa dłonią po moim policzku, a drugą ręką obejmuje mnie w pasie. Splatam dłonie na jego szyi. Anders pochyla głowę tak, że nasze czoła się stykają. Pierwszy raz jesteśmy tak blisko, a ja czuję, że zaraz eksploduję. Jego ciepły oddech owiewa moją twarz. Zdążyłam już zapomnieć o tym, jak zimno jest teraz na zewnątrz, a ja mam na sobie tylko krótką sukienkę z odkrytymi plecami. Zapomniałam o wszystkich wątpliwościach, jakie do tej pory miałam. Zapomniałam o tym, że za nami rozciąga się miasto i szumi rzeka. Zapomniałam o całym otaczającym świecie. Jestem tylko ja i Anders. A gdy nasze usta w końcu się stykają jesteśmy my – szczęśliwi, nierozerwalni i potrzebujący siebie nawzajem.



__________________


Długo kazałam na siebie czekać, ale kolejny rozdział w końcu jest! Pierwszą część męczyłam strasznie, druga praktycznie napisała się sama. TCS ma na mnie motywujący wpływ, mam nadzieję, że tak zostanie ;) Zadowoleni z podium w Oberstdorfie? Ja bardzo :D 
A co do rozdziału: cukierkowo i słodko, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. Początkowo miało być trochę inaczej, no ale Ed Sheeran skutecznie pokrzyżował mi plany. Myślę, że nie jest aż tak źle, da się wytrzymać. A teraz standardowo muszę ponarzekać: ostatni akapit kompletnie nieudany, wiem. Proszę, nie zlinczuje mnie za zepsucie takiego momentu. 

Do zobaczenia! ;) 



PS. Ten rozdział ma rekordową długość. Jak myślicie, za długi, czy wszystkie powinny być takie?