czwartek, 26 lutego 2015

2. But there's nothing to be afraid of

Wisła, lipiec 2014


     Siedzę na łóżku i rozglądam się po pokoju. Naprzeciwko mnie, pod ścianą znajduje się łóżko Marty. Pomiędzy jest szafka nocna zawalona pustymi butelkami i podręcznymi rzeczami. Przy wejściu stoi stolik, a przy nim krzesła, które służą nam po części za szafę, które jest zdecydowanie za mała, żeby pomieścić nasze rzeczy. Spoglądam przez okno, przez które widać tylko zarys gór spowitych mgłą. Nie mam co ze sobą zrobić. Dziewczyny są na porannym bieganiu, trenerzy opracowują plan zajęć na dzisiaj a ja siedzę i kwitnę.  Do końca obozu zostało jeszcze tyle czasu. Wisła w lipcu jest naprawdę piękna, ale co mogę robić sama? Co prawda uwielbiam być sama, ale gdybym chociaż mogła iść na długi spacer albo w góry. Z tą nogą wszystko robię trzy razy dłużej niż normalnie.
     Zrezygnowana kładę się na łóżku i wpatruję się w sufit. Nie mam na siebie pomysłu. Chociaż… Ten skoczek nie może być tu bez powodu. Przewracam się na brzuch i włączam laptopa. Po paru minutach wpisuję w wyszukiwarkę nazwisko „Anders Fannemel”. Wyskakują mi jego zdjęcia i różne portale o skokach. Z wikipedii dowiaduję się o nim podstawowych rzeczy, chociaż to dość dziwny sposób na poznawanie ludzi. No cóż, jak jest osobą publiczną, to chyba jest tego świadomy. Wchodzę na pierwszy lepszy portal o skokach i staram się dowiedzieć, co on może robić w Wiśle. O proszę, letnia grand prix. Nic mi to nie mówi. Domyślam się, że jakieś konkursy. Nigdy wcześniej nie interesowałam się skokami. Oczywiście znam Adama Małysza, jego zna chyba każdy, ale nie wiem nic o tej dyscyplinie.  W domu to zawsze tata oglądał skoki, a reszta z nas ograniczała się do obejrzenia skoku Małysza i to by było na tyle.
     Przeglądam program zawodów. Dzisiaj trening i kwalifikacje, jutro drużynówka, pojutrze konkurs indywidualny. Zaraz chwila, drużynówka w skokach? To możliwe? Szybko wpisuję w Google nurtującą mnie sprawę i wszystkiego się dowiaduję. Czyli jednak jest to możliwe. Wracam do Andersa. Włączam stronę z jego wynikami z poprzedniego sezonu. Nie znam się na tym, więc za wiele mi te liczby nie mówią. Chyba nie był jednym z czołowych skoczków, jego najlepszym miejscem było 4.
     Zamykam komputer i z powrotem kładę się na plecach. Zamykam oczy i, tak jak poradził mi chłopak, staram się spojrzeć na kontuzję z innej perspektywy. Co dobrego może z tego wyniknąć? Znam się na piłce nożnej kobiet, więc mogłabym zostać trenerką, zatrudnić się w klubie, albo zostać psychologiem sportowym. Żadna z tych opcji nie wywołuje chociażby iskry radości. Od dziecka chciałam grać, chciałam zdobywać gole i wygrywać mecze. Tak nagle mam usiąść i oglądać mecze z trybun? Nie, dziękuję.


************

     Wyjmuję z kurtki telefon i sprawdzam godzinę. 20:05 a jego jeszcze nie ma. Jestem sama jak kołek nad rzeką na skraju lasu. Czekam na chłopaka w tym samym miejscu co wczoraj, z dala od ciekawskich spojrzeń przechodniów. Czasami zdarza się, że ktoś przejedzie rowerem, jednak są to równie zbłąkane osoby jak ja wczoraj. Kto normalny zapuszczał by się na drugi brzeg, w las i nieoświetlone dróżki, kiedy po tamtej stronie jest piękny deptak z dojściem do rzeki i bardzo jasnym oświetleniem?
      Zaczynam bębnić palcami o ławkę. Głupio zrobiłam, że tu przyszłam. Co z tego, że Anders też był sportowcem, to wcale nie znaczy że znajdziemy wspólny język. Zwłaszcza, że wczoraj chciałam żeby jak najszybciej zostawił mnie w spokoju, a dzisiaj z własnej woli przyszłam na spotkanie. Chyba dlatego, że przez cały dzień umierałam z nudów. Po śniadaniu cała drużyna poszła na halę na trening, a ja siedziałam w hotelu. Po obiedzie spędziłyśmy trochę czasu razem, ale później dziewczyny poszły na marszobieg, a ja znów kwitłam sama w pokoju. Wyjście wydawało się najlepszą opcją, a że dochodziła 19, postanowiłam dokuśtykać się do lasu. No i siedzę na tej ławce jak ostatnia sierota, z ortezą na lewej nodze i kulami opartymi obok, a jego nie ma. To bezsensu. Powinnam już dawno sobie pójść, jednak perspektywa ponownego przemierzania całej trasy spod hotelu Gołębiewskiego do hotelu Bawaria jakoś mnie nie pociąga. Zamiast tego osuwam się na ławce i kładę głowę na oparciu zamykając oczy. Wsłuchuję się w odgłosy lasu. Słyszę tylko ptaki gdzieś daleko i ludzi spacerujących po drugiej stronie rzeki. Wciągam głęboko powietrze i powoli je wypuszczam. Mogłabym tu spędzić całe życie. Wisła jest cudownym miastem. Panuje tu taki spokój i cisza, jeszcze nigdzie się z tym nie spotkałam. Lubię tu przebywać. Jest to nasz trzeci obóz kondycyjny w tym mieście i oby nie ostatni. Chociaż mi to różnicy robić nie powinno, jeżeli będę przyjeżdżać, to już nie jako zawodniczka. Czuję rosnącą gulę w gardle i zaciskam dłonie na ławce. Cholera, jak ja będę teraz żyć?
     - Przepraszam za spóźnienie.
     Momentalnie siadam prosto i otwieram oczy. Przestraszyłam się, nie wiem, jak chłopak podszedł tutaj tak cicho. Chyba to zauważył bo posyła mi ciepły uśmiech i ostrożnie siada obok. Opadam na ławkę i patrzę prosto przed siebie. Przez chwilę panuje cisza i czuję się niezręcznie. Skoczek cały czas nie spuszcza ze mnie wzroku.
     - Chciałeś porozmawiać.
     Rzucam od niechcenia i przenoszę wzrok na chłopaka. Wczoraj  było ciemno, do tego moje widzenie świata było trochę zaburzone, więc tak naprawdę nie wiedziałam, jak wygląda. Jasne, widziałam zdjęcia na Internecie, ale wiadomo, jak bardzo różnią się one od rzeczywistości. Na oko Anders był mniej więcej mojego wzrostu, co dziwne, bo mam ledwo ponad 160cm. Blondyn, niebieskie oczy, typowy Norweg. Miał na sobie granatowe jeansy i niebieską koszulkę oraz kurtkę przewieszoną przez ramię. Pewnie podczas konkursów musi chodzić cały obwieszony w logach sponsorów.
     -Pomóc. Chciałem pomóc.
     Śmieję się w duchu. Patrzcie państwo, rycerz na białym koniu!
     -Mówiłam Ci, że nie potrzebuję pomocy.
     Znów patrzę prosto przed siebie. Świdrujący wzrok skoczka nie pozwala mi się skupić.
     -A jednak tu jesteś – chłopak uśmiecha się pod nosem, bo wie, że ma rację. – Skoro nie potrzebujesz pomocy, to co tu robisz?
     Patrzy się na mnie z tym bezczelnym uśmiechem i wiem, że jakby tylko mógł, to krzyknął by coś w stylu „mam Cię!”. Taka prawda, mam mnie. Bo co ja tu właściwie robię, skoro nie przyszłam porozmawiać? Jeżeli chciałam posiedzieć nad rzeką, mogłam zrobić to naprzeciwko swojego hotelu.  Przez chwilę siedzimy w ciszy. Chłopak schyla się i podnosi kamyk z ziemi po czym delikatnie wrzuca go do wody.
     -Nie wiem, co tu robię – postanawiam przerwać denerwującą mnie ciszę. –Już trzeci dzień siedzę sama w hotelu i mam tego serdecznie dosyć. A do domu wrócić nie mogę, bo zwariuję.
     Przenoszę wzrok na skoczka. Siedzi pochylony i wpatruje się w rzekę. Po jaką cholerę ja mu to wszystko mówię? Powinnam jak najszybciej wrócić do hotelu. Chwytam kule i szykuję się do wstania. Anders natychmiast kładzie mi rękę na kolanie.
     -Zostań  - mówi to tak zdecydowanym głosem, że od razu odkładam kule i siadam prosto jak struna. –Wiem, że wydaje Ci się to bez sensu. Po co masz zwierzać się komuś obcemu? Komuś kogo widzisz pierwszy i być może ostatni raz w życiu? – Przez chwilę przeszywa mnie swoimi niebieskimi tęczówkami i z powrotem zatapia wzrok w rzece. – Wiesz, obca osoba może ci najbardziej pomóc. To dlatego ludzie chodzą ze swoimi problemami do psychologa, a nie kolegi z pracy, czy drużyny. Znajomi nie będą chcieli cię zranić. Obcym jest to obojętne, ponieważ mają ci pomóc, a nie przejmować się tym, czy poczujesz się urażona.  Dzięki temu, że się nie znamy, wiesz, że to co powiesz jest u mnie bezpieczne, bo niby po co mam przekazywać komuś informacje o kimś, kogo tak naprawdę nie znam?
     Na jego twarzy widzę skupienie. Jestem ciekawa, czy mówi to każdej zapłakanej osobie, czy dopiero teraz na to wpadł. Chociaż i to nie robi mi zbyt dużej różnicy, ponieważ Anders po raz kolejny ma rację. Nie porozmawiam o tym z osobami z klubu, bo oni nie powiedzą mi, co robić. Powiedzą, że być może jest jeszcze cień szansy, żebym nie traciła nadziei, kiedy ja wiem, że tego już nie ma. Klamka zapadła, już nigdy nie zagram i nic tego nie zmieni. Żadne słowa, rehabilitacja czy operacje. Skoczek chce mi pomóc w wyborze co dalej i pogodzeniu się z tą informacją, nawet jeżeli sprawia mi to niemiłosierny ból, podczas gdy znajomi chcą sprawić, żebym poczuła się lepiej zaszczepiając we mnie cząstkę nadziei.
     -Co mam ci powiedzieć? – mówię jakby z wyrzutem, ponieważ naprawdę nie wiem, czego ode mnie oczekuje.
     -Dlaczego tak bardzo boisz się rzucenia piłki? Wiem, ze do tej pory było to twoje całe życie, nie musisz mi tego tłumaczyć. Ale kiedyś i tak przyszedłby czas, w którym odwiesiłabyś korki na słupek i musiała robić coś innego. Więc co ci to robi za różnicę, czy zrobisz to teraz czy za parę lat?
     Patrzy na mnie i widzę po jego oczach, że naprawdę go to nurtuje.
     -A dlaczego ty nie rzucisz teraz skoków? – zadanie pytania wydaje mi się najlepszym wyjściem, bo nie mam pojęcia jak odpowiedzieć.
     -Sytuacja mnie do tego nie zmusza.
     -I tak będziesz musiał to zrobić. Prędzej czy później. Więc dlaczego nie teraz? –teraz to ja patrzę się na niego z niemym pytaniem w oczach, a on nie wie jak odpowiedzieć.
     -Mam przed sobą jeszcze dobrych parę lat i parę nagród do zdobycia. Będę skakać, dopóki zdrowie będzie mi na to pozwalać, a później zacznę trenować juniorów albo kadrę – siada bokiem na ławce, przodem do mnie, kładąc rękę na oparciu. –Widzisz różnicę? Dopóki będę mógł będę skakał. A jak przyjdzie czas zostawić narty, to zrobię to. Już teraz jestem pogodzony z tym, że kiedyś taki czas nadejdzie. Dla ciebie już nadszedł, a nadal z tym walczysz.
     -Już nie walczę – obracam twarz w jego stronę i staram się skupić patrząc w jego oczy. – Przegrałam. Nie pogodziłam się z tym, kiedy był na to czas i dlatego przegrałam.
     Na mojej twarzy pojawia się nikły, ironiczny uśmiech. Widzę, że Anders nad czymś intensywnie myśli i tylko czekam aż zada pytanie.
     -Co zrobiłaś?
     -Byłam głupia – skoczek unosi brew, a ja wiem, że jak powiem mu jeszcze trochę ogólników to wyląduje w Wiśle. – Kolano bolało mnie już jakiś czas przed obozem, ale nic nie mówiłam, bo nie chciałam pauzować, nie podczas treningów kondycyjnych. Poza tym, ból pojawiał się tylko co jakiś czas, gdy kucałam i wchodziłam po schodach, więc uznałam, że to nic wielkiego – wzruszyłam ramionami podkreślając swoje słowa. – Ot, zwykłe przetrenowanie. 3 dni temu miałyśmy pierwszy trening siłowy i wtedy to się stało. Za duże obciążenie, za szybko robiłam przysiady, więzadła nie wytrzymały. Miałam już jedną operację, po powrocie do domu prawdopodobnie czeka mnie druga - Anders kiwa głową, okazując zrozumienie. – Lekarz powiedział, że musiały być nadwyrężone, dlatego tak łatwo się zerwały – śmieję się gorzko tłumiąc łzy.
      - Od razu było wiadome, że już więcej nie zagrasz… - nie jestem pewna, czy mówi to do siebie czy do mnie, więc siedzę cicho, czekając na dalszy ciąg. –Przynajmniej się czegoś nauczyłaś. Sportowcy nigdy nie powinni ignorować bólu. Nigdy – podkreślając ostatnie słowo, unosi lekko brwi. –Będziesz mogła tego uczyć innych. Skończyłam karierę w wieku dwudziestu paru lat, bo zignorowałam ból w kolanie – uśmiecha się. – I co teraz? Fizjoterapia? Psychologia? A może chcesz trenować?
     Wzdycham głęboko i kładę głowę na oparciu ławki.
     -Nie wiesz – krótko stwierdza. Czy ja naprawdę jestem aż tak przewidywalna? Cokolwiek by nie powiedział Anders , jest to prawdą. Powoli zaczyna mnie to irytować. Czyta mnie, jak otwartą księgę. –Spokojnie, masz jeszcze czas żeby wybrać. Pomoże Ci w tym klub, rodzina, chłopak, jeżeli masz – rzucam mu krótkie spojrzenie i już wiem, co zaraz powie. – Już nie masz.
     -Innym razem.
     Znowu siedzimy w ciszy. Tym razem to ja rzucam kamyki do rzeki a skoczek bębni palcami o ławkę.
     -Wiesz, jutrzejszy konkurs jest wieczorem, więc jeżeli rano też będziesz się nudzić, możemy się zobaczyć – dziwne. Zadając mi pytania odnośnie kontuzji był dociekliwy i twardy, a jego wzrok nie pozwalał mi się skupić. Teraz głos mu złagodniał i nawet nie odwrócił twarzy w moją stronę.
     -Jasne – uśmiecham się lekko a chłopak podaje mi swoją komórkę, żebym wpisała numer.



_______


Złoty Severin, srebrny Gregor! Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo się cięsze. Chciałam też na podium Petera, ale nie będę narzekać, ponieważ o takim powrocie Schlierenzauer'a nawet nie marzyłam. 
Zaskoczone postacią skoczka? Czy może ktoś się domyślał? ;) 
Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii. Jeżeli czytacie, zostawcie po sobie komentarz, proszę, nawet nie wiecie jak to motywuje.
Do zobaczenia! 

czwartek, 12 lutego 2015

1.Nowhere to crawl and nowhere to hide

    Muzyka


Wisła, lipiec 2014


      Siedzę i płaczę. Jak dziecko. No, może nie zupełnie jak dziecko, bo nie zanoszę się wyciem i nie robię wokół siebie zbędnego zamieszania, ale łzy spływają strumieniami po moich policzkach, a ja nie mogę i na dobrą sprawę nie chce przestać. Podobno płacz oczyszcza człowieka, sprawia, że myślimy trzeźwo i racjonalnie. Może nie w chwili, gdy jesteśmy cali spuchnięci i zakatarzeni, ale po pewnym czasie. Płacz pomaga na spojrzeć na problem z innej perspektywy. Co prawda w moim przypadku innych perspektyw nie było, ale muszę pozbyć  się tego żalu, złości, smutku i innych ciężkich uczuć, a płacz był jedynym wyjściem. Zawsze uważałam, że płacz to oznaka słabości. W końcu ile ja mam lat, żeby mazać się jak dziecko? To przecież nic nie zmieni, moje problemy nagle nie wyparują, a życie nie zacznie toczyć się zupełnie inaczej. Jednak w tej chwili nie ma to dla mnie znaczenia.
     Więc siedzę i płaczę na ławce w parku o Bóg wie której godzinie. Wiem, że jest późno, tylko dlatego, że jest ciemno, a jest lipiec. Siedzę skulona, chowając głowę w ramionach, chociaż po tej stronie Wisły nikt nie chodzi. Wszyscy wybierają oświetlony deptak, który znajduje się po drugiej stronie rzeki, ale ja chcę uciec od wszystkich, więc ten brzeg wydaje się rozsądniejszy.  Czuję wibrację w kieszeni kurtki. Nie chce z nikim rozmawiać, więc ignoruję urządzenie i jeszcze bardziej przyciskam twarz do rąk.
     Co teraz? Co będę robić w życiu, skoro nie mogę robić jedynej rzeczy, którą kocham? Piłka jest dla mnie wszystkim. Naprawdę. Dużo osób uważa, że mam w sobie za dużo energii, dlatego latam jak głupia po boisku, ale ja to kocham. Dla mnie to nie jest tylko 20 dziewczyn uganiających się za jedną piłką. Dla mnie są to emocje, dyscyplina, samodoskonalenie się, ciężka praca, radość, walka, a przede wszystkim sposób na życie.  Pamiętam, że kiedy byłam mała, siadałam z dziadkiem na kanapie i oglądaliśmy razem mecze. Na początku wszystko musiał mi tłumaczyć „na chłopski rozum”, ale szybko załapałam o co chodzi. Wymienialiśmy się opiniami o meczach, zagrywkach, taktykach, transferach i drużynach. Wiem, że sam chciał zostać piłkarzem, ale jego rodzice kazali mu pracować. Zresztą, co się dziwić, w jego czasach żeby grać zawodowo trzeba było bardzo dużo szczęścia. Jemu się nie udało, ale mi tak. Gram w KS AZS Wrocław, a niedługo mam przenieść się do Niemiec. Miałam. Miałam przenieść się do Niemiec, bo przez tą cholerną kontuzje wszystkie plany legły w gruzach. Czuję, jak kolejna fala łez spływa mi po policzkach. Dziadek byłby ze mnie taki dumny. Odkąd nie ma go ze mną, każdy mecz jaki rozegram, każda bramka – jest dla niego. To on zaszczepił we mnie tą miłość, to dzięki niemu gram. Moi rodzice tego do końca nie pochwalają, ale przecież nie mogą mnie do niczego zmusić. Wiedzą, że i tak postawiłabym na swoim.
     Znowu wibracje. Kiedy im się to znudzi? Ignoruję telefon i podnoszę głowę. Wycieram twarz rękawem kurtki, ale to nic nie daje, skoro ciągle lecą mi łzy. Przeklinam w duchu to, że nie wzięłam chusteczek i opieram głowę na ramionach. Po raz kolejny zadaję sobie pytanie: co teraz? Nie zdążyłam nawet sobie odpowiedzieć, bo usłyszałam jak ktoś zatrzymuje się przy mojej ławce.
     - Wszystko w porządku?
     Normalnie nie zwróciłabym na to uwagi albo odburknęła coś pod nosem, ale pytanie zadane było po angielsku, więc podnoszę głowę lekko przecierając oczy, bo przez łzy cały świat mam zamazany. Oczywiście, że nic nie jest w porządku. Jakby było w porządku nie siedziałabym w lesie na ławce cała zapłakana.  Chłopak patrzy się na mnie wyczekująco, więc chyba oczekuje odpowiedzi. Potakuję ruchem głowy i znowu chowam twarz. Jemu chyba to nie wystarcza, bo siada obok i uważnie mi się przygląda. Słyszę tylko jego przyśpieszony oddech. Czyżby właśnie przerwał swój nocny jogging żeby popatrzeć na jakąś idiotkę, która siedzi sama i płacze?
     - Na pewno?
     -Tak.
    Wzrokiem staram się go przekonać co do odpowiedzi i mam nadzieję, że uwierzy i zostawi mnie w spokoju. Jednak on tylko lekko przechyla głowę w bok i podpiera się ręką o oparcie ławki.
     -To ma związek z tą ortezą na nodze?
     No brawo Sherlock’u, rozwiązałeś zagadkę! Co cię naprowadziło, kule leżące po drugiej stronie ławki?
     -Nic mi nie jest.
     Wycedziłam przez zęby. Może zrozumie aluzje i zostawi mnie w spokoju. Ostatnie czego potrzebuję, to rozmowa o tym cholerstwie na mojej nodze.
     -Przecież widzę. Inaczej nie siedziałabyś sama na ławce w lesie zanosząc się płaczem o 22.
     Już 22? Mam przerąbane, trenerka mnie zabije. Miało mnie nie być pół godziny, nie ma mnie już 3. Nic dziwnego, że telefon ciągle dzwoni. Powinnam chociaż napisać sms. Chociaż, nie muszę się jutro zrywać na poranne bieganie, więc co takiego może się stać?
     Chłopak patrzy na mnie uważnie. Dalej swoje?
     -Nie pomyślałeś, że może sprawia mi to przyjemność?
     Wycieram rękawem twarz, żeby zetrzeć łzy. Mam gdzieś, co sobie o mnie pomyśli. Przyszłam tu, bo chciałam być sama ze sobą, a on mi w tym przeszkadza.
     - Jak masz na imię?
     Patrzę się na niego zdezorientowana. Czy on nie rozumie co się do niego mówi? Ja wiem, że są ludzie którzy lubią pomagać innym itp., ale ja tego naprawdę nie potrzebuję, więc może z łaski swojej zajmiesz się swoim życiem?
     -Pola.
     Teraz to ja patrzę się na niego wyczekująco.
     -No więc Pola, widzę, że coś jest nie tak, a nie potrafię zostawić człowieka w potrzebie. Taki jestem z natury – tu lekko się uśmiecha, jakby chciał zdobyć moje zaufanie. Nie odwzajemniam gestu. Mam nadzieje, że zrozumie, że ja w potrzebie nie jestem. – Więc może oszczędzimy sobie tego wzajemnego przekomarzania się, skoro na pierwszy rzut oka widać, że masz jakiś problem? Inaczej nie siedziałabyś tu płacząc. Każdy ma dni, w które musi się wypłakać, ale zazwyczaj robi to w domu, a nie w ciemnym lesie, gdzie nie wiadomo co się może zdarzyć. Po prostu powiedz mi co się stało. Wiem, że mnie nie znasz, ale pozwól sobie pomóc.
     Prawdopodobnie wpatrywałam się w niego z buzią otwartą ze zdziwienia, ale miałam to gdzieś. Czy on oszalał?! Kto normalny by zwrócił uwagę, na jakąś zapłakaną dziewczynę? Jasne, każdy by się tylko spojrzał i poszedł dalej. No, może zaproponował chusteczki. Ale żeby zaraz wyjeżdżać mi z takim monologiem? Pozwól sobie pomóc! A nie pomyślałeś, że może ja nie chce pomocy? Może w tej sytuacji słowa nie są w stanie nic zmienić? Skąd ty się urwałeś człowieku? Nie wiem, które z tych pytań zadać mu najpierw. Cała ta sytuacja jest niedorzeczna. Ja tylko chce się wypłakać i przeżyć mój ból w spokoju, czy naprawdę o tak wiele proszę?
     -I tak nie zrozumiesz.
     Ostentacyjnie odwracam głowę w drugą stronę. Dla mnie rozmowa jest skończona. Ale on nie wstaje, ba, nawet nie spuszcza ze mnie wzroku.  Wznoszę oczy do nieba, chociaż wiem, że tam nie znajdę odpowiedzi.
     -Skąd wiesz?
     Patrzy się na mnie z taką powagą, że daje za wygraną. Nie mam siły na walkę. Nie teraz. On i tak nic nie zrozumie.
     -Jestem piłkarką. Zerwałam więzadła w kolanie i nie będę mogła już grać.
     Mówię to bardziej do siebie niż do niego. Muszę w końcu się z tym uporać. Zawsze uważałam, że dopóki nie powiem czegoś na głos, nie jest to prawdą. Robiłam tak ze wszystkim. To, że dziadek umarł przyznałam dopiero dzień po jego pogrzebie, kiedy siedziałam sama na jego kanapie oglądając mecz. To, że kochałam Adama powiedziałam dopiero, gdy wyjechał z Wrocławia. Taki mam sposób radzenia sobie z problemami. Przemilczeć, dopóki nie oswoję się z samą myślą. Dopiero potem przyznaję to na głos i wtedy zaczyna być to obowiązujące.
     Chłopak pochyla głowę i wpatruje się w swoje dłonie. Jego oddech już się unormował i panuje wręcz grobowa cisza. Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że nie zrozumie, że nie będzie wiedział jak mi pomóc. Chociaż muszę przyznać, ze dzięki niemu wyznałam to, co od dwóch dni spędzało mi sen z powiek, więc poniekąd mi pomógł. Zrezygnowana osuwam się na ławce tak, żeby położyć głowę na oparcie i wpatruję się w niebo pełne gwiazd.
     -Wiem, jak wielki ból psychiczny sprawiają kontuzje. O fizycznym nawet nie wspomnę. I możesz mi wierzyć, rozumiem cię, bo sam jestem sportowcem. Aż tak poważnej kontuzji jeszcze nie miałem, ale znam mnóstwo osób, które musiało się z tym zmierzyć. Wiem, że teraz wydaje się to sytuacją bez wyjścia, ale gdy spojrzysz na to z innej perspektywy może znajdziesz chociaż jedną pozytywną rzecz? - Na jego twarzy widzę nikły uśmiech. Stara się. Sama unoszę kąciki ust lekko w górę i staram się znaleźć tą inną perspektywę. Jak na razie nie wiem gdzie jej szukać. – Muszę wracać do hotelu, chociaż chciałbym ci udowodnić, że to nie koniec świata. Możesz być tu też jutro, tylko że 2 godziny wcześniej?
     Chłopak ściska lekko moje ramie i wstaje z ławki. Ja chyba też powinnam już iść. Ale jest jeszcze jedna sprawa, która nie daje mi spokoju.

     -Kim ty właściwie jesteś? 



___________

No i jedynka zawitała. Mam nadzieję, że Was zaciekawi. Z góry jestem wdzięczna za wszystkie komentarze, zwłaszcza te krytyczne,które pomogą mi się poprawić. Piszcie wszystko, co przyjdzie Wam do głowy.
Udało mi się choć trochę wprowadzić Was w uczucia bohaterki? 
Jestem też ciekawa, kim według Was, może być ten sportowiec...
Do zobaczenia! ;)



poniedziałek, 9 lutego 2015

Prolog


Nigdy nie czułem się zbyt dobrze w tłumie,
Z ludźmi wokół, gdy grają
Głośno hymny kultury gwałtu.
Surowe i dumne stworzenia wyją.


Wszystko, co kiedykolwiek zrobiłem jest ukryte

Przed naszymi czasami. Gdy jesteś blisko mnie
Kochanie, gdy gasisz światło i całujesz moje oczy,
przez chwilę mojego życia czuję się jak człowiek.

Ale nie wiem, czemu zsyłasz na mnie to piekło.
Całować czyjąś skórę, na której pojawiają się ciarki...
Poczuć twój ciężar w ramionach których nigdy nie użyję...



(...)

Są pytania, których nie mogę zadać.
Teraz w końcu najgorsze minęło.
Zobacz sposób w jaki się trzymasz,
Motasz się wewnątrz swojego ciała.

Wiem, że nienawidzisz tego miejsca,
Żadna część mnie nie będzie się kłócić.
Kochanie, powinniśmy uciec.

(...)

To wspaniałe uczucie, dziewczyno, 

Być samemu z tobą. *


_________


*- tekst piosenki Hozier - To be alone

Prolog za wiele nie mówi. Ktoś zainteresowany?