Wisła, lipiec 2014
Siedzę na łóżku i rozglądam się po pokoju. Naprzeciwko mnie,
pod ścianą znajduje się łóżko Marty. Pomiędzy jest szafka nocna zawalona
pustymi butelkami i podręcznymi rzeczami. Przy wejściu stoi stolik, a przy nim
krzesła, które służą nam po części za szafę, które jest zdecydowanie za mała,
żeby pomieścić nasze rzeczy. Spoglądam przez okno, przez które widać tylko
zarys gór spowitych mgłą. Nie mam co ze sobą zrobić. Dziewczyny są na porannym
bieganiu, trenerzy opracowują plan zajęć na dzisiaj a ja siedzę i kwitnę. Do końca obozu zostało jeszcze tyle czasu. Wisła
w lipcu jest naprawdę piękna, ale co mogę robić sama? Co prawda uwielbiam być
sama, ale gdybym chociaż mogła iść na długi spacer albo w góry. Z tą nogą
wszystko robię trzy razy dłużej niż normalnie.
Zrezygnowana kładę się na łóżku i wpatruję się w sufit. Nie
mam na siebie pomysłu. Chociaż… Ten skoczek nie może być tu bez powodu.
Przewracam się na brzuch i włączam laptopa. Po paru minutach wpisuję w
wyszukiwarkę nazwisko „Anders Fannemel”. Wyskakują mi jego zdjęcia i różne
portale o skokach. Z wikipedii dowiaduję się o nim podstawowych rzeczy, chociaż
to dość dziwny sposób na poznawanie ludzi. No cóż, jak jest osobą publiczną, to
chyba jest tego świadomy. Wchodzę na pierwszy lepszy portal o skokach i staram
się dowiedzieć, co on może robić w Wiśle. O proszę, letnia grand prix. Nic mi
to nie mówi. Domyślam się, że jakieś konkursy. Nigdy wcześniej nie
interesowałam się skokami. Oczywiście znam Adama Małysza, jego zna chyba każdy,
ale nie wiem nic o tej dyscyplinie. W
domu to zawsze tata oglądał skoki, a reszta z nas ograniczała się do obejrzenia
skoku Małysza i to by było na tyle.
Przeglądam program zawodów. Dzisiaj trening i kwalifikacje,
jutro drużynówka, pojutrze konkurs indywidualny. Zaraz chwila, drużynówka w
skokach? To możliwe? Szybko wpisuję w Google nurtującą mnie sprawę i
wszystkiego się dowiaduję. Czyli jednak jest to możliwe. Wracam do Andersa.
Włączam stronę z jego wynikami z poprzedniego sezonu. Nie znam się na tym, więc
za wiele mi te liczby nie mówią. Chyba nie był jednym z czołowych skoczków,
jego najlepszym miejscem było 4.
Zamykam komputer i z powrotem kładę się na plecach. Zamykam
oczy i, tak jak poradził mi chłopak, staram się spojrzeć na kontuzję z innej
perspektywy. Co dobrego może z tego wyniknąć? Znam się na piłce nożnej kobiet,
więc mogłabym zostać trenerką, zatrudnić się w klubie, albo zostać psychologiem
sportowym. Żadna z tych opcji nie wywołuje chociażby iskry radości. Od dziecka
chciałam grać, chciałam zdobywać gole i wygrywać mecze. Tak nagle mam usiąść i
oglądać mecze z trybun? Nie, dziękuję.
************
************
Wyjmuję z kurtki telefon i sprawdzam godzinę. 20:05 a jego
jeszcze nie ma. Jestem sama jak kołek nad rzeką na skraju lasu. Czekam na
chłopaka w tym samym miejscu co wczoraj, z dala od ciekawskich spojrzeń
przechodniów. Czasami zdarza się, że ktoś przejedzie rowerem, jednak są to
równie zbłąkane osoby jak ja wczoraj. Kto normalny zapuszczał by się na drugi
brzeg, w las i nieoświetlone dróżki, kiedy po tamtej stronie jest piękny deptak
z dojściem do rzeki i bardzo jasnym oświetleniem?
Zaczynam bębnić
palcami o ławkę. Głupio zrobiłam, że tu przyszłam. Co z tego, że Anders też był
sportowcem, to wcale nie znaczy że znajdziemy wspólny język. Zwłaszcza, że wczoraj
chciałam żeby jak najszybciej zostawił mnie w spokoju, a dzisiaj z własnej woli
przyszłam na spotkanie. Chyba dlatego, że przez cały dzień umierałam z nudów.
Po śniadaniu cała drużyna poszła na halę na trening, a ja siedziałam w hotelu.
Po obiedzie spędziłyśmy trochę czasu razem, ale później dziewczyny poszły na
marszobieg, a ja znów kwitłam sama w pokoju. Wyjście wydawało się najlepszą
opcją, a że dochodziła 19, postanowiłam dokuśtykać się do lasu. No i siedzę na
tej ławce jak ostatnia sierota, z ortezą na lewej nodze i kulami opartymi obok,
a jego nie ma. To bezsensu. Powinnam już dawno sobie pójść, jednak perspektywa ponownego
przemierzania całej trasy spod hotelu Gołębiewskiego do hotelu Bawaria jakoś
mnie nie pociąga. Zamiast tego osuwam się na ławce i kładę głowę na oparciu
zamykając oczy. Wsłuchuję się w odgłosy lasu. Słyszę tylko ptaki gdzieś daleko
i ludzi spacerujących po drugiej stronie rzeki. Wciągam głęboko powietrze i
powoli je wypuszczam. Mogłabym tu spędzić całe życie. Wisła jest cudownym miastem.
Panuje tu taki spokój i cisza, jeszcze nigdzie się z tym nie spotkałam. Lubię
tu przebywać. Jest to nasz trzeci obóz kondycyjny w tym mieście i oby nie
ostatni. Chociaż mi to różnicy robić nie powinno, jeżeli będę przyjeżdżać, to
już nie jako zawodniczka. Czuję rosnącą gulę w gardle i zaciskam dłonie na
ławce. Cholera, jak ja będę teraz żyć?
- Przepraszam za spóźnienie.
Momentalnie siadam prosto i otwieram oczy. Przestraszyłam
się, nie wiem, jak chłopak podszedł tutaj tak cicho. Chyba to zauważył bo posyła
mi ciepły uśmiech i ostrożnie siada obok. Opadam na ławkę i patrzę prosto przed
siebie. Przez chwilę panuje cisza i czuję się niezręcznie. Skoczek cały czas
nie spuszcza ze mnie wzroku.
- Chciałeś porozmawiać.
Rzucam od niechcenia i przenoszę wzrok na chłopaka.
Wczoraj było ciemno, do tego moje
widzenie świata było trochę zaburzone, więc tak naprawdę nie wiedziałam, jak
wygląda. Jasne, widziałam zdjęcia na Internecie, ale wiadomo, jak bardzo różnią
się one od rzeczywistości. Na oko Anders był mniej więcej mojego wzrostu, co
dziwne, bo mam ledwo ponad 160cm. Blondyn, niebieskie oczy, typowy Norweg. Miał
na sobie granatowe jeansy i niebieską koszulkę oraz kurtkę przewieszoną przez
ramię. Pewnie podczas konkursów musi chodzić cały obwieszony w logach sponsorów.
-Pomóc. Chciałem pomóc.
Śmieję się w duchu. Patrzcie państwo, rycerz na białym
koniu!
-Mówiłam Ci, że nie potrzebuję pomocy.
Znów patrzę prosto przed siebie. Świdrujący wzrok skoczka
nie pozwala mi się skupić.
-A jednak tu jesteś – chłopak uśmiecha się pod nosem, bo
wie, że ma rację. – Skoro nie potrzebujesz pomocy, to co tu robisz?
Patrzy się na mnie z tym bezczelnym uśmiechem i wiem, że
jakby tylko mógł, to krzyknął by coś w stylu „mam Cię!”. Taka prawda, mam mnie.
Bo co ja tu właściwie robię, skoro nie przyszłam porozmawiać? Jeżeli chciałam
posiedzieć nad rzeką, mogłam zrobić to naprzeciwko swojego hotelu. Przez chwilę siedzimy w ciszy. Chłopak schyla
się i podnosi kamyk z ziemi po czym delikatnie wrzuca go do wody.
-Nie wiem, co tu robię – postanawiam przerwać denerwującą
mnie ciszę. –Już trzeci dzień siedzę sama w hotelu i mam tego serdecznie dosyć.
A do domu wrócić nie mogę, bo zwariuję.
Przenoszę wzrok na skoczka. Siedzi pochylony i wpatruje się
w rzekę. Po jaką cholerę ja mu to wszystko mówię? Powinnam jak najszybciej
wrócić do hotelu. Chwytam kule i szykuję się do wstania. Anders natychmiast
kładzie mi rękę na kolanie.
-Zostań - mówi to tak
zdecydowanym głosem, że od razu odkładam kule i siadam prosto jak struna.
–Wiem, że wydaje Ci się to bez sensu. Po co masz zwierzać się komuś obcemu?
Komuś kogo widzisz pierwszy i być może ostatni raz w życiu? – Przez chwilę
przeszywa mnie swoimi niebieskimi tęczówkami i z powrotem zatapia wzrok w
rzece. – Wiesz, obca osoba może ci najbardziej pomóc. To dlatego ludzie chodzą
ze swoimi problemami do psychologa, a nie kolegi z pracy, czy drużyny. Znajomi
nie będą chcieli cię zranić. Obcym jest to obojętne, ponieważ mają ci pomóc, a
nie przejmować się tym, czy poczujesz się urażona. Dzięki temu, że się nie znamy, wiesz, że to
co powiesz jest u mnie bezpieczne, bo niby po co mam przekazywać komuś
informacje o kimś, kogo tak naprawdę nie znam?
Na jego twarzy widzę skupienie. Jestem ciekawa, czy mówi to
każdej zapłakanej osobie, czy dopiero teraz na to wpadł. Chociaż i to nie robi
mi zbyt dużej różnicy, ponieważ Anders po raz kolejny ma rację. Nie porozmawiam
o tym z osobami z klubu, bo oni nie powiedzą mi, co robić. Powiedzą, że być
może jest jeszcze cień szansy, żebym nie traciła nadziei, kiedy ja wiem, że tego
już nie ma. Klamka zapadła, już nigdy nie zagram i nic tego nie zmieni. Żadne
słowa, rehabilitacja czy operacje. Skoczek chce mi pomóc w wyborze co dalej i
pogodzeniu się z tą informacją, nawet jeżeli sprawia mi to niemiłosierny ból,
podczas gdy znajomi chcą sprawić, żebym poczuła się lepiej zaszczepiając we
mnie cząstkę nadziei.
-Co mam ci powiedzieć? – mówię jakby z wyrzutem, ponieważ
naprawdę nie wiem, czego ode mnie oczekuje.
-Dlaczego tak bardzo boisz się rzucenia piłki? Wiem, ze do
tej pory było to twoje całe życie, nie musisz mi tego tłumaczyć. Ale kiedyś i
tak przyszedłby czas, w którym odwiesiłabyś korki na słupek i musiała robić coś
innego. Więc co ci to robi za różnicę, czy zrobisz to teraz czy za parę lat?
Patrzy na mnie i widzę po jego oczach, że naprawdę go to
nurtuje.
-A dlaczego ty nie rzucisz teraz skoków? – zadanie pytania
wydaje mi się najlepszym wyjściem, bo nie mam pojęcia jak odpowiedzieć.
-Sytuacja mnie do tego nie zmusza.
-I tak będziesz musiał to zrobić. Prędzej czy później. Więc
dlaczego nie teraz? –teraz to ja patrzę się na niego z niemym pytaniem w
oczach, a on nie wie jak odpowiedzieć.
-Mam przed sobą jeszcze dobrych parę lat i parę nagród do
zdobycia. Będę skakać, dopóki zdrowie będzie mi na to pozwalać, a później
zacznę trenować juniorów albo kadrę – siada bokiem na ławce, przodem do mnie,
kładąc rękę na oparciu. –Widzisz różnicę? Dopóki będę mógł będę skakał. A jak
przyjdzie czas zostawić narty, to zrobię to. Już teraz jestem pogodzony z tym,
że kiedyś taki czas nadejdzie. Dla ciebie już nadszedł, a nadal z tym walczysz.
-Już nie walczę – obracam twarz w jego stronę i staram się
skupić patrząc w jego oczy. – Przegrałam. Nie pogodziłam się z tym, kiedy był
na to czas i dlatego przegrałam.
Na mojej twarzy pojawia się nikły, ironiczny uśmiech. Widzę,
że Anders nad czymś intensywnie myśli i tylko czekam aż zada pytanie.
-Co zrobiłaś?
-Byłam głupia – skoczek unosi brew, a ja wiem, że jak powiem
mu jeszcze trochę ogólników to wyląduje w Wiśle. – Kolano bolało mnie już jakiś
czas przed obozem, ale nic nie mówiłam, bo nie chciałam pauzować, nie podczas
treningów kondycyjnych. Poza tym, ból pojawiał się tylko co jakiś czas, gdy
kucałam i wchodziłam po schodach, więc uznałam, że to nic wielkiego –
wzruszyłam ramionami podkreślając swoje słowa. – Ot, zwykłe przetrenowanie. 3
dni temu miałyśmy pierwszy trening siłowy i wtedy to się stało. Za duże
obciążenie, za szybko robiłam przysiady, więzadła nie wytrzymały. Miałam już
jedną operację, po powrocie do domu prawdopodobnie czeka mnie druga - Anders
kiwa głową, okazując zrozumienie. – Lekarz powiedział, że musiały być
nadwyrężone, dlatego tak łatwo się zerwały – śmieję się gorzko tłumiąc łzy.
- Od razu było wiadome, że już więcej nie zagrasz… - nie
jestem pewna, czy mówi to do siebie czy do mnie, więc siedzę cicho, czekając na
dalszy ciąg. –Przynajmniej się czegoś nauczyłaś. Sportowcy nigdy nie powinni
ignorować bólu. Nigdy – podkreślając ostatnie słowo, unosi lekko brwi. –Będziesz
mogła tego uczyć innych. Skończyłam karierę w wieku dwudziestu paru lat, bo
zignorowałam ból w kolanie – uśmiecha się. – I co teraz? Fizjoterapia?
Psychologia? A może chcesz trenować?
Wzdycham głęboko i kładę głowę na oparciu ławki.
-Nie wiesz – krótko stwierdza. Czy ja naprawdę jestem aż tak
przewidywalna? Cokolwiek by nie powiedział Anders , jest to prawdą. Powoli
zaczyna mnie to irytować. Czyta mnie, jak otwartą księgę. –Spokojnie, masz
jeszcze czas żeby wybrać. Pomoże Ci w tym klub, rodzina, chłopak, jeżeli masz –
rzucam mu krótkie spojrzenie i już wiem, co zaraz powie. – Już nie masz.
-Innym razem.
Znowu siedzimy w ciszy. Tym razem to ja rzucam kamyki do
rzeki a skoczek bębni palcami o ławkę.
-Wiesz, jutrzejszy konkurs jest wieczorem, więc jeżeli rano
też będziesz się nudzić, możemy się zobaczyć – dziwne. Zadając mi pytania
odnośnie kontuzji był dociekliwy i twardy, a jego wzrok nie pozwalał mi się
skupić. Teraz głos mu złagodniał i nawet nie odwrócił twarzy w moją stronę.
-Jasne – uśmiecham się lekko a chłopak podaje mi swoją
komórkę, żebym wpisała numer._______
Złoty Severin, srebrny Gregor! Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo się cięsze. Chciałam też na podium Petera, ale nie będę narzekać, ponieważ o takim powrocie Schlierenzauer'a nawet nie marzyłam.
Zaskoczone postacią skoczka? Czy może ktoś się domyślał? ;)
Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii. Jeżeli czytacie, zostawcie po sobie komentarz, proszę, nawet nie wiecie jak to motywuje.
Do zobaczenia!
Fannomenalnie :D robi się mega ciekawie *. * / @Siatkowkowe
OdpowiedzUsuńFannemel był jednym z moich 'podejrzanych' haha :D swietnie, ze to właśnie On. Czekam na dalsze rozwiniecie. Życzę dużo weny! /@sloutomlinson
OdpowiedzUsuńRozdział przecudowny. Nawet nie wyobrażasz sobie mojej reakcji, kiedy przeczytałam, że tym chłopakiem jest Anders, którego ubóstwiam.
OdpowiedzUsuńTa historia jest taka magiczna, wyjątkowa.. i jeszcze Wisła w tle. Faktycznie, wspaniałe miasto. W te wakacje tam będę, więc pewnie wszystko będzie mi się kojarzyło z twoim opowiadaniem.
Z niecierpliwością czekam na kolejne spotkanie Poli z Fannemelem :D
Do następnego, buziaki i dużo weny! :**
Staram się przekazać jak najwięcej z tego, co pamiętam z Wisły, ale nie wiem, czy do końca mi się to udaje. Pewnie w te wakacje niektóre miejsca też będę widzieć tylko pod kątem Poli i Fannemela ;)
UsuńDziękuję! :*
Niech Pola nosi moje imię jako swoje drugie bo będę zazdrosna hehe :P
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie, bardzo dobrze Ci idzie!
Jesteś świetna :)
Dziękuję, staram się ;)
UsuńJestem i ja!
OdpowiedzUsuńGdzieś w podświadomości miałam nadzieję, że to będzie Anders. Pasuje mi na takiego, co tylko łazi i każdemu tyłek zatruwa, bo chce pomóc :P No i się nie zawiodłam!
Ich spotkania są niesamowite, takie przesiąknięte tajemnicą... Ale w tym samym czasie nie, bo Pola chociaż trochę otworzyła się przed chłopakiem.
Nie mogę się doczekać ich kolejnego spotkania!
Weny :*
[thislovecameback]
Jak tylko zdecydowałam się na Norwegów, od razu wiedziałam, że to będzie Anders, bo nikt inny nie pasował mi na kgoś takiego. Po nim to od razu widać, że cały świat chciałby zbawić :D
UsuńDziękuję:*
Że skoczek to się domyśliłam ale że Fannemel, to nigdy :D stawiałam szybciej na Velte albo Schlierenzauera :D cieszę się, że jednak mnie zaskoczyłaś :)
OdpowiedzUsuńWiem co to znaczy kontuzja. U mnie to kręgosłup i nie da się w żaden sposób obejść.. Więc trzymam kciuki i jestem ciekawa co dalej będzie :)
Pozdrawiam
Nad Veltą też się zastanawiałam, ale jednak Fannemel bardziej pasuje do tego typu osobowości.
UsuńU mnie właśnie kolana, dlatego jest mi trochę łatwiej opisać to, co czuje Pola.
Dziękuję
Nigdy nie doznałam żadnej poważniejszej kontuzji, ale doskonale można wczuć się w to, co czuje Pola, bo Ty odwalasz kawał dobrej roboty, by to dokładnie opisać.. To jest świetne, naprawdę.
OdpowiedzUsuńFannemel to taka słodka osóbka chętna do pomocy innym i coś mi się wydaje, że z jego pomocą Pola zacznie patrzeć z jakimś lepszym nastawieniem na to co ją spotkało i zacznie żyć :)
Świetny rozdział, brawo! ;*
Dziękuję! Miło mi się czyta takie komentarze jak Twój, są bardzo motywujące. Opisywanie uczuć Poli jest dla mnie najcięższą rzeczą, więc cieszę się, że mi to wychodzi ;)
UsuńDziękuję jeszcze raz :*
Hm, podtrzymuję to, co mówiłam o zerwanych więzadłach.
OdpowiedzUsuńAle to co powiedział Anders (bo, tak! to jest o Fannisku! <3) było bardzo mądre, o tym zwierzaniu się obcym osobom.
I co z niego taki filozof, hm? Kiedy on się taki mądry zrobił, no?
Nie powiem, robi się ciekawie.
Buziak, E_A