Wrocław, sierpień 2014
Otwieram oczy i wpatruję się w sufit. Do Wrocławia wróciłam
wczoraj około południa, ale po rozpakowaniu się od razu poszłam spać. Dzisiaj
czeka mnie wizyta u lekarza i jedna z ważniejszych decyzji mojego życia: co
dalej? Najchętniej wcale nie wstawałabym z łóżka. Znajduje się na środku mojego
pokoju, naprzeciwko drzwi do łazienki. Po prawej jest wbudowana w ścianę szafa,
a po lewej biurko, telewizor i drzwi wejściowe. Meble w odcieniu ciemnego brązu
kontrastują z beżowymi ścianami. Te kolory mnie uspokajają, nie wiem dlaczego.
Pokój jest dla mnie oazą, odcięciem od całego świata, czego dzisiaj potrzebuję
najbardziej. Odruchowo sięgam po telefon, jednak z powrotem odkładam go pod
poduszkę. Nie chce wiedzieć, która godzina. Chcę, żeby czas zatrzymał się w
miejscu, żebym resztę życia mogła spędzić leżąc pod kołdrą. Gdzieś głęboko w
mojej podświadomości odzywa się głos, mówiący mi, że bardziej niż godziny, boję
zobaczyć się braku nowych wiadomości. Staram się go uciszyć ze wszystkich sił,
jednak ciągle słyszę jego echo. Zirytowana wstaję i kuśtykam do szafy. Wyciągam
pierwszy lepszy t-shirt i szorty po czym udaję się do łazienki. Nic nie działa
na mnie tak, jak zimny prysznic z rana.
Po wyjściu z wanny czuję się jak nowo narodzona. Mam siłę
żeby zmierzyć się z lekarzami i wyborem co dalej. Z satysfakcją ciskam piżamę
na łóżko i nakładam stabilizator. Wyciągam telefon spod poduszki i odblokowuję
go. „Big day, huh?” – na mojej twarzy mimowolnie pojawia się uśmiech. „Skype
wieczorem?” odpisuję Andersowi i wkładam komórkę do tylnej kieszeni. Biorę kule
i wychodzę z pokoju.
-Już miałam iść Cię budzić – uśmiecham się lekko i idę za
mamą w kierunku kuchni. Dochodzi 12, co oznacza, że czas zbierać się do
lekarza. Siadam przy stole i posłusznie jem kanapki, które mama musiała mi
wcześniej przygotować. Czuję się przez to jak małe dziecko, ale nic nie mówię,
żeby nie sprawić jej przykrości. Wiem, że przeżywa to wszystko tak samo jak ja.
Jedyną różnicą jest to, że ona cieszy się, że nie będę już biegać za piłką
tylko zacznę faktycznie coś robić. Nie mogę jej za to winić, w końcu jest
odnoszącym sukcesy tłumaczem, a tata ma własną firmę. Zawsze oczekiwali ode
mnie tego, że wybiorę sobie zawód i będę się w nim kształcić. Nigdy nie
przeszło im przez myśl, że mogę wybrać karierę sportową. Dla nich zawsze było
to tylko hobby, coś, co robię dlatego, że nie chce mi się uczyć. Nie pamiętam,
żeby kiedykolwiek cieszyli się z mojego wygranego meczu czy bramki tak, jak
cieszyli się z sukcesów w szkole. Wiem, że nie powiedzą tego na głos, ale mieli
nadzieję, że po śmierci dziadka rzucę piłkę. Nie spodziewali się, że od tego
wydarzenia jeszcze bardziej ją pokocham i się w nią zaangażuje. Przeżywają to,
że nie mogę już grać nie dlatego, że moja kariera legła w gruzach, ale dlatego,
że w końcu pójdę na studia i zdobędę wykształcenie. Chyba już zawsze będę miała
do nich żal, że nie wspierali mnie tak jak dziadek. Teraz już nawet nie mają
szansy żeby to zmienić.
Odsuwam od siebie pusty talerz i kładę głowę na oparciu
krzesła. Cała moja energia uleciała jak za dotknięciem magicznej różdżki. Wiem,
co powie mi lekarz, a mimo wszystko łudzę się, że będzie inaczej. Zamiast
podsycać nadzieję, że wszystko będzie dobrze, powinnam już dawno zająć się
wyborem przyszłej ścieżki życiowej.
-Pola, chodź już – mama ściska moje ramie i bierze torebkę.
Szybko sprawdza czy ma klucze i dokumenty po czym idzie do drzwi. Wypuszczam
głośno powietrze i podnoszę się z krzesła. Biorę kule i wychodzę za mamą z
mieszkania. Czekam na windę podczas gdy ona zamyka dom. Po chwili winda
przyjeżdża i zjeżdżamy na parking. Całą drogę do lekarza spędzamy w ciszy.
W końcu dojeżdżamy na miejsce. Przed wyjściem z samochodu
mama ściska moje ramie.
-Wszystko się ułoży, zobaczysz - na mojej twarzy pojawia się
nikły uśmiech. Zapomniała dodać, że ułoży się tak, jak ona by tego
chciała.
Bębnię palcami w krzesło w poczekalni. Moje zdenerwowanie
udzieliło się wszystkim w pomieszczeniu: mama chodzi z kąta w kąt, a
recepcjonistka nerwowo stuka w klawiaturę i przerzuca kartki notatnika. Wyjmuję
telefon z tylnej kieszeni spodni. „Ale się denerwuje. Wszystko będzie dobrze!”
– Marta. Przewracam oczami i chowam komórkę. Wiem, że cała drużyna się
stresuje, ale już dawno wszyscy przestali wierzyć w to, że jeszcze zagram. Nie
oszukujmy się, prognozy od samego początku były złe. Po co podtrzymywać
nadzieję?
-Pola Antczak? – kiwam twierdząco głową. – Zapraszam do gabinetu.
***********
-Anders, nie chce o tym teraz rozmawiać – kładę głowę na
oparciu krzesła i zamykam oczy. Ile można?
-A kiedy będziesz chciała? Przestań pieprzyć i weź się w
garść bo zachowujesz się jak małe dziecko. Nikt za ciebie tej decyzji nie
podejmie, co najwyżej możemy ci pomóc. Ale żeby pomóc trzeba rozmawiać a nie
wywracać oczami i uciekać od tematu! - szczęka
opada mi ze zdziwienia. Nie pamiętam, żeby Anders kiedykolwiek tak do mnie
mówił. Jasne, wściekał się na mnie, ale jeszcze nigdy nie krzyczał. –Przepraszam. Po prostu mam dosyć twojego
zachowania. Ile można, Pola?
Chyba zauważył moje zdziwienie i zreflektował się, że
krzykiem niczego nie osiągnie. Wzruszam bezradnie ramionami i razem z laptopem
przenoszę się na łóżko. Skoczek również układa się na wpół-leżąco i przeczesuje
dłonią włosy. Widzę, że nad czymś się zastanawia, ale wiem, że nie powie mi o
niczym dopóki wszystkiego nie dopracuje.
-Jak w Norwegii? –zmieniam temat. Anders kręci głową, ale w
końcu na jego twarzy pojawia się nikły uśmiech.
-Po staremu – sięga po butelkę z wodą i upija spory łyk. –
Chce zrobić remont. Chyba w końcu dojrzałem do zmian – mówiąc to patrzy prosto
na mnie. Przez skype nie ma pożądanego efektu, ale wiem, że nie chodzi mu tylko
o mieszkanie.
-Jak dużych zmian? Przemeblowanie, czy zupełnie nowy
wystrój?
-Wszystko od nowa. Einar już powiedział, że mnie przygarnie
na ten czas – uśmiecham się. Też chciałabym mieć rodzeństwo, które pomagałoby
mi bez względu na wszystko.
-Odważnie. Na pewno tego chcesz? – teraz to on się uśmiecha
utwierdzając mnie w przekonaniu, że nie mówimy tylko o remoncie.
-Czas najwyższy – na chwilę znika z pola widzenia kamery,
żeby zaraz powrócić z paczką ciastek. – Mam nadzieję, że nie jesteś głodna –
nie odpowiadam, tylko kręcę głową z niedowierzaniem. Jak to możliwe, że ciągle
je, a jest taki drobny? – A wracając do dzisiejszego tematu numer jeden, co ci
dokładnie powiedział ten lekarz?
Wiedziałam że nie odpuści. Głośno wypuszczam powietrze i
kładę się na plecy.
-Za dwa tygodnie mam operację. Jeszcze jedna rekonstrukcja
wiązadeł czy coś podobnego. Nie wiem, przestałam go słuchać od razu po tym, jak
powiedział, że o grze mogę zapomnieć.
-Pola…
-Co, Anders? No co? – podnoszę się tak, żeby go widzieć.
Wpatruje się w ekran trzymając ciasto w połowie drogi do ust. Dobrze, że nie ma
go teraz przy mnie, bo nie wytrzymałabym widoku tych jego niebieskich oczu. –
Co mam Ci powiedzieć? Dla mnie najważniejsze było to czy zagram. Jak tylko
powiedział, że nie ma na to szans i że jak spróbuję to mogę kuleć do końca
życia, przestałam go słuchać. Bo po co? Co mi po tym, że dowiem się co mi
wstawią w kolanie? Nie zmieni to tego, że grać nie będę.
-Możesz na chwilę przestać myśleć tylko i wyłącznie o grze?
Powinno ci robić różnicę, czy…
-Ty chyba żartujesz! –wchodzę mu w słowo. Nie wierzę, że to
powiedział. –Myślałam, że mnie znasz, najwyraźniej się myliłam. Piłka jest
całym moim życiem. Nie mogę i nie chce przestać o niej myśleć, rozumiesz?
Zawsze będzie dla mnie na pierwszym miejscu, zawsze – specjalnie podkreślam słowo
„zawsze”. Widzę, że chłopak odkłada ciastka i siada prosto. To nie może się
dobrze skończyć.
-Pola, do cholery, nie będziesz już grać. NIE BĘDZIESZ,
słyszysz? – oczy mimowolnie zachodzą mi łzami, czego Anders nie widzi, albo nie
chce zobaczyć, bo ciągnie dalej. – To ty w końcu zrozum, że piłka w twoim życiu
właśnie się skończyła. Jasne, możesz chodzić na mecze, oglądać, kibicować, ale
grać nie będziesz. Więc może dla własnego dobra przestań w końcu mówić o tym,
jaka to jest dla ciebie ważna i znajdź coś, co będzie ważniejsze? Bo z takim
nastawieniem nigdy niczego nie znajdziesz, niczego nie wybierzesz. Miałaś już
wystarczająco dużo czasu na to, żeby pogodzić się z odwieszeniem korków na
słupek. Od samego początku wiedziałaś, że twoja kariera jest już przekreślona,
więc przestań zachowywać się jakby to była jakaś nowość. Obudź się wreszcie!
-Myślisz, że to takie łatwe? – teraz smutek zastąpiła złość.
–Gram odkąd pamiętam! To jest część mnie, część mojego życia. Jak ja mam się ot
tak pogodzić z tym, że to koniec? Potrafiłbyś teraz odłożyć narty już na
zawsze? Już nigdy nie oddać ani jednego skoku? Nie trenować razem z całą
drużyną, jeździć na zawody żeby je z boku obserwować? Potrafiłbyś? – patrzę na
niego oczekując na odpowiedź. Skoczek jednak milczy, co doprowadza mnie do
białej gorączki. –Odpowiedz mi, Anders –mówię przez zaciśnięte zęby.
-Już raz dałem ci na to odpowiedź – odzywa się spokojnym
głosem, a ja się cała gotuję w środku. –Powiedziałem ci, że jestem pogodzony z
tym, że kiedyś będę musiał rzucić narty w kąt i zająć się czymś innym. Mówiłem
ci nawet co chcę robić, więc po co po raz kolejny zadajesz mi to pytanie? –jego
stoicki spokój wprowadza mnie w jeszcze większą złość.
-Jesteś pogodzony z tym, że kiedyś się to stanie. A co gdyby
stało się teraz, dziś czy jutro? Co, gdyby podczas tego remontu spadła ci na
nogę puszka z farbą i szlag by trafił twoją karierę skoczka?
-Tego mi życzysz? –w jego głosie zabrzmiała jakaś dziwna
nuta. Nie był to już spokój jak wcześniej, ale nie był też zły.
-Tego nie powiedziałam. Chcę, żebyś postawił się w mojej
sytuacji.
-Nie musiałaś mówić, wystarczy, że pomyślałaś.
-Anders…
-Nie, Pola – teraz to on wchodzi mi w słowo. –Nie postawię
się w twojej sytuacji, bo okoliczności mnie do tego nie zmuszają. Jak nadejdzie
czas, to przestane skakać. I tyle. Na razie mogę, więc to robię. A to, że ty
nie potrafisz zrozumieć tego, że sport to tylko sport to nie moja wina. Myślisz
że skoki nie są dla mnie wszystkim? Myślisz, że ja nie skacze od zawsze? Nikt
ci nie każe porzucić piłki całkowicie. Możesz nadal oglądać mecze, chodzić na
treningi, jeździć na zgrupowania. Nie możesz tylko grać. Jakbyś faktycznie to
kochała, znalazłabyś jakiejś wyjście, jakieś światełko w tunelu. Ty nic nie
robisz, tylko siedzisz i się nad sobą użalasz. To nic nie zmieni. Najwyższy
czas zrobić rekonesans, dowiedzieć się, co możesz robić, wybrać jedną rzecz i
się jej poświęcić. Nikt ci nie każe wybierać czegoś zupełnie niezwiązanego ze
sportem! Masz pełne pole do popisu a mimo to siedzisz i się dąsasz.
Przepraszam, ale ktoś w końcu musi powiedzieć ci prawdę, a nie bawić się jak z
dzieckiem. Nie masz już 10 lat, nikt ci nie powie, żebyś wybrała to a nie
tamto. Czas podjąć decyzję a nie siedzieć bezczynnie.
Zaczynam liczyć po cichu do 10. Nie chcę znowu wybuchnąć,
mam już dosyć tej rozmowy. Wciągam głęboko powietrze i powoli wypuszczam.
-To wszystko co masz mi do
powiedzenia? -mówię już spokojnie,
chociaż ręce nadal mam zaciśnięte w pięści.
-Jeżeli liczyłaś na to, że
powiem ci jaka jesteś biedna i jaki to świat jest niesprawiedliwy to chyba
jednak mnie nie znasz – patrzy prosto w ekran komputera, jednak jego wzrok jest pusty.
-Chyba jednak nie –mówię
pozbawionym emocji głosem i z hukiem zamykam laptop.
________________
W końcu jest! Przepraszam, że tak dlugo musieliście czekać, ale 2 klasa liceum z rozszerzonym polskim i historią to nie bułka z masłem. Zresztą, jak miałam wenę, to nie miałam komputera i odwrotnie. Teraz wakacaje i w końcu całymi dniami mogę pisać i nadrabiać zaległości w czytaniu.
Liczę na wasze szczere komentarze, bo przez te pare miesięcy wyszłam nieco z wprawy. Nie do końca leży mi ten rozdział, ale nie oceniam, zostawiam to wam.
Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam małe wtrącenie po angielsku. Od czasu do czasu będą się takie pojawiać, ponieważ niektórych rzeczy nie da się prztłumaczyć tak, by zachowały swój wydźwięk.
Pozdrawiam! :)
Ps. Dopiero teraz zauważyłam, że nie odpowiedziałam na żaden (!) komentarz pod poprzednim rozdziałem. Przepraszam, wszystkie oczywiście czytam. Na pewno się poprawię ;)
Ps. Dopiero teraz zauważyłam, że nie odpowiedziałam na żaden (!) komentarz pod poprzednim rozdziałem. Przepraszam, wszystkie oczywiście czytam. Na pewno się poprawię ;)