Klingenthal, listopad 2014
Leżę na łóżku i wpatruję się w zegar wiszący na ścianie.
Wskazówki przesuwają się w żółwim tempie. Anders o 10 poszedł na odprawę
techniczną i jeszcze nie wrócił, a dochodzi 11. Chyba zwiędnę w tym pokoju.
Całe skrzydło hotelu jest wymarłe, bo wszystkie ekipy wyszły, więc nawet nie
mam z kim porozmawiać. Przeszło mi przez myśl, żeby iść na siłownie i zaliczyć
dzisiejszą sesję rehabilitacyjną, ale nie powinnam tego robić sama. Przewracam
się na drugi bok i wchodzę na pierwszy lepszy portal o skokach. Trochę czasu
już minęło, odkąd poznałam Andersa i resztę Norwegów, ale nadal czuję, że za
mało wiem o ich dyscyplinie. Czytam uważnie listę startową kwalifikacji i
przeglądam sylwetki najlepszych skoczków. Nie chcę palnąć żadnej głupoty na
wstępie. Ostatni skakać będzie Stoch – polska duma narodowa i najlepszy skoczek
minionego sezonu. No cóż, Kryształowa Kula i 2 złota olimpijskie mówią same za
siebie. Nie zdążyłam go jeszcze oficjalnie poznać. Tak naprawdę, nawet nie
miałam kiedy. Do Klingenthal przyjechałam dopiero wczoraj po południu i od
tamtej pory praktycznie nie ruszałam się z pokoju. Co prawda nie poruszam się
już o kulach, jednak mój stosunek do poznawania nowych osób się nie zmienił,
więc wolę zostać tu, gdzie czuję się w miarę bezpiecznie.
Wbijam spojrzenie w sufit i powoli wypuszczam powietrze.
Myślę o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie w ciągu ostatnich kilku
miesięcy. Czasami mam nieodparte wrażenie, że po poznaniu Andersa stałam się
zupełnie inną osobą. Jeszcze do niedawna
nie miałam żadnych znajomych poza drużyną i ciągle żyłam niespełnioną, młodzieńczą
miłością. Do tego, poza piłką, nic dla mnie nie istniało. Teraz poznaję coraz
więcej ludzi i coraz lepiej się przy nich czuje. Nadal stresuje się tym, że nie
będę miała zbyt wielu tematów do rozmowy, jednak powoli wychodzę poza swoją
komfortową strefę. Anders pokazał mi zupełnie inny świat. Świat, który nie musi
kręcić się tylko i wyłącznie wokół uprawianego sportu. Pomimo świadomości, że nie będę już mogła grać profesjonalnie,
wiem, że nie mogę się poddawać. Zamiast się załamywać, skupiam się na jak
najszybszym powrocie do pełnej sprawności. Już nie mogę się doczekać treningu z
piłką. Jak wszystko dobrze pójdzie, za
niecały miesiąc powinnam móc normalnie trenować, a potem już tylko patrzeć jak
przeprowadzę się do Niemiec. Uśmiecham się na samą myśl o najbliższej
przyszłości. Gdyby nie norweski skoczek, pewnie nadal byłabym załamana i uległa
namowom rodziców. To, że spotkałam go wtedy w Wiśle, że nie odtrąciłam go tak,
jak to robię ze wszystkimi, było jedną z lepszych rzeczy jaka mnie w życiu
spotkała. I chociaż czasami nachodzą mnie wątpliwości co do nas, nie potrafię
wyobrazić sobie życia bez najlepszego przyjaciela.
Zamykam oczy. Nie mam co ze sobą robić, więc spróbuje
zasnąć. Układam się wygodnie i głośno wypuszczam powietrze z ust. Nie jestem
przyzwyczajona do spania w dzień, ale ostatnio tak mało śpię, że wydaje się to
najlepszym wyjściem. Podciągam kolana pod brodę i powoli liczę od 100 w dół.
***
Otwieram oczy i mrugam kilkakrotnie. W pokoju jest dość
ciemno, nie widzę która jest godzina. Sięgam ręką pod poduszkę, jednak nigdzie
nie wyczuwam telefonu. Wydaję z siebie cichy jęk i siadam na łóżku. Dopiero
teraz widzę, że rolety są zasłonięte, a ja jestem przykryta kocem. Zdziwiona
unoszę brwi i wstaję, aby odsłonić okno. Gdy do pokoju wpada światło, na
stoliku dostrzegam kartkę, a na niej mój telefon.
„Tak słodko spałaś,
nie chciałem Cię budzić. Tylko, na litość boską, zacznij się przykrywać, w
końcu jest koniec listopada. Trening zaczyna się o 15:30, ale Alex chce żebyśmy
trochę poskakali jeszcze wcześniej, więc pewnie zobaczymy się dopiero na
skoczni. Jakbym nie dał rady wpaść przed wyjściem, to zostawię Twoją
akredytacje u Severina, mieszka naprzeciwko nas. Do zobaczenia, Anders
PS. Znalazłem twój
telefon na podłodze, jak Ty się musiałaś wiercić!
PS. 2. Ciekawe, kiedy
się nauczysz zamykać drzwi. Każdy mógłby wejść. „
Uśmiecham się i odkładam kartkę z powrotem na stolik. Biorę
telefon do ręki. Dochodzi 14. Najwyższa pora zacząć się szykować. Muszę jeszcze
złapać Severina, zanim pojedzie na skocznie. Odkładam komórkę i kieruję się do
łazienki. Biorę szybki, zimny prysznic na pobudzenie. Wciągam na siebie dresy i
t-shirt. Później pomyśle co ubrać na skocznię, na razie muszę doprowadzić się
do porządku. Staje przed lustrem. Twarz nadal mam lekko opuchniętą po spaniu,
więc przemywam ją zimną wodą. Nakładam delikatny makijaż: trochę pudru i tuszu
do rzęs. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego dziewczyny z własnej woli nakładają na
twarz tony różnych specyfików. Zdejmuję gumkę
z włosów i je rozczesuje. W pierwszym odruchu znowu chcę je związać,
jednak postanawiam zostawić je tak, jak są. Wychodzę z łazienki i wyciągam
walizkę z szafy. Wybieram pierwsze lepsze jeansy i czarną bluzę. Mój wzrok
przyciąga niebieska kurtka z napisem „Norge” na plecach. Dostałam ją od
Andersa, w Wiśle, dzień przed moim wyjazdem. Uśmiecham się mimowolnie. Założę
ją jutro, akurat na konkurs drużynowy. Chowam walizkę, wkładam telefon do
tylnej kieszeni spodni i rozglądam się po pokoju. Chyba mam wszystko, czego
potrzebuję. Biorę kurtkę wiszącą na krześle i wychodzę. Idę korytarzem prosto w
stronę windy i wjeżdżam 2 piętra wyżej. Skręcam w prawo i od razu jestem pod
drzwiami Freunda. Wypuszczam po cichu powietrze. Znam go z Wisły, jednak nie
mam pewności, czy mnie pamięta. Boje się też, że Anders zapomniał zostawić u
niego tą akredytacje i skoczek nie będzie wiedział czego u niego szukam. Karcę
się w duchu – znowu pesymistyczne podejście. Pukam do drzwi. Nie muszę długo czekać,
Niemiec od razu otwiera.
-Pola! – uśmiecha się i gestem zaprasza mnie do środka.
–Wchodź, rozgość się. Już się bałem, że nie zdążysz przyjść przed naszym
wyjazdem.
-Cześć Severin! – odwzajemniam uśmiech.
Niepewnie wchodzę do środka. Przy drzwiach stoją narty, obok
wisi kombinezon i stoi torba ze sprzętem. Przechodzę obok tego wszystkiego,
siadam na krześle przy stoliku i rozglądam się. W pomieszczeniu jest tylko
jedno łóżko, pewnie też ma ten komfort mieszkania samemu. Pokój Freunda
praktycznie niczym nie różni się od mojego. No, może tylko widokiem za oknem.
-Kiedy jedziecie? – posyłam skoczkowi pytające spojrzenie.
-W sumie to niedługo, ale zawsze to ja muszę czekać na całą
resztę, więc niech oni teraz poczekają na mnie – skoczek śmieje się i siada na
łóżku.
-Nie będę cie zatrzymywać, nie chce żebyście się spóźnili…
-Przestań! Zawsze stoję przy samochodzie jak idiota i czekam
aż oni łaskawie ruszą swoje tyłki na dół, niech chociaż zobaczą, jak to jest – uśmiecha
się delikatnie i podaje mi akredytacje. – Anders się postarał.
Patrzę na napis: „Pola Antczak. Team”. Faktycznie się
postarał. Myślałam, że zostanę co najwyżej bezimiennym gościem. Uśmiecham się i
zakładam smycz na szyję.
-Twój pierwszy konkurs Pucharu Świata, jak nastrój? –
skoczek patrzy na mnie i uśmiecha się pokrzepiająco.
-Wiesz… - mam ochotę powiedzieć mu, że boję się jak cholera,
bo będzie tam mnóstwo ludzi, do tego tak naprawdę nie wiem, gdzie mam iść i
skąd oglądać konkurs, jednak zamiast tego mówię tylko –już się nie mogę
doczekać. Z tego co słyszałam, atmosfera na konkursach jest świetna, poza tym w
końcu zobaczę Andersa jak robi to, co kocha najbardziej.
-Ja już wiem, co on kocha robić najbardziej – Freund puszcza
mi oczko i wybucha głośnym śmiechem, a ja cała czerwienieje.
-Severin, co… No coś ty… - język zaczyna mi się plątać i
czuję jak moje policzki płoną. Skoczek śmieje się jeszcze bardziej.
-Spoko Pola – machnął ręką. – Nie musisz się tłumaczyć.
Kręcę głową z dezaprobatą i już mam zamiar mu coś
odpowiedzieć, gdy nagle otwierają się drzwi.
-Sev, co ty… - odwracam głowę w stronę, z której dobiega
głos. Chłopak urywa zdanie w połowie i patrzy prosto na mnie. Nie mogę oderwać
od niego wzroku, zapominam o wszystkim wokół. Czuję się tak, jakbym tonęła w
jego oczach. Nawet nie potrafię określić ich koloru. Mam wrażenie, że słyszę
swoje serce, które w tym momencie wali jak młot. Mimowolnie zaciskają mi się
wszystkie mięśnie, a gula w gardle rośnie z sekundy na sekundę. Na całym ciele
mam ciarki i czuję wszechogarniające ciepło. Robi mi się wręcz gorąco.
Nieświadomie rozchylam usta i wycieram spocone dłonie o spodnie. Odnoszę
wrażenie, że mam motyle w brzuchu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się czułam.
Chłopak nadal nie odrywa ode mnie wzroku, a ja dopiero teraz jestem w stanie powiedzieć,
że ma brązowe włosy, delikatny zarost na twarzy i wyraźnie zarysowaną szczękę.
Poza tym, myślę że jest niewiele wyższy ode mnie. Oblizuję spierzchnięte usta
nie odwracając wzroku ani na sekundę. Przełykam ślinę i orientuję się, że do tej
pory wstrzymywałam oddech. Biorę głęboki wdech. Czuję się tak, jakby właśnie
trafił mnie grom z jasnego nieba i po zachowaniu chłopaka widzę, że czuje on to
samo. Nie wiem ile czasu już minęło, minuta, pięć, dwadzieścia? Czas stanął w
miejscu jak za dotknięciem magicznej różdżki. Wokół nas nie ma nic; jest tylko on, ja i
zachowania, których nie potrafię wytłumaczyć. Delikatnie szczypię się w udo.
Boli, czyli to nie sen. Zresztą, czy sen mógłby być tak realistyczny? Czy we
śnie wszystkie te uczucia byłyby tak mocne, obezwładniające, przytłaczające?
Z transu wyprowadza nas Severin. Nawet nie zauważyłam kiedy
wstał i stanął obok nas.
-Cholera… - mówi cicho, po czym głośno chrząka. Niechętnie
odwracam wzrok i patrzę na skoczka. – Wy się chyba jeszcze nie znacie? –mówi
już głośniej. Z powrotem przenoszę wzrok na chłopaka stojącego w drzwiach. Ma
na sobie czarną bluzę, a w ręku trzyma pomarańczową kurtkę, dokładnie taką,
jaka leży na łóżku Freunda.
-Jeszcze nie mieliśmy tej przyjemności – chłopak robi krok w
moim kierunku i uśmiecha się, a cieszę się, że siedzę, bo nogi mam jak z waty.
_______________
Po trochę więcej niż miesiącu wracam i to z przytupem na koniec! Teraz zacznie się to, o czym chciałam pisać odkąd założyłam tego bloga, to co przyszło mi do głowy z n-tym przesłuchaniem piosenki Hoziera. A skoro już o założeniu bloga mowa, dzisiaj mija równo rok, odkąd opublikowałam prolog. Nigdy nie spodziewałam się, że po roku tyle Was tu będzie, za co bardzo, bardzo dziękuję. Jak zakładałam bloga, przez myśl mi nie przeszło, że po roku dodawać będę dopiero 9 rozdział. Niestety, liceum i klasa maturalna rządzą się swoimi prawami. No nic, mam nadzieję, że za kolejny rok historia Poli i Fannisa będzie już doprowadzona do końca.
A co się tyczy rozdziału... Krótki, ponieważ nie chcę Wam od razu zdradzać, kto taki wszedł do pokoju Severina. Macie jakieś typy? Końcówka miesza, ale przecież od samego początku chodziło o to, żeby było nieszablonowo. Jak wrażenia?
Gorąco polecam włączenie muzyki od początku na końcówkę. Jak tylko usłyszałam tę wersję piosenki miałam tę scenę w głowie. Mam nadzieję, że Wy też wczujecie się w ten klimat.
Rozdział krótki, za to na koniec się rozpisałam. Do zobaczenia! ;)